Filip Chajzer nie patyczkuje się ze swoimi hejterami. W miniony weekend internet, a przynajmniej ta jego polska część, żył sprawą obrzydliwego mema, w którym ktoś śmieje się ze śmierci jego syna dziennikarza. Chajzer o wszystkim napisał u siebie na Facebooku, udało mu się też namierzyć sprawcę i nie szczędził emocjonalnego słownictwa. I wtedy zaczęło się. Jedni wspierali dziennikarza, drudzy potępiali za ujawnienie danych hejtera, a trzeci... bronili twórcę mema. Emocje już nieco opadły. Na spokojnie o sprawie rozmawiamy z Filipem Chajzerem.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Czy spodziewał się pan takiego odzewu po opublikowaniu mema i danych autora. Zarówno tego pozytywnego, jak i negatywnego?
Skrajne, patlogiczne, zachowania, takie jak stworzenie mema szydzącego z czyjejś tragedii, zawsze będą uruchamiać skrajne emocje. Więc ja absolutnie się z tym liczę, domyślałem się, że tak będzie i w ogóle mnie to nie zaskoczyło.
No tak, ale czy spodziewał się pan, aż takiej fali hejtu? Ten mem był zły, ale jednak i tak dużo osób skrytykowało pana działania.
Skala jest nie do porównania jeśli chodzi o reakcje pozytywne, wspierające mnie w obronie dobrego imienia rodziny. Wystarczy być rodzicem, żeby rozumieć o jakim świństwie mówimy. To z jednej strony.Z drugiej - byli ludzie, głównie w bardzo młodym wieku, broniący twórcy mema: "zostawmy chłopaka w spokoju, chłopak nic nie zrobił - przecież tylko stworzył mema, być może o czarnym humorze". Wiem, co to jest czarny humor, ale nawet on ma swoje granice. Dostałem setki wiadomości wraz ze screenami o zamkniętych grupach na Facebooku, gdzie tworzone są tego typu koszmarne treści. Mem o moim dramacie powstał rok temu, ale tego jest więcej, dużo więcej...
Skąd to wiadomo?
Nie będę wymieniać nazw tych grup by ich nie promować, a o to tym zagubionym dzieciom głównie chodzi. W sumie czego wymagać od ludzi urządzających mistrzostwa Polski w obrażaniu Jana Pawła II. To siedlisko i wylęgarnia debili, którzy tworzą obrazki, w których np. robi się pedofilskie żarty ze wspomnianego papieża Jana Pawła II, zamieszcza się zdjęcia martwych, chorych, upośledzonych dzieci z różnymi bardzo złośliwymi, paskudnymi komentarzami. To nie jest tak, że "ograniczajmy prawo do tworzenia memów". Rozumiem zasady internetu, używam go od lat, wykorzystuje social media jak najlepiej potrafię , tak żeby moją popularność przełożyć to na to, żeby komuś było dobrze w życiu. Ale to, co ci ludzie robią to jest patologia, to jest skrajne. To właśnie z takiej grupy pochodzi mem o moim dramacie.
Pojawiły się też głosy krytyki, że nawołuje pan do publicznego linczu.
Jedyne o co mi chodziło to zdobyć dane do tego człowieka, jeśli kogoś uraziła forma. Nic nie poradzę, to naturalny, ludzki gniew.
I co by pan zrobił w spotkaniu twarzą w twarz?
Osobiście porozmawiałbym z jego rodzicami. Zapytałbym czy wiedzą czym zajmuje się ich dziecko, czy wiedzą, że tworzy, promuje i przekazuje dalej tak obrzydliwe treści. To jest sedno sprawy. Jestem jednym z tysiąca obiektów o których ludzie z zamkniętych grup robią memy. Jest też Ewa Tylman, Igor Stachowiak, bezimienne martwe dzieci. Wszystko opatrzone komentarzami, które wydają im się zabawne.
Czyli rozumiem, że zdobył pan adres tego hejtera i niedługo go odwiedzi?
Chciałbym tylko i wyłącznie zrozumieć jego motywację.
Jakie ma pan jeszcze przemyślenia i refleksje po tym całym weekendzie? Przecież pół internetu żyło tą sprawą.
