Disco polo to nasz skarb narodowy. Polacy z dumą śpiewają największe szlagiery, nie znając przy tym ani jednej kompozycji Chopina. Organizowane są kolejne wielkie festyny z budżetów miast i wsi, z których pieniądze mogłyby iść na coś innego. Nawet na najwyższych szczeblach państwowych, w telewizji, radiu promowani są czołowi wykonawcy tego nurtu. Pomijając już miałkość tekstów i wtórność stylu, czy nikomu nie przeszkadza fakt, że tak naprawdę słuchamy zagranicznych przebojów, tylko że po polsku?
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Trzeba pochwalić Akcent za to, że w czasach pre-internetowych zrobił spory research, by wyszukać takie rosyjskie perełki. Ale dzięki temu nikt w Polsce nie znał oryginału. Ciekawe czy jest o tym w biografii Zenka, która jest czytana na antenie Polskiego Radia Białystok.
Słyszeliście kiedyś o Miledi? Oni są z kolei z Litwy. Akcent jakoś na nich wpadł w czasie swoich wojaży i podchwycił nuty do "Gwiazdy".
Na pewno za to znacie Modern Talking. Dieter Bohlen założył też zespół Blue System, która od razu spodobała się muzykom z Akcentu. Choć w tym przypadku trudno powiedzieć, kto z kogo skopiował, bo obie piosenki są z tego samego roku!
Podobnie jak Akcent, również zespół Boys był bardzo eklektyczny. Strona whosampled.com wymienia mnóstwo "coverów". Niektóre sięgają lat 70. i USA.
Refren dość nowej piosenki Boysi oparli na utworze holenderskiego zespołu Earth&Fire. Z "Weekendu" skorzystali też tytani happy hardcore'u czyli Scooter, ale oni pewnie zapłacili za prawa.
Boys scoverował też... polski zespół Mirage. W tym wypadku akurat wykupili prawa i wykrzesali coś o wiele lepszego. Piosenkę scoverował też w 2009... Niemiec Andreas Lawo.
Italo disco jest we Włoszech tym czym disco polo u nas. Z tym że wydaje się bardziej oryginalne i powstałe od zera. Płyta "Biba" z 2002 jest pełna znajomo brzmiących numerów (nawet sam tytułowy jest taki).
To teraz weźmy się za mniejszych wykonawców, bo oni też lubili korzystać z przycisku "kopiuj". Uważam, że sporą krzywdę Johnowi Bon Joviemu wyrządził zespół Power Play. Oby gwiazdy rocka tego nie usłyszały, bo wbrew tytułowi – odechce im się żyć.
Syberyjski powiew, możemy poczuć też u Pięknych i Młodych.
M.I.G. też się nie wymigał od inspiracji italo disco. Swoją sławę oparli na czyjejś piosence. Pytają w refrenie "Co ty mi dasz", a czy sami coś dali od siebie?
Nawet "Ciało do ciała" - hit tamtych prywatek i wesel to "pożyczona" piosenka. Tak właśnie brzmi C.C. Catch... Toples.
Tomasz Niecik w swoich inspiracjach może wymienić uczestnika "Idola" z Kazachstanu. Motyw gitary zaczerpnął do piosenki "Szubi dubi". Jednak sławę przyniósł mu dopiero powrót do korzeni disco polo... Włoch.
Szalone lata 90. miały to do siebie, że nikt nie karał i nawet nie myślał o prawie autorskim. Zwłaszcza jeśli chodziło o płyty CD, kasety, gry, filmy. Stragany na targowiskach uginały się od pirackich kopii. Z luki korzystali też "twórcy" disco polo, którzy nawet nie pisali, kto napisał daną piosenkę lub używali określenia "twórczość ludowa". Zbili i nadal zbijają na tym takie kokosy, że na miejscu oryginalnych muzyków mocno bym się wkurzył.
Nie ma nic złego w coverach. Swoje wersje znanych kawałków ma w repertuarze co drugi artysta. Zazwyczaj jednak prosi się twórcę o nagranie i wykonywanie, ewentualnie płaci pieniądze za wykorzystywanie czegoś co ktoś napisał. Przywłaszczanie sobie czyjejś piosenki i uznawanie za swoją to zwykły plagiat.