
Chciałoby się napisać, że Walt Disney przewraca się w grobie, ale przecież podobno jest zahibernowany. Lepiej niech się na razie nie budzi, bo to, co szykują jego następcy to nie bajka, a istny koszmar. Wyobraźcie sobie "Króla Lwa" z aktorami, a nie ze zwierzętami i już się pojawia pewna okropna wizja w głowie. Nie wiem co legendarne studio musiałoby zrobić, by spełniło chociaż minimalne oczekiwania.
Wszystkie obawy nie są oczywiście bezpodstawne. Nawet abstrahując od tendencji spadkowej Tima Burtona czy umiarkowanie udanej, aktorskiej "Pięknej i Bestii" z tego roku. Niektórych "świętości" się nie tyka i już. Pieniądze to nie wszystko, a zszargany na własne życzenie wizerunek trudno będzie Disneyowi odbudować.
