Naukowcy w Oksfordzie podeszli do sprawy ambitnie. Przeanalizowali 50 tys. polskich wpisów z 10 tys. kont na Twitterze. Wyniki są zatrważające. Aż 1/3 polskich treści w popularnym serwisie społecznościowym pochodzi z fejkowych kont. Twitter jest polem walki, a żołnierzami są płatne trolle. Z badań wynika, że polskojęzyczni internauci do wynajęcia najczęściej wychwalają skrajną prawicę i realizują agendę Putina.
20 proc. prawicowych tweetów pochodzi z fałszywych kont
Na celowniku płatnych trolli są przede wszystkim osoby publiczne, które prezentują centrowe, lewicowe lub nawet niewystarczająco skrajne prawicowe poglądy. Schemat jest prosty. Wystarczy, by popularny dziennikarz, aktywistka lub polityk odezwali się na Twitterze, by zalała ich fala odpowiedzi o bardzo krytycznym, prześmiewczym lub wulgarnym charakterze (wpisów, memów). Często takie komunikaty pojawiają się i są rozpowszechniane niezależnie od tego, czy dana osoba coś właśnie zrobiła i/lub napisała.
Oczywiście część wpisów jest publikowana przez prawdziwe osoby z prawdziwymi kontami, które w taki sposób wyrażają swoje "patriotyczne" opinie (znak rozpoznawczy: flaga, godło, rycerze lub krzyż na zdjęciu profilowym). Jednak pozostałe to prawicowy głos ludu na zamówienie, wyceniany według stawek agencji marketingu szeptanego.
Czyste ręce polityków
O to, jak wygląda praca twitterowych najemników partii i Putina, pytam konsultanta ds. kampanii wyborczych w internecie (pragnie zachować anonimowość). Czy trolle mają biuro, w którym razem rozsyłają setki tweetów atakujących dane osoby lub partie? Czy dostają gotowe teksty do skopiowania i wklejenia, czy raczej wytyczne? Czy znają swoich zleceniodawców?
– Zebranie trolli w jednym miejscu byłoby dużym ryzykiem dla zleceniodawcy, dlatego są rozproszeni i porozumiewają się za pomocą e-maili. Kluczową sprawą w tym "biznesie" jest dyskrecja. Politycy, którzy zlecają "zwykłym internautom" ataki na swoich konkurentów zabezpieczają się przed zdemaskowaniem. Pozwala im na to węzłowa struktura komunikacji wszystkich osób zaangażowanych w płatne ataki polityczne – tłumaczy ekspert.
Na czym konkretnie to polega? – Polityk nie brudzi sobie rąk – wystarczy, że szepnie swoim ludziom, że trzeba się zająć w internecie osobą X lub partią Y. Potem ci ludzie kontaktują się z koordynatorami działań operacyjnych, przekazując im grafiki i gotowce (słowa kluczowe, hashtagi), a ci idą w dół drabiny i kontaktują się z trollami, którzy wklepują wpisy i komentarze.
Wszystko jest zorganizowane tak, by politycy byli kryci, a działalność zakonspirowana. Każdy ma znać najwyżej kilka innych osób i mieć tak mało informacji o ich działalności, jak to możliwe – wyjaśnia konsultant. Czy to znaczy, że trolle nie znają się wzajemnie? – Właśnie tak. Chodzi o to, by wtopa w jakiejś komórce nie pociągnęła za sobą zdemaskowania całej siatki – mówi.
Ci, którzy oglądali najnowszy sezon "Homeland" mogą mieć wrażenie, że coś podobnego już widzieli. To właśnie tam jednym z wątków była tajna fabryka trolli, hejtu i fake newsów, choć jej działalność była trochę bardziej widowiskowa. Ukryta w podziemiach normalnego budynku funkcjonowała specjalna internetowa komórka. Grupa kilkudziesięciu osób masowo i sprawnie zarządzała tysiącami fałszywych profili. Ich zadanie było proste: rzucać się z danym przekazem na coś lub kogoś. Mimo swojej anonimowości, mogli mieć realny wpływ na to, co dzieje się na scenie politycznej.
