Piękna pogoda i rozpoczynający się właśnie okres wakacyjny, to żniwa dla drogówki. Policjanci będą czyhać na nas z "suszarkami", a zdjęcia zrobią nam fotoradary. Tych drugich będzie od sierpnia więcej. Funkcjonariusze z kolei poradzą sobie starymi sposobami "na leszczy".
Maszynki do robienia pieniędzy – dla budżetu państwa i gminy
Adam Hofman, poseł i rzecznik Prawa i Sprawiedliwości, na Twitterze wypomina Donaldowi Tuskowi jego słowa z czasu rządów Jarosława Kaczyńskiego. Obecny premier mówił wtedy kpiąco, że "tylko facet, który nie ma prawa jazdy, może wydawać takie pieniądze na fotoradary". A co po raz kolejny robi ten szczycący się prawem jazdy – tym wielkim odznaczeniem – szef Platformy Obywatelskiej? Za jej rządów (przypomnijmy, bo nie jest to oczywiste – partii liberalnej) w sierpniu tego roku Główny Inspektorat Transportu Drogowego postawi kolejne setki fotoradarów.
W około ośmiuset masztach w całym kraju jest na zmianę instalowane siedemdziesiąt urządzeń. Pod koniec szkolnych wakacji, puste "budki" zaczną się jednak zapełniać trzystoma kolejnymi aparatami. Jak informuje gazetaprawna.pl, na przełomie tego i następnego roku uruchomiony zostanie także nowy system informatyczny, który szybciej i sprawniej będzie wystawiał mandaty. W połączeniu z nowoczesnymi urządzeniami, które będą robić wyraźniejsze zdjęcia, będzie to niemalże maszynka do robienia pieniędzy. Łatwiej też ściągnie się zobowiązania od cudzoziemców.
Gminne fotoradary podreperują z kolei budżety lokalne. Na przykład zamontowane w tym roku w Warszawie aparaty, robią zdjęcia nie tylko przekraczającym prędkość, ale także przejeżdżającym na czerwonym świetle. I są świetnej jakości, więc prawie nikt łamiący przepisy ich nie uniknie. Na początku rejestrowały nawet pięćset wykroczeń na dobę! W trzy tygodnie zarobiły dla budżetu około 750 tysięcy złotych, a postawienie ich kosztuje ćwierć miliona.
A policja w krzakach lub za wozem żandarmerii wojskowej
Policjanci z ręcznymi radarami jak co roku, także i w te wakacje, nie będą próżnować. Uważajcie na stare sztuczki – ukrywanie się wozem policyjnym, tak by z daleka nie było go widać, to sprawdzona metoda. Wystarczy postawić go za wzniesieniem, krzakami, czy innym samochodem i niczego niespodziewający się kierowca będzie łatwym łupem.
Ale są też bardziej wysublimowane metody. Ostatnio widzieliśmy policjanta kryjącego się za samochodem żandarmerii wojskowej, który nie wzbudzał tak dużych podejrzeń. Nagminne jest też ustawianie niewielkich, przenośnych fotoradarów na ruchliwych, szerokich trasach, gdzie naturalnie kierowcy przyciskają mocnej pedał gazu. Potrafią one rejestrować nawet ponad jedno wykroczenie na minutę.
Niektórzy funkcjonariusze są także wyposażeni w aparaty podłączone do laptopów, które sprawdzają czy kierowca ma zapięte pasy, albo czy rozmawia przez telefon komórkowy.
Do historii na szczęście przeszło już ukrywanie fotoradarów w koszach na śmieci, czy starych Żukach. Tak kilka lat temu policja próbowała zaskakiwać kierowców. Okazało się jednak, że można było łatwo zaskarżyć mandaty w ten sposób wystawione, ponieważ zgodnie z instrukcją, przenośne fotoradary musiały stać stabilnie na trójnogach i nie mogły łapać kierowców przez na przykład krzaki. Co raz rzadziej widzimy też legendarną sztuczkę z ukrywaniem się policjantów za atrapą wozu, które gdzieniegdzie możemy jeszcze spotkać.
Jak sądzicie, na ile mandaty z fotoradarów i kontroli drogówki zwiększają bezpieczeństwo, a na ile są tylko szansą na podreperowanie budżetów? Trafiliście kiedyś na jakąś kuriozalną formę ukrycia się policjantów?