Ta coraz większa grupa osób widzi błędy i po stronie PO, i po stronie PiS. Ale ostatecznie uznaje, że "obie partie są siebie warte". Bo przecież i PO, i PiS swoim rozdaje stanowiska w spółkach skarbu państwa. A PiS dał przynajmniej obywatelom 500+. Określa się ich symetrystami. I zarzuca im się, że siedzą okrakiem na barykadzie i ze spokojem przyglądają się bitwie. Sami nie palą się do walki, bo sądzą, że prawda leży po środku. Zresztą uważają, że "zawsze było źle", "jest źle i lepiej nie będzie". Druga strona zarzuca im ślepotę. I mówi wprost: – W dzisiejszych czasach jest "albo, albo". To znaczy albo jesteśmy po stronie demokracji, albo po stronie demokratury – stwierdza Przemysław Szubartowicz.
Kilka dni temu dziennikarz Robert Mazurek zrobił "coming out" i w felietonie dla prawicowego wPolityce.pl przyznał, że jest symetrystą. To znaczy w jego mniemaniu: "dezerterem z wojny polsko-polskiej, uporczywie odmawiającym akcesu do któregoś z okładających się sztachetami po łbach obozów". "Nie symetrysta, tylko kosmopolityczny bełkot"; Taki z ciebie symetrysta? To dlaczego...." – i tu padają różne zarzuty pod adresem dziennikarza. Bycie symetrystą to dziś dla wielu Polaków powód do wstydu, bo coraz bardziej zawstydza to, co robi obecna władza.
Symetrysta stoi po środku
"Symetrysta" to człowiek, który na scenie politycznej doszukuje się symetrii, dostrzega błędy obecnej i poprzedniej władzy. Powtarza: "owszem, PiS robi źle, ale pamiętajmy, że za PO było to samo". Jego czołowe hasło to: "A za Platformy to...". I, za przykład dobroci PiS podaje 500+. Na nominację Małgorzaty Sadurskiej w PZU patrzy z takim samym niedowierzaniem, jak na stanowisko Igora Ostachowicza w Orlenie. Widzi blaski i cienie. Nie zacietrzewia się, nie miłuje jednej ze stron, nie jest wiernym żołnierzem żadnej partii, a raczej z pozycji obserwatora ocenia polityczną rzeczywistość. I oburza się tak samo na jednych i na drugich.
Janusz Lewandowski, były minister przekształceń własnościowych, na łamach naTemat opublikował tekst pt. "Symetrystom na pohybel". Rozróżnił dwie formuły symetryzmu. Obok "ex post" – czyli podejścia, że jest źle, ale zawsze było źle; wymienił nową odmianę symetryzm "ex ante" – czyli jest źle, ale nie będzie lepiej. I dalej bez ogródek napisał, co sądzi o samych symetrystach: "W czasie ostentacyjnego niszczenia dorobku 25-lecia, ostatnich bastionów państwa prawa i naszej pozycji w Europie, zdumiewają chętni, by odgrywać rolę 'pożytecznych idiotów' Jarosława Kaczyńskiego!".
Jak podaje "Polityka", to już niemalże masowe zjawisko. Ilu wśród symetrystów jest wyborców PiS, którzy w przeszłości szukają usprawiedliwienia dla działań partii, na którą oddali swój głos? To wiedzą tylko oni.
Antysymetrysta
Po drugiej stronie stoją antysymetryści. Oni zapewne byliby w stanie podpisać się pod tym, co stwierdził Janusz Lewandowski. "Ostachowicz był kompetentny ds. PR w Orlenie. I ustąpił. Sadurska – żadnych kompetencji na wice (członek zarządu PZU – red.). Żadnych zahamowań. Symetryści dalej ślepi?". – To osoby, które uważają, że mamy totalną walkę dobra ze złem i nie ma miejsca na kompromisy, a każdy, kto wyraża cień wątpliwości, jest po prostu zdrajcą – tłumaczy nam Jarosław Flis.
