Nie samymi pierogami Polska stoi, czyli czym możemy chwalić się przed innymi narodami
Alicja Cembrowska
25 czerwca 2017, 08:37·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 25 czerwca 2017, 08:37
Z wakacyjnych wojaży nie przywozimy tylko pamiątek i opalenizny, ale szereg nowych doświadczeń. Spacerujemy po uliczkach obcego nam miasta, podziwiamy piękno architektury, rozległe krajobrazy i niejednokrotnie po powrocie zdarza nam się narzekać, że w tej Polsce to tak szaro, nudno i w ogóle na nie.
Reklama.
W tym momencie chyba warto przywołać wyświechtane frazesy, że cudze chwalicie, wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma, a Polacy lubią narzekać. Ale gdy odrzucimy na bok klasyczne tezy o malkontenctwie i powszechnemu niezadowoleniu rodaków, okaże się, że jesteśmy naprawdę fajnym i ciekawym narodem, a nasz kraj ma dużo do zaoferowania przybyszom z zagranicy. Zaraz się przekonacie, że wcale nie żyjemy w ponurym zagłębiu między rozwiniętą cywilizacją a dzikim Wschodem. Pora schować kompleksy i otwarcie mówić, z czego możemy być dumni albo nawet, czego inni mogą się od nas uczyć.
Miejsce śmieci jest w śmietniku
Utarło się, że nie jesteśmy najczystszym narodem. Jeszcze chwila, jeszcze moment i zaleje nas fala artykułów przepełnionych dramatycznymi statystykami, że co czwarty Polak myje się raz w tygodniu, a prawie 4 mln nie kontaktują się regularnie ze szczoteczką do zębów. Ale nie o tej czystości dzisiaj. Wystarczy przejść się po Warszawie czy Wrocławiu, by dostrzec, że dyskusyjna dbałość o ciało nie idzie w parze z tym, co prezentujemy na ulicach. W nawet największych polskich miastach z trudem znaleźć można śmieci porozrzucane po krzakach czy na trawnikach. Wyjątkiem mogą być oczywiście miejsca, gdzie spragnieni kontaktu z naturą mieszkańcy wielkich miast spędzają letnie wieczory. Faktem jednak jest, że są to piętnowane wyjątki. A spacerując po mieście, co kilka metrów ustawione są śmietniki czy kontenery.
Tym bardziej byłam zaskoczona małą dbałością o czystość w Londynie, w zwiedzaniu którego nieustannie towarzyszyła mi reklamówka z pustą butelką czy skórką po bananie, bo zwyczajnie trudno było trafić na kosz na śmieci. Podobnie jest w Berlinie, Paryżu czy Madrycie. Chyba, że to wrażenie wynikające z przyzwyczajenia do polskiej wygody. Bardziej jednak zaskoczyło mnie przyzwolenie na śmiecenie – wielu ludzi bez zażenowania rzucało pod siebie papierek po batonie. W Polsce od kilku lat piętnuje się taki przejaw niedbałości o wspólną, miejską przestrzeń.
Jeszcze gorzej było jednak wieczorami, gdy ze sklepów na londyńskie uliczki wystawiano worki ze śmieciami, które przy wietrznej pogodzie fruwały wśród ludzi. Takie rozwiązanie tłumaczyłam sobie ciasnotą i niewielkimi powierzchniami lokali – pewnie nie mają wydzielonych terenów czy pomieszczeń na składowanie odpadów. Nie mniej – doceniłam, że w Warszawie, Bydgoszczy czy Gdańsku radość z podziwiania miasta nie zakłócają mi śmieci pod stopami.
Osobno, ale jednak razem
Nie dajmy się zwieść huczącymi głosami polityków, że mamy dwie Polski i dwie grupy Polaków. W wielu sytuacjach, czy to radosnych, czy przeszywająco smutnych, potrafimy pokazać, że cenimy wspólnotę. Jesteśmy narodem, który umie spontanicznie wyjść na ulicę, pokazać swój sprzeciw, ale również połączyć się przy wspólnych emocjach sportowych czy wspierać zbiórki charytatywne i projekty. Chociaż wielu cudzoziemców zarzuca Polakom przesadną skłonność do melancholii, a w spisie treści książek historycznych wyszukiwanie tylko tych tragicznych i trudnych momentów, drugie tyle docenia przywiązanie do tradycji, kultywowanie świąt i dumę z ojczyzny.
Natura i kultura
O tym, że polska przyroda jest naszą dumą narodową, nie trzeba przekonywać tych, co choć raz wybrali się na górską przechadzkę w Bieszczady, spływ kajakowy Wartą czy oglądali zachód słońca nad Morzem Bałtyckim. Piękno natury doceniamy jednak głównie w czasie urlopu czy spędzając weekend za miastem. Przytłoczeni obowiązkami, pędząc do pracy nie dostrzegamy niestety, że na co dzień również mamy przywilej bycia blisko natury – nawet największe polskie miasta są zielone. Mamy dużo drzew, placów, skwerów. Szczególnie doceniłam to w momencie, gdy coraz więcej osób z zagranicy chwaliło coś, na co nigdy nie zwróciłam uwagi – a mam to pod nosem.
