Polsce i Polakom potrzebny jest stół, a nie mur – napisał na Twitterze psycholog Jacek Santorski, komentując barierki dzielące Krakowskie Przedmieście 10 lipca, by odseparować uczestników wiecu smoleńskiego PiS od kontrmanifestacji. Redakcja naTemat zapytała go co musiałoby się stać, by podzieleni Polacy usiedli i zaczęli ze sobą rozmawiać.
Trochę się pan rozmarzył z tym stołem. Przecież pan widział co się działo na Krakowskim Przedmieściu.
To nie są marzenia ani idealizm. To, co się działo, jest zrozumiałe z ewolucyjnego punktu widzenia – ludźmi rządzi atawizm, głęboko zakorzeniony w ich mózgu, który sprawia, że czują niechęć lub nawet wstręt do obcych. Dziesiątki tysięcy lat temu ten instynkt był warunkiem biologicznego przetrwania. Teraz sytuacja się zmieniła. Warunkiem rozwoju kultury i społeczeństwa jest przekraczanie atawizmów, otwarcie na inność, akceptacja różnorodności. Dlatego uważam, że bardzo dobrze się stało, że kontrmiesięcznica odeszła od muru.
Telewizja publiczna byłaby bardzo nieprofesjonalna w swojej propagandzie, gdyby nie twierdziła, że to była paniczna ucieczka (śmiech).
Czyli co, PiS i reszta Polski mają usiąść do stołu, by zawrzeć kompromis, że wypadek lotniczy w Smoleńsku był "zamachokatastrofą"?
Nie. Świadomi rozbieżności, mogą zacząć rozmawiać o polskiej racji stanu. O wspólnym przeciwdziałaniu zagrożeniom, którym prędzej czy później Polska będzie musiała stawić czoła.
Na przykład?
Klęsce żywiołowej. Obcej agresji. Nie lubimy o tym myśleć, ale państwo powinno być gotowe na różne scenariusze. Powinniśmy być gotowi razem.
Wszystko pięknie, ale jak pan sobie wyobraża to, że rządzący "zamachowcy" usiądą do stołu z ludźmi, których uważają za morderców? Przepraszam: głoszą, że są mordercami, bo nie ma pewności, czy rządzący sami w to wierzą. Mają im publicznie wybaczyć hel, sztuczną mgłę i rakietę?
Ależ oni nie mają przy tym stole rozmawiać o sztucznej mgle, tylko o innych, kluczowych kwestiach. To trochę tak, jak z rozstającą się parą. Rozwodzący się małżonkowie mogą się nie znosić, ich prawnicy mogą piłować każdy mebel na pó, ale oni nadal mogą zgodnie współpracować w kwestiach związanych z dobrem dzieci. I tylko w tych kwestiach.
A dlaczego właściwie PiS miałby w ogóle chcieć rozmowy z opozycją?
Teraz nie ma żadnego powodu. Rządzący zyskaliby motywację do dialogu, gdyby po drugiej stronie zobaczyli siłę. Zjednoczenie. Reprezentację tej drugiej połowy Polski, która teraz jest niedoreprezentowana w Sejmie. PiS ma ułatwione zadanie. Jest silny, zwarty i gotowy, a naprzeciwko siebie ma rozsypkę.
Zjednoczona opozycja to nadal bardziej hasło z transparentów, niż rzeczywistość.
Wie pani, dlaczego tak jest? Bo liderzy opozycji mają bardzo duże ego i bardzo małą inteligencję wykonawczą.
Na czym polega inteligencja wykonawcza?
Na spójnym działaniu. Połączeniu wizjonerstwa z pragmatyzmem. Umiejętności planowania i postrzegania mniejszych elementów w większym kontekście. Diagnozie sytuacji i dopasowaniu do niej postępowania. Klarownych wartościach. Świadomości realiów i zmian, które chcą przeprowadzić. Celu większego niż wygranie wyborów. Skupienia wokół tego celu rozproszonych talentów. Pokory, która pozwala na rezygnację z nieefektywnych pomysłów. Tylko wtedy opozycja może myśleć o zdobyciu władzy w przyszłości.
O jakiej przyszłości mówimy?
Oceniam, że jest to perspektywa dekady, choć z definicji nie można przewidzieć różnych losowych zdarzeń, które mogą przyspieszyć ten proces. Jednak niezależnie od tego, czy potrwa to rok, trzy lata, czy dziesięć lat, opozycja powinna zacząć się przygotowywać już teraz. Niestety, nie robi tego.
Co ma pan na myśli?
Rozmawiałem niedawno z kilkoma, znaczącymi politykami opozycji. Zapytałem ich, czy mają diagnozę społeczną. Czy zrobili dokładne badania i wiedzą, czego chce i potrzebuje społeczeństwo. Diagnoza przedstawiona przez Czapińskiego jest już nieaktualna, minęło zbyt dużo czasu. I wie pani, co oni na to?
Nie, i trochę się obawiam pańskiej odpowiedzi.
Oni kiwają głowami, że tak, oczywiście, mają diagnozę społeczną, ale zamiast niej pokazują mi sondaż poparcia partii politycznych! Czyli znowu stawiają na ego. Ten przykład pokazuje, jak inteligentni ludzie - mam na myśli IQ i inteligencję emocjonalną – sabotują własne wysiłki, bo mają deficyt inteligencji wykonawczej. Bo ich "ja" jest najważniejsze, bo każdy chce wyjść przed szereg, zamiast grać zespołowo.
I jak oni mają się zjednoczyć?
Najpierw potrzebują dobrego psychoanalityka.
Jacek Santorski - psycholog. Założyciel i wykładowca Akademii Psychologii Przywództwa. Wyraził zgodę na publikację wywiadu bez autoryzacji.