Wczoraj wieczorem, gdy oglądałem finał Euro 2012, byłem przekonany, że widzę coś wyjątkowego. Drużynę magiczną, grającą jak nie grał do tej pory nikt, żadna z reprezentacji. Nazwałem Hiszpanię drużyną narodową wszech czasów i jestem przekonany, że nie są to słowa na wyrost. Oczywiście każdy ma prawo pytać. Dlaczego najlepsza? Co czyni ją wyjątkową? No to odpowiadam.
1. Hiszpania to pierwszy zespół w historii futbolu, który wygrał trzecią kolejną wielką imprezę. Mistrzostwo Europy w 2008 roku, dwa lata później mistrzostwo świata i teraz znów są najlepsi na Starym Kontynencie. Trudno tu mówić o jakimkolwiek przypadku. Wojciech Kowalczyk sądzi zresztą, że to nie koniec sukcesów tego zespołu. Przewiduje, że tylko oni mogą wygrać za dwa lata w Brazylii kolejny mundial. Tym bardziej, że w Ameryce Południowej, może poza Urugwajem, nie ma w tej chwili zespołu, który tak grającej Hiszpanii mógłby zagrozić.
2. Hiszpania to zespół, który ma swój styl. Gdyby na ekranie zamazać stroje Hiszpanów, gdyby telewidz widział tylko i wyłącznie jak poruszają się po murawie konkretni piłkarze i co robią z piłką, i tak mógłby zorientować się, kto aktualnie rozgrywa swój mecz. Znak firmowy - długie rozgrywanie piłki. Krótko, po ziemi, z ciągłą wymianą pozycji. Przeciwnik bezsensownie biega, traci siły, w końcu się denerwuje. A Hiszpanie szukają swojej okazji, w końcu błyskawicznie przyspieszą i będzie sytuacja bramkowa. A może od razu gol. Są osoby, które taki styl uważają za nudny, przewidywalny. Szczerze? Najczęściej mówią to ci, którzy nigdy nie grali w piłkę. Pozostali zdają sobie sprawę z tego, jak trudna jest taka gra.
Próbka hiszpańskiej wirtuozerii - mecz z Wenezuelą:
3. Hiszpania to nie tylko genialni piłkarze ofensywni. Spójrzmy, jak w ostatnich latach grają w obronie. Na Euro 2012 zdobyli dwanaście bramek, stracili … jedną. Z Włochami, w meczu grupowym, po kapitalnym podaniu Pirlo i strzale Di Natale. Ale jak już ją stracili, odpowiedzieli swoim golem, po trzech minutach. Potem grali pięć spotkań, z trudnymi rywalami. Ich bramkarza nie pokonał nikt. Ale jest jeszcze jedna niesamowita statystyka. Począwszy od Euro 2008 Hiszpanie rozegrali 10 spotkań na wielkim turnieju, w których przegrywający odpadał. Czyli 1/8 finału, 1/4 finału, i tak dalej. Bilans bramkowy? Strzelili 14 goli, nie stracili żadnej. Żadnej! A spędzili w tym czasie na boisku 1050 minut (90 razy dziesięć do tego trzy dogrywki). Grali z wszystkimi największymi - Włochami (dwa razy), Niemcami (dwa), Portugalią (dwa), Francją (raz).
4. Najlepszy mecz zagrali wtedy, gdyby było to najbardziej potrzebne. Pewien polityk powiedział swego czasu, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, a po tym, jak kończy. Jeżeliby przełożyć to na świat piłki nożnej, to Hiszpania niewątpliwie jest prawdziwą drużyną. Wcześniej na Euro 2012 można było narzekać, że nie grają tak jak potrafią. Że są zachowawczy, grają tylko tak, by wygrać, przejść dalej, bez fajerwerków. Wielu, w tym ja, tuż przed pierwszym gwizdkiem w finale za najlepszy zespół turnieju uważało Włochów. A tu mecz się zaczyna i jednocześnie zaczyna się koncert. To była Hiszpania w najlepszym wydaniu. Zespół, z którym, jak słusznie zauważył komentujący mecz Dariusz Szpakowski, w niedzielny wieczór nie miałby szans nikt. Nawet kadra Franciszka Smudy…
Hiszpańscy kibice w Gdańsku:
5. Hiszpania odniosła sukces, mimo podziałów w zespole. W ostatnim czasie wielokrotnie dochodziło do spotkań Barcelony z Realem Madryt. I niemal za każdym razem na boisku wrzało, były faule, prowokacje, a piłkarze skakali sobie do gardeł. - Jak oni znajdą wspólny język na kadrze? - zastanawiano się. Przecież Pique z Ramosem w lidze byli zaciekłymi wrogami, a tutaj - w reprezentacji - będą musieli grać razem na środku obrony. Jeszcze nawet na zgrupowaniach mówiło się, że oddzielnie posiłek je Real, oddzielnie Barcelona. Obawa więc była. A tu nadszedł turniej i wszystko poszło w niepamięć. Hiszpania była jednością. Jej piłkarze zareagowali jak mistrzowie, grali jak mistrzowie i mistrzami zostali. Całkiem zasłużenie.