Jak to jest dowiedzieć się o śmierci kogoś bliskiego z Twittera? Przekonał się o tym pewien Holender. Zdjęcia samobójcy, które krążyły po serwisie społecznościowym, przedstawiały jego ojca. Wszelkie makabryczne treści wydają się przyciągać rzesze internautów. To sposób na wyrwanie ze "znieczulicy społecznej" czy okrucieństwo, pozostawiające uraz na psychice? Antropolodzy twierdzą, że ludzie po prostu potrzebują krwi.
Grupka holenderskich studentów widziała samobójstwo człowieka. Rzucił się pod pociąg. Zrobili zdjęcie jego zwłokom i opublikowali na Twitterze. Syn nieboszczyka widział te zdjęcia rankiem. Tymczasem po południu do jego drzwi zapukała policja, mówiąc, że samobójcą jest jego ojciec. Funkcjonariusze natychmiast nakazali studentom usunąć kontrowersyjną fotografię. – "Każdy, kto poczuł potrzebę uwiecznienia ofiary, powinien natychmiast je usunąć. Nie mają poszanowania godności oraz idą za daleko!" – głosi komunikat władz.
Podobnych treści w internecie jest sporo. Kilka lat temu w Kalifornii tysiące internautów widziało zdjęcia młodej Amerykanki, która zginęła w wypadku samochodowym. A jej rodzinie nie pozwolono na obejrzenie ciała.
Igrzyska i chleb
Makabryczne treści zawsze cieszyły się sporą popularnością. Ludzie już w starożytności uwielbiali krew, igrzyska i śmierć. W ten sposób można było ich oderwać od ważnych politycznych spraw. Podobnie jest i dziś. Film z egzekucji nagrany przez talibów będzie miał o wiele większe powodzenie niż dokument, opisujący wojnę. Nie bez znaczenia jest też autentyczność takich treści. Gdzie jest granica dobrego smaku? Czy pokazywanie w internecie śmierci może mieć dobre skutki?
– To już się dzieje – mówi naTemat prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny z SWPS. – Są precedensy, a to oznacza, że takie zjawisko będzie się nasilać. Na początek trzeba twardo oddzielić treści pokazujące tragedię np. w krajach ogarniętych wojną od tych obrazujących prywatne wypadki. Zdjęcie martwego Holendra to zwykły ekshibicjonizm. Nie mają żadnej dodatniej wartości, prywatne makabry nie powinny być mieszane z relacjami z wojny. To wykracza poza granice dobrego smaku – tłumaczy prof. Czapiński.
Dodaje te, że także ludzkie tragedie z krajów, w których szaleje wojna, nie zwiększą wrażliwości innych społeczeństw, a nawet może ją zmniejszyć. Ludzie się przyzwyczają. – Z drugiej jednak strony to może być dobry sposób na pokazanie światu skali problemu i zmotywowanie ludzi do wywierania nacisków na rządy, które mogą mieć wpływ na poprawę tragicznej sytuacji. Wszystko zależy od danego przypadku – dodaje. – Praktycznie nie wiemy, co dzieje się w Syrii, bo nie mamy tam korespondentów. Te strzępki informacji, które do nas docierają nikogo nie obchodzą. Gdyby pokazać w telewizji czy internecie pokot martwych ciał, może to wywołać reakcję, która okaże się przydatna – mówi.
"Ucz się na cudzych błędach"
Profesor wyjaśnia także, że lubimy oglądać takie treści. – Korzystają na tym internet oraz reszta mediów. Zaspokajają potrzeby odbiorców, zarabiają na tym. Jednak ja nie mam im tego za złe, że żerują na ludzkich dramatach. Pełnią swego rodzaju rolę edukacyjną. Takie treści wpisują się w odwieczne prawo psychologii, mówiące o tym, by interesować się cudzymi problemami. To pozwoli nam nauczyć się na ich błędach i zobaczyć, jak należy się w takich sytuacjach zachować – dodaje profesor Czapiński.
– Granicę przyzwoitości przekroczyły dawno temu tabloidy. Internetowe makabryczne treści mają przetarte szlaki – mówi Agnieszka Morzy, medioznawca. – Takie treści nie powinny się rozprzestrzeniać, to godzenie w ludzką godność. Niestety czasem te najbardziej kontrowersyjne zdjęcia są nagradzane – tłumaczy. Przywołuje przykład zwycięskiego zdjęcia w konkursie World Press Photo sprzed paru lat, które przedstawiało dogorywającą dziewczynkę. Fotoreporter zamiast jej pomóc zabrał się za uwiecznianie tego momentu. Podobnie sprawa wyglądała podczas próby samobójstwa prokuratora wojskowego Mikołaja Przybyła. Pierwsze co zrobili reporterzy po wtargnięciu do pokoju to filmowanie leżącego ciała.
"Kolekcjoner wrażeń"
– Fascynacja złem, nawet brzydotą zawsze była w człowieku silna. Liczne przekazy ikonograficzne świadczą o tym dziwnym "uwielbieniu". To nie jest domeną tylko naszych czasów. Internet pomaga w rozprowadzaniu tego typu treści, ale przecież one same się nie kopiują na coraz to nowe serwery – mówi medioznawca. – Nachodzi mnie smutna konkluzja. Idealnie pasuje do tego zjawiska definicja ukuta przez Zygmunta Baumana. Mówi on o "kolekcjonerze wrażeń". Współczesny człowiek przyswaja pozytywne przeżycia, lecz w końcu mu się one nudzą. Wtedy zaczyna sięgać głębiej i głębiej, po makabryczne treści – kwituje Agnieszka Morzy.
To sformułowanie zdaje się odzwierciedlać rzeczywistość. Mnóstwo kręconych przez talibów egzekucji krąży po internecie. Zdjęcia martwych ludzi, egzekucja Saddama Hussaina, głośne swego czasu zabójstwo korespondenta "The Wall Street Journal" Daniela Pearla, samobójstwa. Fani makabrycznych wrażeń mają w czym wybierać. Ale czy jest to sposób na uświadomienie społeczeństwom powagi sytuacji?