Przeciwko wizycie Trumpa w Warszawie protestowały aktywistki kobiece i mężczyźni popierający prawa kobiet. Zwolennicy PiS i Trumpa próbowali zagłuszyć kobiety okrzykami "jesteś brzydka!".
Przeciwko wizycie Trumpa w Warszawie protestowały aktywistki kobiece i mężczyźni popierający prawa kobiet. Zwolennicy PiS i Trumpa próbowali zagłuszyć kobiety okrzykami "jesteś brzydka!". Fot. Maciej Stanik / naTemat

Powiedzieć, że na rogu Schillera i Miodowej szalały emocje, to powiedzieć zbyt mało. Po jednej stronie stali zwolennicy prezydenta Donalda Trumpa - część z nich zwieziona przez PiS autokarami do Warszawy. Z drugiej strony demonstrowały osoby, które nie zgadzały się z antykobiecą polityką amerykańskiego prezydenta – jej symbolem stało się nagranie, w którym rzekomo konserwatywny Trump mówi o "łapaniu kobiety za cipkę".

REKLAMA
Słowo "lewacy" piszę w cudzysłowie, bo wystarczy nie popierać partii rządzącej lub jej przystawek, by dostać tę etykietę. Poglądy, które w państwach europejskich są uważane za centrowe, to dla sympatyków rządu i przyległości to skrajna lewica. W tak szeroko zarysowanym "lewackim" zbiorze mieszczą się zarówno nieco mniej konserwatywni zwolennicy Platformy, jak i osoby związane z Inicjatywą Polską, Zielonymi lub Partią Razem, jak i anarchiści.
logo
Happening Podręcznych, które protestują przeciwko seksistowskiej polityce Trumpa, przyciągnął uwagę mediów. fot. Maciej Stanik/naTemat
Polski szacunek do kobiet
Happening polegający na przywitaniu prezydenta Donalda Trumpa w strojach Podręcznych – kobiet zniewolonych przez chrześcijańskich fundamentalistów religijnych z powieści Margaret Atwood, a teraz adaptacji serialowej – był bardzo medialnym pomysłem. Kobiety w czerwonych pelerynach i białych czepkach przyciągały uwagę fotoreporterów i zwolenników Trumpa/PiS.
Ci ostatni, skupieni wokół logo NSZZ "Solidarność", pewnie po to by udowodnić, że w Polsce nie ma problemu z szanowaniem praw kobiet, z elokwencją godną prawicowych publicystów próbowali zagłuszyć przemawiające kilkadziesiąt metrów dalej kobiety okrzykami "jesteś brzydka, jesteś brzydka".
logo
Panowie skupieni wokół logo NSZZ "Solidarność" próbowali zagłuszyć kobiety upominające się o swoje prawa okrzykami "jesteś brzydka! jesteś brzydka". fot. Anna Dryjańska/naTemat
Nad zachowaniem odpowiedniej odległości między dwiema grupami czuwała policja, która nie dała się przekonać prośbom zwolenników Trumpa/PiS, by wyłączyć nagłośnienie "lewakom". W końcu korzystali z konstytucyjnie gwarantowanej wolności zgromadzeń. To nie "kontrmiesięcznica", by policja uniemożliwiała manifestantom protestowanie w miejscu legalnie zgłoszonego zgromadzenia.
"Trump precz!" kontra "Idiotki!"
"Lewacy" wznosili ostre okrzyki, wśród nich chyba najczęściej się powtarzające "Trump precz!". Z kolei część zwolenników Trumpa/PiS zaczynała buczeć i wyć nawet wtedy, gdy ze sceny padały postulaty przestrzegania praw pracowniczych. Nie trzeba chyba dodawać, że Trump jako biznesmen zasłynął z wykorzystywania swoich pracowników. Dość ciekawie było oglądać mężczyzn z logiem "Solidarności", którzy wpadali we wściekłość, gdy z drugiej strony barykady padały postulaty socjalne. Jednak było kilka kobiet, które nie ustępowały im agresją.
logo
Zwolenniczka Trumpa/PiS pokazuje "lewakom" gest Kozakiewicza. fot. Anna Dryjańska/naTemat
Jedną z nich była ta pani, która z dużą satysfakcją posłała w kierunku "lewaków" gest Kozakiewicza. Kilka starszych pań krzyczało do Podręcznych, że są idiotkami, kretynkami i pukało się w czoło. Jedna z nich próbowała przedrzeć się przez kordon policji, ale została zawrócona do zwolenników Trumpa/PiS.
Wśród zgromadzonych w tej ostatniej grupie zauważyłam syna Anny Walentynowicz, znanej działaczki "S", która zginęła w katastrofie smoleńskiej. Ciekawe, co myślał, gdy widział "solidarnych" panów reagujących agresją na prawa człowieka kobiet i prawa pracownicze.
logo
Zwolennicy Trumpa/PiS wypisali na transparencie, że pragną, by prezydent USA uczynił Polskę znowu wielką. fot. Maciej Stanik / naTemat
Gdzie się podziali nasi "lewacy"?
Znaczna część zwolenników PiS/Trumpa pozostawała jednak spokojnie po swojej stronie barykady, czekając na to, aż na telebimie pojawi się amerykański prezydent. Rozmawiali w swoim gronie i nie podchodzili pod kordon policji, by poobrażać ludzi o innych poglądach.
Skorzystałam z okazji, by porozmawiać z kilkorgiem z nich - jedną członkinią PiS i kilkorgiem sympatyków. To było ciekawe doświadczenie. Targały nimi bardzo silne emocje. Jednak na pytanie czego oczekują od Trumpa, nie było konkretnej odpowiedzi. Rozgorączkowany pan tłumaczył, że chodzi o to, by było lepiej. Po prostu. Zwolennicy PiS próbowali mnie nawet przekonać do swoich, oczywiście jedynie słusznych, wierzeń religijnych i zniechęcić do oglądania TVN. W końcu jednak zorientowali się, że nie dadzą rady i nazwali "lewaków" chorymi ludźmi.
"Lewacy" byli dobrze i pomysłowo zorganizowani, ale mniej liczni niż zwolennicy Trumpa. Czy tylko dlatego, że partia nie zwiozła ich autokarami, czy dlatego, że stwierdzili, że protest jest bezsensowny, a może nawet szkodliwy dla polskiej racji stanu? Faktem pozostaje, że minister Waszczykowski obiecał tego, czego nie mógł dotrzymać - Trump spotkał się w Polsce z protestem, jednak był to protest medialny i symboliczny. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że "lewacy" z Hamburga zgotują mu znacznie liczniejsze powitanie. Czy w Polsce potrzebny jest nóż na gardle, tak jak podczas pierwszych manifestacji KOD lub Czarnego Protestu, by centryści i lewicowcy masowo wyszli na ulicę?