I antysymetryści formułują długą listę zarzutów pod adresem obecnej władzy i niejako sprzyjających im symetrystów. Wytykają im, że siedzą okrakiem na barykadzie, nie mają własnego zdania albo co gorsza – boją się głośno je wypowiedzieć. Uważają, że PiS doprowadził państwo polskie do spustoszenia i brak wyraźnej reakcji, opowiedzenia się po jednej ze stron, tylko sprzyja dalszej demolce. Wiesław Władyka i Mariusz Janicki szeroko opisali, dlaczego – ich zdaniem – PiS tak uwielbia symetrystów, dlaczego działają na ich korzyść i pomogli im dojść do władzy. Na łamach "Polityki" można było przeczytać, że symetryści wciąż mają zamydlone oczy i nie chcą przyjąć do wiadomości, że "za czasów PiS wiele rzeczy zdarza się pierwszy raz".
Jeszcze niedawno niektórzy internauci zastanawiali się nad wydźwiękiem słowa symetrysta. Jarosław Flis przekonuje, że od początku jego znaczenie jest pejoratywne.
Coraz częściej w taki sposób określa się także dziennikarzy, którzy wytykają błędy zarówno obecnej, jak i poprzedniej władzy, przekonują, że stoją po stronie uczciwości i rzetelności. I przestaje być to odbierane jako atut. O tym szerzej pisał zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej" Michał Szułdrzyński. "Politycznie zaangażowani dziennikarze znaleźli sobie nowego wroga. Zarówno ci, którzy sympatyzują z obecną władzą, jak i ci, którzy ją aktywnie zwalczają, najbardziej nie lubią tych, o których mówią, że stoją w środku" – zauważył Szułdrzyński, którego wielu internautów nazywa symetrystą. Dziennikarz w rozmowie z naTemat podał dwie definicje tego słowa.
– Symetryzmem często bywa nazywana inna postawa, która polega na tym, że staramy się pokazywać rzeczywistość taką, jaka ona jest. W związku z tym, jeśli dzieje się coś, co jest warte pochwalenia, to chwalimy, bez względu na to, czy ktoś jest nam bliski czy daleki ideowo. Jeżeli jest coś, co wymaga skrytykowania, to krytykujemy, również bez względu, czy ktoś jest nam bliski ideowo, czy daleki – wyjaśnia. I dodaje, że ta druga definicja niesłusznie bywa nazywana symetryzmem. – Ta postawa wydaje mi się chłodnym podejściem dziennikarskim czy komentatorskim. Mam wrażenie, że dziennikarze powinni opisywać rzeczywistość, niż ją tworzyć będąc stronami sporu politycznego – kontynuuje Szułdrzyński.
Zmieniła się rzeczywistość
Ale to znów głos jednej ze stron. Przemysław Szubartowicz, redaktor naczelny Wiadomo.co, przyznaje w rozmowie z naTemat, że za czasów pracy w Polskim Radiu (do marca 2016 roku) sam był symetrystą. – W tym rozumieniu, że starałem się za wszelką cenę być obiektywny. Nie miałem ani konta na Twitterze, ani na Facebooku. W żaden sposób nie funkcjonowałem jako komentator. Choć przed pracą w mediach publicznych to robiłem – mówi Szubartowicz. Ale to się zmieniło. Po grudniowych wydarzeniach w Sejmie Szubartowicz na Twitterze zapytał: "Halo, symetryści! Kto mówił: nie straszcie PiS-em, ważne 500 Plus, a nie TK, normalna zmiana władzy, przeciwnicy Dobrej Zmiany odlecieli?". – Sytuacja, w której rządzi Prawo i Sprawiedliwość nie jest zwykłą sytuacją w demokracji, nie jest wybrykiem demokratycznym, a zmianą pewnego paradygmatu. Jest to zmiana zasadnicza, jeśli chodzi o styl, sposób sprawowania władzy w demokratycznym państwie – mówi nam Szubartowicz.
Jego zdaniem symetryści boją się własnego cienia. – Tzn. boją się własnych poglądów, które na pewno mają. I za wszelką cenę próbują się identyfikować z ideałem dziennikarza, który nie może mieć poglądów, musi być bezstronny, mimo zmieniających się okoliczności politycznych, gdy jawnie łamana jest demokracja i przekreślona praworządność – zaznacza Szubartowicz.
