
Reklama.
Przynajmniej tak chce grupa posłów i posłanek z Prawa i Sprawiedliwości, którzy chcą, by Trybunał uznał za niekonstytucyjną możliwość oceny przez sądy powszechne legalności wyboru prezesa TK. Ich zdaniem ustawodawca świadomie nie przewidział odpowiednich przepisów i pozwolił na badanie zgodności sądom powszechnym na podstawie Kodeksu Postępowania Cywilnego. W praktyce oznacza to, że prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska, która wyznacza skład sędziowski rozpatrujący daną sprawę, decydowałaby o legalności wyboru samej siebie.
Przypomnijmy, że sprawa zaczęła się od wniosku byłego prezesa TK Andrzeja Rzeplińskiego złożonego do Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który zadał Sądowi Najwyższemu w trybie cywilnym pytanie prawne ws. "umocowania" sędzi Julii Przyłębskiej jako prezesa TK oraz pytania, czy tę kwestię może oceniać sąd powszechny.
Ale tak naprawdę ocena samych siebie w wykonaniu urzędników obecnej władzy nie powinna już nas dziwić. Choćby przykład wyjaśniania kolizji Antoniego Macierewicza w drodze z Torunia do Warszawy, którą wyjaśniał zespół powołany właśnie przez szefa MON, pokazuje, że takie absurdy wcale nie są u nas niemożliwe.