Polacy i obcokrajowcy, którzy przyjechali na piłkarskie święto do naszego kraju, zastanawiają się, dlaczego nie zorganizowaliśmy Euro samodzielnie. O ile Polska pokazała się od jak najlepszej strony, o tyle Ukraina rozczarowała. Zaskoczyła nieładem, sztucznością i rozkopanymi drogami, prowadzącymi donikąd.
– Uświadomiłem sobie jeszcze mocniej, że ukraińska piłka nożna to fanaberia kilku bogaczy, że organizacja Euro 2012 nie jest tam, jak w Polce, naturalną konsekwencją dynamicznego cywilizacyjnego rozwoju – napisał Rafał Stec w swoim felietonie dla "Gazety Wyborczej".
W tych słowach jest wiele prawdy, bo nie są to jedyne ciosy, wymierzone w kierunku Ukrainy. Słaba infrastruktura, chaos na lotniskach, kosmiczne ceny hoteli – to tylko niektóre zarzuty, które można było usłyszeć o naszych wschodnich sąsiadach.
– Zagraniczni korespondenci, którzy stale obsługują mistrzowskie turnieje, odwiedzili kraj zacofany, biedny, z popękaną nie tylko demokracją, ale i infrastrukturą. Kraj, w którym w przydrożnym sklepiku można zobaczyć ekspedientkę pracującą nie przy kasie, lecz z liczydłem – pisze felietonista "GW".
Euro tylko w Polsce? To niemożliwe
Rafał Stec w swoim artykule przytoczył historię spotkania z Australijczykiem, zakochanym we Wrocławiu po wizycie w mieście, który zadał autorowi pytanie, które zadać sobie może każdy z nas: "Dlaczego nie zorganizowaliście mistrzostw sami?". No właśnie, dlaczego nie zorganizowaliśmy?
Jest kilka powodów, chociaż główny jest znany wszystkim. I wcale nie chodzi o pieniądze, bo tych na organizację mistrzostw by nam nie zabrakło. Ale zabrakło natomiast czegoś więcej, czegoś bardziej znaczącego – pomysłu.
To Ukraina walczyła o mistrzostwa, to Ukraina zaproponowała stronie polskiej, aby "razem tworzyć przyszłość". Często podkreślali to członkowie PZPN, bo przecież trudno oszukać, że było inaczej. Nie było – i wszyscy o tym wiemy.
Ukrainiec – nie Polak
Ukraina posiadała też kogoś, kogo w Polsce było brak. Mowa o Hryhoriju Surkisie –
ukraińskim biznesmenie, polityku i prezesie tamtejszej federacji. W opinii wielu komentatorów to właśnie jemu zawdzięczamy Euro. Ukraina przecież nie byłaby w stanie sama zorganizować mistrzostw. Potrzebowała kompana, który pomoże jej stoczyć bój o organizację turnieju. Padło na Polskę. Z walki wyszliśmy zwycięsko. Razem.
– Hryhorij Surkis zapragnął mistrzostw Europy, to też je dostał, musiał się tylko podzielić z Polską – zauważa "GW". Podobnie twierdzi Michał Listkiewicz, koordynator UEFA ds. Euro 2012. – Ma on naprawdę silną pozycję w UEFIE. Bez niego nie było by u nas mistrzostw – mówi naTemat.
Za mało stadionów, za mało czasu na wybudowanie kolejnych
Eksperci twierdzą także, że Polska nie wybudowałaby odpowiedniej ilości stadionów. – Nie było szans, żebyśmy sami zorganizowali Euro. Nie wybudowalibyśmy ośmiu stadionów, których wymagała UEFA. Byłoby to nierealne – zauważa Michał Listkiewicz.
Problemem mogłyby być hotele i miejsca noclegowe. Specjaliści z Instytutu Turystyki na długo przed futbolowym świętem oceniali, że rynek hotelarski w Polsce nie jest przygotowany na przyjęcie aż takiej liczby kibiców. Czas pokazał, że ich prognozy były błędne, a miejsc w hotelach i pensjonatach było pod dostatkiem, choć należy pamiętać, że liczba kibiców rozbiła się pomiędzy dwa państwa. A co by było, gdyby wszyscy zjechali do Polski?
…wtedy mógłby być problem
Choć w związku z Euro Polska wybudowała setki kilometrów nowych dróg oraz zmodernizowała kilkanaście dworców kolejowych, to jednak, jak pokazały mistrzostwa, większość kibiców przyleciała samolotami. Pomimo że w związku z Euro wybudowano kilka nowych terminali lotniczych, nie wiadomo, czy służba celna byłaby w stanie odprawić miliony kibiców, chcących dopingować swoją drużynę. – To byłoby mało prawdopodobne. Państwo nie dałoby wtedy gwarancji, że zdoła to zrobić – mówi Michał Listkiewicz.
Można teraz się zastanawiać, dlaczego nie zorganizowaliśmy mistrzostw sami. Warto jednak cofnąć się o dwa miesiące i przypomnieć sobie komentarze niektórych ekspertów, którzy twierdzili, że Euro w Polsce będzie totalną kompromitacją. Nie jest i nie było - to warto to podkreślić. Z Ukrainą czy bez – czy zastanawianie się nad tym teraz, kiedy euroszał dobiega końca, ma jakiś sens?
– Nie zgadzam się z panem Stecem. Na Ukrainie nie ma do czego się przyczepić. Polacy są zakochani w sobie. Ukraińcy także włożyli ogromną pracę. Rzeczywiście jest tak, że jak pójdzie się od stadionu kilkaset metrów dalej to w mieście jest jak za Breżniewa. Ale Ukraina startowała z innego progu niż Polska, więc trzeba docenić ich za to, co udało im się zrobić. Polska i Ukraina to, podczas mistrzostw, jeden organizm – puentuje Michał Listkiewicz.