Typologia trolli
Sprawne trolle partyjne mogą wyciągać nawet kilka tysięcy miesięcznie. Wynagrodzenie liczy się od wpisu, a pod uwagę bierze się ich popularność, czyli zasięg w sieci. Marketing szeptany dotyczy nie tylko polityki, ale przede wszystkim produktów i usług. Stawki są zbliżone.
Jak podkreśla konsultant, nie wszystkie trolle dostają wynagrodzenie za swoją pracę. Są też trolle ideowe, które jak stado owiec podążą za płatnym trollem tweetującym dane wpisy, komunikaty i memy, bo niechęć do danej formacji jest zgodna z ich poglądami politycznymi, a fakty nie mają znaczenia. Są też trolle zmanipulowane, czyli nieświadomi internauci, którzy nie wiedzą, że rozpowszechniają kłamliwą propagandę, bo np. nie mają wystarczających kompetencji. Bezpłatne trolle to korzystny efekt uboczny działalności trolli opłacanych.
A jak do tego wszystkiego ma się hejt w internecie? – Celem hejtera jest zdehumanizowanie i pognębienie drugiego człowieka lub grupy ludzi. Z kolei troll ma za zadanie skłócić ludzi, wywołać negatywne emocje. Czasami jednak dany wpis służy obu celom - wtedy mamy do czynienia z hejtem i trollingiem jednocześnie. Granica bywa cienka. Gdy widzimy, że konto ma mało obserwujących i seryjnie kogoś atakuje, to powinna nam się włączyć czerwona lampka – tłumaczy ekspert.
Twitter kontrolowany
Jakie sa efekty trollingu na Twitterze? Skoordynowane, masowe rozpowszechnianie kłamliwych, obraźliwych i atakujących treści o danej osobie lub formacji ma stworzyć wrażenie, że społeczeństwo jest im niechętne lub wręcz wrogie. Ma uciszyć inne niż skrajnie prawicowe, nacjonalistyczne, proputinowskie głosy. Wytworzyć iluzję większości społecznej dla poglądów, które opłacił zleceniodawca.
– Jest to szczególnie niebezpieczne w sytuacji, gdy trendy z Twittera, z którego korzysta wielu polskich dziennikarzy, przelewają się do mediów ogólnopolskich, tradycyjnych. Coś, co jest płatną inscenizacją na zamówienie, pracownicy mediów nierzadko traktują jako reprezentatywne dla społeczeństwa – mówi ekspert.
Czy jest jakiś sposób walki z płatnymi trollami? – Tak. Krytyczne myślenie – odpowiada konsultant. – Przydałoby się to wszystkim internautom, nie tylko dziennikarzom. A ludziom atakowanym przez trolli przydałaby się gruba skóra i umiejętność ich wyciszania lub blokowania na Twitterze – konkluduje ekspert.
Niewymieniona z nazwy firma, obsługuje partie polityczne, dyskredytując ich konkurentów. Posługuje się 40 tysiącami fikcyjnych kont. Proceder jest niewykrywalny ze względu na brak automatyzacji i stosowaną procedurę.
Jedna osoba prowadzi 15 kont, za każdym razem korzystając z innego adresu IP. Fikcyjne postaci mają własny styl wypowiedzi i nie wchodzą ze sobą w interakcje, aby nie budzić podejrzeń. Cel? Internauta, wchodząc na profil ofiary, ma widzieć tylko nieprzychylne komentarze i negatywne reakcje.Czytaj więcej
Paweł Szefernaker (PiS)
wypowiedź z czasów kampanii wyborczej Andrzeja Dudy (2015)
Obserwujemy sieć, zgłaszają się różne osoby, które chcą pomagać w internecie. Także w ten sposób [przez dodawanie komentarzy - przyp. red.], jest to jeden z rodzajów aktywności w internecie. Sztab nie kontroluje dokładnie liczby komentarzy ani ich treści.Czytaj więcej