Sergiusz Trzeciak, specjalista ds. marketingu politycznego z Collegium Civitas, podkreśla, że symetryści nie mają w obecnej sytuacji łatwo. – Oczywiste jest, że w przypadku polityki trudno siedzieć okrakiem na barykadzie. Ale jeżeli dotyka to mediów i określonych środowisk opiniotwórczych, to moim zdaniem robi się niebezpiecznie. To hamuje pewną debatę intelektualną w społeczeństwie – uważa Sergiusz Trzeciak.
Trzeciak nie ma wątpliwości, że każda z formacji politycznych przede wszystkim ceni "swoich dziennikarzy". – I w tym sensie "symetryści" mogą być traktowani jako mniejsze zło. Choć przecież nie są do końca swoi. Z jednej strony mogą pochwalić, ale też nie wiadomo, kiedy się od nich oberwie – podsumowuje Trzeciak.
Wszyscy, którzy nie są zagorzałymi zwolennikami jednej czy drugiej strony, którzy nie zaangażowali się w codzienny armagedon, którzy nie są przekonani, że walka się toczy w obrony demokracji przed czającym faszyzmem, są symetrystami.
Wiesław Władyka i Mariusz Janicki
na łamach "polityki" (3.05.16 r.)
Pomijając już dawne wybryki IV RP sprzed dekady, Trybunał Konstytucyjny działał przez 30 lat, zanim PiS nie zaczął go naprawiać. Nigdy dotąd Unia Europejska nie zajmowała się stanem demokracji w Polsce; teraz tak. Nigdy dotąd rzecznik partii rządzącej nie określił Sądu Najwyższego Rzeczpospolitej per „kolesie” (a za PiS tak właśnie się wyraził i zebrał burzę oklasków od kolegów z sejmowego klubu). Nie było dotąd „dwuprawia” i konieczności deklarowania, kto do czyjego prawa będzie się stosował – a ledwie przyszedł PiS, i tak jest. Te i dziesiątki innych przejawów działań nowej władzy – a także międzynarodowa reakcja na nie – nie mogą być przypadkiem. Chyba że od razu przyjmie się za własny przekaz PiS o tym, że „Polska jest atakowana, bo zaczęła się wreszcie upominać o swoje interesy”, ale wtedy trudno już mówić o „równym dystansie”.
Michał Szułdrzyński
zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej"
W pierwszym znaczeniu symetryzm jest uznaniem, że nikt od nikogo się nie różni, że wszyscy są tacy sami. I Platforma Obywatelska jest taka sama, i PiS jest taki sam. To jest oczywiście bzdura, dlatego że to jest doprowadzenie do skrajnego relatywizmu. Nieważne, czy mamy rządy autorytarne czy jakiekolwiek inne, to wszyscy są tacy sami. Nie są tacy sami.
Przemysław Szubartowicz
dziennikarz
Uważam, że mamy do czynienia z sytuacją zero-jedynkową, kiedy łamana jest konstytucja, kiedy postawowe wartości demokratyczne są podważane, kiedy panuje kłamstwo i bezczelność władzy. Te przykłady można mnożyć. Załóżmy, że głównym polem do tego jest łamanie konstytucji. To zmienia się też perspektywa. W dzisiejszych czasach jest "albo, albo". To znaczy albo jesteśmy po stronie demokracji, albo po stronie demokratury.
Sergiusz Trzeciak
specjalista ds. marketingu politycznego Collegium Civitas, autor książek, m.in. "Drzewo kampanii wyborczej"
A środowiska, które powinny być jednak niezależne, niejako są spychane na margines. Ich członkowie muszą się za kimś opowiedzieć, a jeśli tego nie robią, to nie są dostatecznie wyraziści. Ich kanały komunikacji są ograniczone, bo nie są zapraszani do mediów, bo nie są swoi - nie opowiadają się po żadnej ze stron.