
Upss... Coś poszło nie tak. Dziennikarz TVN porozmawiał z wiceszefem rady sądowniczej, której – podobno – w Holandii nie ma. Tak przynajmniej twierdził minister Zbigniew Ziobro. W ten sposób upadł kolejny pisowski mit, podobnie jak wcześniej było ze słynnymi "strefami szariatu".
REKLAMA
Zbigniew Ziobro, oburzony ultimatum Komisji Europejskiej w sprawie polskiego systemu sądownictwa, wytykał hipokryzję i podwójne standardy wiceprzewodniczącemu KE Fransowi Timmermansowi. Na konferencji minister Ziobro grzmiał: "W Holandii, czyli w ojczyźnie pana Timmermansa, sędziów wybiera bezpośrednio parlament. A więc nie krajowa rada sądownictwa, bo tam nie ma krajowej rady sądownictwa!".
Dziennikarze TVN sprawdzili słowa ministra Ziobry. I... porozmawiali z wiceszefem rady sądownictwa, której – zdaniem ministra – nie ma. Politycy Prawa i Sprawiedliwości twierdzą, że w Holandii sędziów wskazują tamtejszy minister sprawiedliwości wraz z królem. – To nieprawda – stwierdził Kees Sterk, wiceprzewodniczący Rady Sadowniczej w Holandii w rozmowie z reporterem "Faktów". Jak wyjaśnił, w jego kraju kandydat na sędziego jest najpierw aprobowany przez sąd, w którym ma pracować. Następnie weryfikuje go rada sądownictwa, a potem występuje ona do ministra sprawiedliwości. Rola ministra oraz króla sprowadza się do potwierdzenia, że wyłonienie kandydata zostało dokonane zgodnie z procedurami.
Holenderska rada sądownictwa mieści się w Hadze. Liczy czterech członków. Dwaj to sędziów (wybrani przez sędziów – politykom nic do tego wyboru), dwaj kolejni to doświadczeni urzędnicy. Ich kadencja trwa sześć lat.
W taki oto prosty sposób upadł kolejny pisowski mit. Wcześniej politycy PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele mówili o strefach szariatu w Szwecji. Jak to jest naprawdę, można przeczytać tutaj.
Źródło: TVN24
