Ważą się losy demokratycznego ustroju Polski, więc większość opozycji próbuje zjednoczyć się ponad programowymi podziałami, by spróbować autorytarne zmiany zatrzymać. To najwyraźniej nie jest jednak najważniejsze dla polityków lewicowych. Ich głowy wciąż zdają się być zaprzątnięte głównie myślami o własnych interesach partyjnych. Czego świetnie dowodzą dyskusje prowadzone właśnie w sieci przez ludzi partii Razem, Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Inicjatywy Polska.
Na to nie stać jednak ludzi lewicy... "Poszłam na demo organizacji społecznych zapewniona, że politycy nie wejdą na scenę. Nie po to, by klaskać Balcerowiczowi, Petru i Schetynie" – tak o udziale w niedzielnym proteście w Warszawie pisze na
Twitterze Dorota Budacz z
Razem. "A było inaczej... szkoda, że dowiedzieliśmy/łyśmy się po fakcie. I jeszcze jakieś porozumienie, rzekomo 'całej opozycji' zostało odczytane" – wtóruje jej rzeczniczka prasowa
Sojuszu Lewicy Demokratycznej Anna-Maria Żukowska.
Na tym narzekania na lewicy się nie kończą. "Oczywiście powiedziano nam, że nikt od nas nie będzie przemawiał, bo na scenie nie będzie polityków. Przemawiali i Schetyna i Petru..." – żali się inny razemita Marcin Górski. "Nie tylko wam" – odpowiada
Barbara Nowacka z Inicjatywy Polska. A za nimi na to, że najpopularniejsze partie były na proteście wypromowane lepiej od marginalnej lewicy narzekają dziesiątki działaczy i sympatyków.
I dobitnie udowadniają, że obecna lewica nadal nie zasługuje na to, by nawet w koalicji znaleźć się w miejscu, w którym miałaby choćby trochę realnego wpływu na państwo. Jeżeli dobro partyjnego szyldu jest tym, czym niezależnie od sytuacji przejmują się najbardziej, to znaczy, że niewiele odróżnia ich od obecnie rządzących. "Problem z Wami jest taki, że nie odróżniacie spraw ważnych od najważniejszych" – celnie podsumował "jojczenia" liderów lewicy jeden z internautów.