Grażyna Staniszewska, opozycjonistka w PRL, a potem parlamentarzystka kilku kadencji, czuje się paskudnie. Powód? Prezydent Duda podpisał ustawę, która oddaje kontrolę nad sądami powszechnymi w ręce Zbigniewa Ziobry. "To te sądy, ręcznie sterowane przez SB i PZPR, skazywały nas w stanie wojennym za 'chęć organizowania się' czy ulotki- świstki papieru" – pisze opozycjonistka, a potem wieloletnia parlamentarzystka (związana z UW). Nie chodzi jej o personalia: Staniszewska tłumaczy, że skupienie tak wielkiej władzy w jednych rękach to przepis na społeczną katastrofę. Boi się tego, Polska wróci do przeszłości.
Jak pani zareagowała na dwa weta prezydenta Dudy dla niekonstytucyjnych ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa?
Grażyna Staniszewska: Ucieszyłam się. Myślałam, że po pierwszym kroku prezydenta w dobrym kierunku nastąpi kolejny. Sądziłam, że jest szansa by przekonać go do trzeciego weta, dla ustawy o sądach powszechnych. Były nawet pomysły, by dotrzeć do niego przez Zofię Romaszewską, skoro ma ona na niego tak duży wpływ [uzasadniając dwa weta prezydent powołał się na jej opinię - red.]. A tu bach! Prezydent podpisał.
Dlaczego tak źle ocenia pani ustawę PiS o sądach powszechnych? Przecież władza tłumaczy, że chodzi o usprawnienie pracy wymiaru sprawiedliwości.
Jestem za reformą sądownictwa, ale przeciwko tej ustawie. Ta ustawa pozwoli partii na ręczne sterowanie sądami. Będzie to dotyczyło zarówno spraw rozwodowych, jak i sporów o miedzę. Już raz to w Polsce przeżyliśmy i trzeba było długo walczyć o to, by to odkręcić.
Pojawia się argument, że nawet jeśli partia wykorzysta władzę nad wymiarem sprawiedliwości do ręcznego sterowania procesami, to zrobi to tylko w nielicznych przypadkach, w najwyżej kilku procentach wszystkich spraw sądowych, które będą dla niej istotne ze względów politycznych.
Czy pani nie słyszy, jak straszne jest to, o czym pani mówi? Przecież to zmierza w kierunku więzniów politycznych. W PRL władza też nie wtrącała się do każdego procesu. PZPR robił to tylko wtedy, gdy miał na tym coś do ugrania. Opozycjoniści byli pod stałą obserwacją aparatu państwa i trafiali do aresztu, a nawet więzienia, za takie rzeczy jak przejście na czerwonym świetle. Posłuszni obywatele, którzy nie angażowali się w opozycję, mieli zazwyczaj spokój.
Zazwyczaj?
Ich posłuszeństwo nie było wystarczającą ochroną, gdy ich sprawa sądowa dotyczyła członka partii lub byli krewnymi opozycjonistów. Na przykład esbecy wygrażali działaczom demokratycznym, że ich dzieci nie dostaną się na żadną uczelnię, wylecą z pracy itp. I nie miało znaczenia, że one nie sprzeciwiały się polityce partii.
Pani się sprzeciwiała.
I byłam internowana przez siedem miesięcy. Poza tym regularnie, raz lub dwa razy w miesiącu, trafiałam na 48 godzin do aresztu.
Jak wyglądało zatrzymanie? Czekali aż pani przejdzie na czerwonym świetle?
Najczęściej nie potrzebowali żadnego powodu. Wystarczyło, że szłam chodnikiem lub jechałam rowerem i nagle podchodzi do mnie kilku panów. "Pani Grażynko, pani pójdzie z nami" - mówili. Zawsze używali zdrobnień, żeby się spoufalić, tak ich szkolono. Często przychodzili po mnie do domu, zawsze robili wtedy rewizję. Poszłam za przykładem Jacka Kuronia i zawsze proponowałam im wtedy kawę lub herbatę. Jedni się denerwowali, innym było głupio, ale i tak lądowałam za kratkami.
Myśli pani, że po podporządkowaniu sądów powszechnych PiS-owi ktoś wyląduje za kratkami z powodów politycznych?
Nie od razu. Na początku będzie nadgorliwość i nadużywanie uprawnień przez funkcjonariuszy. Starania o to, by nie podpaść władzy. By awansować lub nie wylecieć z pracy. I tak to będzie postępować do momentu, gdy okaże się, można być aresztowanym za działalność opozycyjną, a po stłuczce samochodowej z przedstawicielem władzy automatycznie winny jest zwykły człowiek.
Podpis prezydenta Dudy pod niekonstytucyjną ustawą jest faktem. Co teraz?
Trzeba protestować. Trwać. Nie dać się zniechęcić.
Ostatnio cała Polska codziennie wychodziła na spacery, ale czy można tak spacerować w nieskończoność?
Nie mówimy o nieskończoności. W latach 80-tych, gdy władza stłumiła protesty "Solidarności" stanem wojennym, społeczeństwo potrzebowało ośmiu lat na to, by pokazać partii, że dyktatura się kończy.
Społeczeństwo?
W aktywnej opozycji była nas garstka, bo reszta się wystraszyła. Z władzą szarpały się pojedyncze osoby, bo uważały, że ktoś musi. Teraz protestujących jest znacznie więcej, więc jestem przekonana, że społeczeństwo może wygrać znacznie szybciej.
Czuje pani, że odmłodniała o 30 lat?
Trochę tak. W Bielsku-Białej, gdzie mieszkam i działam, opozycjonistów broni teraz ta sama izba adwokacka, która broniła nas w latach 80-tych. To wzruszające.
Jest pani doświadczoną parlamentarzystką, która zasiadała zarówno w Sejmie, jak i w Senacie, nie wspominając już o Parlamencie Europejskim. Co pani czuła oglądając burzliwe i niezwykle krótkie prace parlamentu nad ustawami PiS o sądownictwie?
Nigdy w życiu nie widziałam czegoś takiego. To było działanie w stylu państwa plemiennego z kacykiem na czele, który narzuca reguły według własnego widzimisię. Proszę zauważyć, że Jarosław Kaczyński tchórzliwie nie podpisał się pod projektem, by chronić się przed poniesieniem kary w przyszłości. Niszczy demokrację cudzymi rękami.
I gdzie w tym wszystkim są zwykli ludzie? Senat bez poprawek przegłosowuje niekonstytucyjny projekt, który mówi że 3 = 5, a ludzie mogą najwyżej pokrzyczeć i pospacerować między Pałacem Prezydenckim a Sejmem.
Gdyby nie my, spacerowicze, nie byłoby dwóch wet. Nie możemy odpuszczać, bo opór ma sens.
Wspominała pani, że jest za reformą sądownictwa. Jak pani ją sobie wyobraża?
Jako faktyczną reformę, a nie sposób na podporządkowanie sądów partii. Warto usprawnić funkcjonowanie sądów, tak by działały szybciej i skuteczniej. Projekt ustawy powinna napisać konstytuanta złożona z przedstawicieli władzy, opozycji parlamentarnej, opozycji pozaparlamentarnej, środowiska prawniczego i obywateli. W pierwszym szeregu po stronie opozycji parlamentarnej powinna stanąć Kamila Gasiuk-Pihowicz, Katarzyna Lubnauer, Borys Budka... To czas na to, by dla naszego wspólnego dobra szefowie partii zrobili krok do tyłu.