
Symetrysta stoi po środku
"Symetrysta" to człowiek, który na scenie politycznej doszukuje się symetrii, dostrzega błędy obecnej i poprzedniej władzy. Powtarza: "owszem, PiS robi źle, ale pamiętajmy, że za PO było to samo". Jego czołowe hasło to: "A za Platformy to...". I, za przykład dobroci PiS podaje 500+. Na nominację Małgorzaty Sadurskiej w PZU patrzy z takim samym niedowierzaniem, jak na stanowisko Igora Ostachowicza w Orlenie. Widzi blaski i cienie. Nie zacietrzewia się, nie miłuje jednej ze stron, nie jest wiernym żołnierzem żadnej partii, a raczej z pozycji obserwatora ocenia polityczną rzeczywistość. I oburza się tak samo na jednych i na drugich.
na łamach naTemat opublikował tekst pt. "Symetrystom na pohybel". Rozróżnił dwie formuły symetryzmu. Obok "ex post" – czyli podejścia, że jest źle, ale zawsze było źle; wymienił nową odmianę symetryzm "ex ante" – czyli jest źle, ale nie będzie lepiej. I dalej bez ogródek napisał, co sądzi o samych symetrystach: "W czasie ostentacyjnego niszczenia dorobku 25-lecia, ostatnich bastionów państwa prawa i naszej pozycji w Europie, zdumiewają chętni, by odgrywać rolę 'pożytecznych idiotów' Jarosława Kaczyńskiego!".
Wszyscy, którzy nie są zagorzałymi zwolennikami jednej czy drugiej strony, którzy nie zaangażowali się w codzienny armagedon, którzy nie są przekonani, że walka się toczy w obrony demokracji przed czającym faszyzmem, są symetrystami.
Antysymetrysta
Po drugiej stronie stoją antysymetryści. Oni zapewne byliby w stanie podpisać się pod tym, co stwierdził Janusz Lewandowski. "Ostachowicz był kompetentny ds. PR w Orlenie. I ustąpił. Sadurska – żadnych kompetencji na wice (członek zarządu PZU – red.). Żadnych zahamowań. Symetryści dalej ślepi?". – To osoby, które uważają, że mamy totalną walkę dobra ze złem i nie ma miejsca na kompromisy, a każdy, kto wyraża cień wątpliwości, jest po prostu zdrajcą – tłumaczy nam Jarosław Flis.
Pomijając już dawne wybryki IV RP sprzed dekady, Trybunał Konstytucyjny działał przez 30 lat, zanim PiS nie zaczął go naprawiać. Nigdy dotąd Unia Europejska nie zajmowała się stanem demokracji w Polsce; teraz tak. Nigdy dotąd rzecznik partii rządzącej nie określił Sądu Najwyższego Rzeczpospolitej per „kolesie” (a za PiS tak właśnie się wyraził i zebrał burzę oklasków od kolegów z sejmowego klubu). Nie było dotąd „dwuprawia” i konieczności deklarowania, kto do czyjego prawa będzie się stosował – a ledwie przyszedł PiS, i tak jest. Te i dziesiątki innych przejawów działań nowej władzy – a także międzynarodowa reakcja na nie – nie mogą być przypadkiem. Chyba że od razu przyjmie się za własny przekaz PiS o tym, że „Polska jest atakowana, bo zaczęła się wreszcie upominać o swoje interesy”, ale wtedy trudno już mówić o „równym dystansie”.
W pierwszym znaczeniu symetryzm jest uznaniem, że nikt od nikogo się nie różni, że wszyscy są tacy sami. I Platforma Obywatelska jest taka sama, i PiS jest taki sam. To jest oczywiście bzdura, dlatego że to jest doprowadzenie do skrajnego relatywizmu. Nieważne, czy mamy rządy autorytarne czy jakiekolwiek inne, to wszyscy są tacy sami. Nie są tacy sami.
Zmieniła się rzeczywistość
Ale to znów głos jednej ze stron. Przemysław Szubartowicz, redaktor naczelny Wiadomo.co, przyznaje w rozmowie z naTemat, że za czasów pracy w Polskim Radiu (do marca 2016 roku) sam był symetrystą. – W tym rozumieniu, że starałem się za wszelką cenę być obiektywny. Nie miałem ani konta na Twitterze, ani na Facebooku. W żaden sposób nie funkcjonowałem jako komentator. Choć przed pracą w mediach publicznych to robiłem – mówi Szubartowicz. Ale to się zmieniło. Po grudniowych wydarzeniach w Sejmie Szubartowicz na Twitterze zapytał: "Halo, symetryści! Kto mówił: nie straszcie PiS-em, ważne 500 Plus, a nie TK, normalna zmiana władzy, przeciwnicy Dobrej Zmiany odlecieli?". – Sytuacja, w której rządzi Prawo i Sprawiedliwość nie jest zwykłą sytuacją w demokracji, nie jest wybrykiem demokratycznym, a zmianą pewnego paradygmatu. Jest to zmiana zasadnicza, jeśli chodzi o styl, sposób sprawowania władzy w demokratycznym państwie – mówi nam Szubartowicz.
Uważam, że mamy do czynienia z sytuacją zero-jedynkową, kiedy łamana jest konstytucja, kiedy postawowe wartości demokratyczne są podważane, kiedy panuje kłamstwo i bezczelność władzy. Te przykłady można mnożyć. Załóżmy, że głównym polem do tego jest łamanie konstytucji. To zmienia się też perspektywa. W dzisiejszych czasach jest "albo, albo". To znaczy albo jesteśmy po stronie demokracji, albo po stronie demokratury.
A środowiska, które powinny być jednak niezależne, niejako są spychane na margines. Ich członkowie muszą się za kimś opowiedzieć, a jeśli tego nie robią, to nie są dostatecznie wyraziści. Ich kanały komunikacji są ograniczone, bo nie są zapraszani do mediów, bo nie są swoi - nie opowiadają się po żadnej ze stron.