Chciałoby się napisać, że Walt Disney przewraca się w grobie, ale przecież podobno jest zahibernowany. Lepiej niech się na razie nie budzi, bo to, co szykują jego następcy to nie bajka, a istny koszmar. Wyobraźcie sobie "Króla Lwa" z aktorami, a nie ze zwierzętami i już się pojawia pewna okropna wizja w głowie. Nie wiem co legendarne studio musiałoby zrobić, by spełniło chociaż minimalne oczekiwania.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Nie milkną echa weekendowych targów D23 w Anaheim, na których Disney zaprezentował plany na najbliższe 2 lata. Studio pokazało m.in. film zza kulis nowych "Gwiezdnych Wojen" oraz kilka innych tytułów np. Toy Story 4, Kraina Lodu 2, Iniemamocni 2, a także kolejne części Avengersów i Thora.
Sequele, choć czasem niepotrzebne, są w pełni zrozumiałe. Fani łakną więcej, więc trzeba im zapewnić rozrywkę. A jeśli w głowie brak pomysłów, to można odkurzyć stare taśmy i zrobić remake. I jeszcze, żeby to była jakaś nowa forma animacji, np. 3D, nawet pomimo tego, że ta oryginalna, ręcznie malowana do dziś budzi podziw. Nie! "Zatrudnijmy aktorów i przenieśmy umowny świat zwierząt do naszego, ludzkiego. Na pewno się przyjmie. Zawsze się przyjmuje, prawda?". Disney, serio? Sprawdźmy, co zaserwuje nam w najbliższym czasie.
Król Lew (1994/2019)
Absolutny majstersztyk z 1994 roku pod każdym względem. Klasyczna szekspirowska fabuła przeniesiona do świata zwierząt. Jak się sprawdzi w drugą stronę? Trudno mi wyobrazić sobie człowieka w roli Simby. Przed muzykiem i aktorem Donaldem Gloverem mega wyzwanie.
A Mufasa zginie pod kołami pędzących aut czy może w jakichś zamieszkach? Możliwe jednak, że twórcy "przerobią" aktorów na animację komputerową, jak w zeszłorocznej "Księdze Dżungli" i reszta pozostanie nietknięta. Tak czy siak, jako wielki fan i tak będę zmuszony iść do kina.
Aladyn (1992/201?)
W oryginalnej animacji głosu Dżinowi użyczył Robin Williams. Teraz zagra go Will Smith.
Dżasminę zagra z kolei Naomi Scott. Internauci już krytykują ją za... zbyt jasną karnację, a w tytułową rolę wcieli się początkujący i mało znany aktor Mena Massoud.
Za sterami stanie Guy Ritchie, więc może nie będzie tak źle jak się wydaje, tylko dostaniemy "Aladyna" pełnego pościgów, zwrotów akcji i walk na sejmitary.
Dumbo (1941/2019)
To animacja z 1941 roku i jedna z moich ulubionych z czasów dzieciństwa. Za sterami teraz stanie wypalony król groteskowej grozy, czyli Tim Burton. Zagrają m.in. Colin Farrel, Danny DeVito i Michael Keaton. Gdy zaprezentowano projekt "sympatycznego" słonia Dumbo, internauci osłupieli. Wygląda jak z koszmaru.
Przyznacie, że zapowiada się dość mroczna historia, oby chociaż tego Burton nie zepsuł jak aktorskiej "Alicji w Krainie Czarów".
Dziadek do orzechów (1940/2018)
Disney nie zrobił z tego pełnej animacji, ale wplótł fragment klasycznej opery do swojej rewelacyjnej "Fantazji" z 1940 roku. Filmowy "Dziadek do orzechów" wyjdzie na przyszłoroczne święta, więc już wiadomo, że będzie ckliwy do bólu. Będą alternatywne światy i to aż cztery! W jednym z nich spotkamy Keire Knightley, a Dziadka zagra Morgan Freeman. Bajeczka w sam raz pod karpia i pierogi.
Znam osoby, które uwielbiają tę animację o walecznej Chince, bo mi tak średnio przypadła do gustu. Akurat na ten aktorski remake czekam z niecierpliwością. Jeśli Disney połączy sceny akcji z "Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka" i silną postać kobiecej bohaterki rodem w stylu "Wonder Woman", to może i wyjdzie film, który zasłuży na więcej gwiazdek niż 3/10.
Kubuś Puchatek (1966/2017)
Zupełnym przeciwieństwem i dobrym kierunkiem jest tegoroczna aktorska wersja "Kubusia Puchatka". Nie będzie to remake animacji Disneya, zresztą nawet nie będzie robił tego Disney tylko Fox Searchlight Pictures. Film "Goodbye Christopher Robin" będzie raczej w formie dramatycznej biografii autora, A. A. Milne i jego trudnych relacji z synem Christopherem.
Disney nie chce być gorszy i też szykuje na ten rok film o niemal identycznym tytule, ale w bajkowej formie... "Christopher Robin". Dorosłego Krzysia, a raczej Krzysztofa ma zagrać Ewan McGregor.
Życie to nie bajka
Wszystkie obawy nie są oczywiście bezpodstawne. Nawet abstrahując od tendencji spadkowej Tima Burtona czy umiarkowanie udanej, aktorskiej "Pięknej i Bestii" z tego roku. Niektórych "świętości" się nie tyka i już. Pieniądze to nie wszystko, a zszargany na własne życzenie wizerunek trudno będzie Disneyowi odbudować.
Niech spojrzą na to co wyczynia Pixar i zacznie robić nowe, autorskie animacje. Ostatnio świetnie wyszedł im np. "Zwierzogród" czy "Vaiana". Aktorskie produkcje też im wychodzą. Łączenie tych dwóch światów rzadko kończy się happy endem. Zwłaszcza jeśli chodzi o remake'i dzieł doskonałych, które nie wymagają poprawy.