Również polska architektura zachwyca zagranicznych gości. Przykładem może być seria publikacji Josepha Richarda Francisa dla portalu theculturetrip.com. Dziennikarz poleca zwiedzić Gdańsk czy Kraków, ale również mniejsze miasta jak Zamość, Kazimierz Dolny czy Malbork. Wszystkie polecane miejsca przesiąknięte są historią, co jest nie bez znaczenia dla tych, którzy odwiedzają nasz kraj.
Bawimy się do białego rana
Dla domatorów może to być argument bez znaczenia, ale Polacy udowadniają, że potrafią się dobrze bawić. Ale nie tylko potrafią. Mogą - nasze puby i nawet osiedlowe knajpki otwarte są stosunkowo długo, szczególnie w weekend. I chyba w tym tkwi tajemnica miłości Brytyjczyków do Polski rozwiązała się sama – gdy chciałam napić się piwa w Londynie po całym dniu zwiedzania. Nie jest zatem kwestią przypadku, że w piątkowy czy sobotni wieczór na warszawskich ulicach, nie tylko tych słynących z najlepszych klubów, równie często usłyszeć można język angielski i polski.
O 22:00 w pubie, w którym postanowiłam odpocząć zapalono światło i usłyszałam pierwszy dzwonek. Do 22:30 lokal był już posprzątany, światło zgaszone, a goście, którzy mieliby jeszcze ochotę na łyk złotego trunku, musieli obejść się smakiem. I to tak na amen – wszystkie puby zamknięte, a sklepu próżno szukać. W weekendy wyjątkiem od tej zasady są kluby, które wykupują inny rodzaj koncesji – niestety nie jest to dobra opcja dla tych, co żałują grosza, nie chcą stać w kilometrowej kolejce do wejścia lub zwyczajnie preferują rozmowę w pubie, aniżeli szaleństwa klubowe. Czy jest to z mojej strony pochwała polskiego alkoholizowania się do 4 rano? Nic z tych rzeczy. Po prostu kilka razy spotkałam się z opinią, że w Polsce trudno coś w nocy zjeść lub trafić na fajną imprezę w tygodniu. Teraz wydaje mi się to bardzo przesadzone, bo w takim porównaniu, to Polska jest dobrym miejscem dla każdego, kto wieczorem chce spędzić czas z przyjaciółmi w knajpie.
Polish pierogi
O pierogach napisano już chyba wszystko. Podobnie jak o zachwytach na ich temat. W polskim menu niesłabnącym zainteresowaniem cudzoziemców cieszą się racuchy, szeroki wybór zup (mam znajomą z Ukrainy, która pierwszy raz w Polsce jadła pomidorową), bigos czy zapiekanki. I nadal, pomimo dostępu do wielu knajp wegetariańskich i wegańskich, pokutuje stwierdzenie, że jemy tłusto i jesteśmy mięsożercami. Próżno jednak szukać osób, których serca (i żołądka) nie skradła polska kuchnia i bary mleczne. Chyba nigdzie nie da się bardziej poczuć polskiego klimatu. A dodatkowym atutem są ceny, które nawet pod koniec miesiąca, w oczekiwaniu na wypłatę pozwalają zjeść znośny obiad.
Joseph Richard Francis w artykule “12 rzeczy, które kupisz tylko w Polsce” wymienia natomiast obwarzanki krakowskie, Żubrówkę, oscypki, sól z Wieliczki, toruńskie pierniki, a wszystko puentuje stwierdzeniem, że „Włochy mają pizzę, Izrael jest królem chlebka pita, ale Polska… Polska ma zapiekankę.”
Kszonsz bżmi w czcinie
Szacuje się, że językiem polskim posługuje się 44 milionów ludzi, a językiem angielskim 527 milionów. Z czego, ten pierwszy uznawany jest za najtrudniejszy język na świecie. Czyli możemy czuć się wyjątkowo! Dlaczego jednak nasz język jest taki niesamowity? Pomijając fakt, że mieści w sobie ogromny zasób słownictwa, wyjątki i przypadki, w rozmowie z Newsweekiem prof. dr hab. Włodzimierz Gruszczyński wskazuje, że można w nim dostrzec szczególne uwielbienie Polaków do tradycji. To, jak mówimy zmienia się w wolniejszym tempie niż w innych językach. Przez to cudzoziemcom z jeszcze większym trudem przychodzi przyswajanie zawiłości naszej mowy. Nie jest ona na wzór angielskiego czy czeskiego „czyszczona” i upraszczana.
Tylko od nas zależy jaką Polskę chcemy widzieć. Jak każdy kraj ma słabsze i lepsze strony, jednak warto spojrzeć na to, co nas otacza z innej perspektywy. Pod moim blokiem na przykład przejechała właśnie grupa głośno śpiewających kibiców. Z racami. Wyglądali na radosnych i zaangażowanych w to grupowe przeżycie. I mogłoby mi się to nie spodobać – bo hałas, bo krzyki. Ale jechali czerwonym piętrowym autobusem. Takim brytyjskim. To ciekawe łączenie się i przenikanie elementów charakterystycznych dla danego kraju z częściami innej kultury.