Moim zdaniem potrzebne są zmiany w prawie. Internet jest genialnym narzędziem, można dzięki niemu zrobić wiele dobrego, ale musi być odpowiedzialność. To nie może być tak, że każdy może zrobić wszystko w internecie "bo przecież można - internet jest otwarty dla wszystkich, nie ograniczajmy praw internautom". Nie można pozwolić na to by dzieciaki z fałszywych profili umieszczały ohydne fotomontaże Jana Pawła II i pisały, że jest pedofilem a później na tych samych grupach szczyciły się swoją bezkarnością jak sukcesem na Olimpiadzie. W którą stronę, chcemy iść i gdzie jest granica. Podpalenie jeża i nagranie tego komórą to już granica, czy jeszcze nie ? Publiczne, zbiorowe pobicie gimnazjalistki i wrzucenie tego do sieci to już granica, czy jeszcze nie ? a co jest dalej?
Ale co jeszcze przydałoby się zmienić w prawie? Jest np. ustawa o mowie nienawiści.
Po pierwsze: odpowiedzialność za rozpowszechnianie treści, które łamią wszystkie możliwe normy społeczne. Czym różni się internet od chodnika przed domem takiego "twórcy". Słowo jest słowem, obojętnie czy je powiedziałeś czy napisałeś. Do tego koniec anonimowości. Zarówno dotyczy to Facebooka, gdzie założenie fałszywego konta nie jest żadną filozofią, jak i komentarzy na forach internetowych portali. To wszystko musi być zweryfikowane z imienia, nazwiska, adresu, PESEL-u. Tyle.
A czy to nie zakrawa trochę o cenzurę "wolnego" internetu?
Trzeba by trochę wszystko zrównoważyć. Z jednej strony masz cenzurę, a z drugiej możesz się bezkarnie nabijać z czyjejś tragedii, ofiar katastrofy lotniczej w Smoleńsku, czy chorych dzieci którym pomaga Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Obrazek opatrzony hasłem "chuj w dupę chorym dzieciom" to też od taki "czarny humor", którego mamy bronić, bo młodociany memiarz ma mieć swobodę twórczą ?
Kto miałby decydować o tym, z czego można, a z czego nie można się śmiać? Jednych bawi to, drugich tamto – jak tu znaleźć złoty środek?
Moim zdaniem każdy rozsądny człowiek o jakimkolwiek elementarnym wychowaniu wie, z czego nie można się śmiać. I tyle.
Czy zamierza pan zaproponować rządzącym jakiś projekt ustawy czy to tylko opinia?
Jestem otwarty na współpracę. Sam nie jestem kompetentny, nie skończyłem studiów prawniczych, a to robota dla prawnika.
A jakieś rady dla ofiar podobnego hejtu w internecie? Bo niestety ma pan już doświadczenie z tego typu zjawiskiem.
Na to nie ma żadnej rady. Niestety. Mi jest łatwiej, bo mam już grubą skórę i gigantyczny zasięg na Facebooku: mogę sobie znaleźć takiego człowieka, rozpoznać go, próbować z nim porozmawiać. Zwykły dzieciak na którego "wsiada" w sieci grupa "kolegów" ze szkoły ma gigantyczny problem. Rozwój technologii nie poszedł w parze z edukacją. Przedmiot szkolny o braniu odpowiedzialności za to, co robimy w internecie to też nie głupi pomysł.
A co pan myśli o takim rozwiązywaniu sprawy paskudnych memów, jak zrobił to kulturysta Michał Karmowski? Nakręcił film z hejterem, na którym ten z pokorą zapowiada, że będzie społecznie pracował w hospicjum.
Jest hejt i hejt. Ja się naprawdę nie przejmuję hejtem wymierzonym w to, że jestem "gównianym dziennikarzem" (śmiech - red.), albo synem znanego ojca, po którego plecach zrobiłem karierę. Mam to szczerze w dupie, naprawdę. Absolutnie rozumiem mechanizmy działania internetu, każdy może wyrazić swoją opinię, ale są granice. Nie żartuje się ze śmierci czyjegoś dziecka, do kur*y nędzy!