
Usuwanie skutków nawałnicy, w której zginęło 6 osób trwa do dziś. MON dopiero co podjęło decyzję o wysłaniu wojska na pomoc ochotnikom, którzy na własną rękę starają się usunąć zniszczenia. Premier Szydło dopiero dziś wybiera się, żeby na własne oczy zobaczyć skalę zniszczeń. Trzeba powiedzieć jasno – zarządzanie kryzysowe w wykonaniu PiS nie działa.
REKLAMA
Gdy w USA przejdzie huragan, jedną z pierwszych osób, które pojawiają się na miejscu jest prezydent. Mieszkańcy widzą, że jest ktoś, kto przejmuje się ich losem, kto przyjechał pomóc. Nawet jeśli własnymi rękami nie zacznie dźwigac domów z gruzów to przynajmniej będzie wydawał decyzje, zarządzał, pochyli się z troską nad poszkodowanymi. W Polsce szef rządu dopiero czwartego dnia po tragedii decyduje się pojechać na tereny zniszczone przez nawałnicę.
I dopiero w tym dniu, dziś o godzinie 10.30, zwołuje naradę z ministrami w związku z sytuacją po nawałnicach.
Mieszkańcy miejscowości Rytel trzy dni wyczekiwali pomocy. Nie leżeli w tym czasie z założonymi rękami. Setki drzew przewróconych przez nawałnicę wpadło do rzeki Brdy, tamując jej ruch. Cały czas mieszkańcom gminy grozi zalanie, do stanu alarmowego brakuje 6 cm. Wystarczy jedna ulewa, żeby kolejny raz doszło do tragedii.
Dobrze, że nie pada. Ale zrobiło się zimno. Wolontariusze, którzy przyjechali na miejsce pomóc często śpią pod gołym niebem. Ale nie skarżą się, odpoczną chwilę i pracują dalej.
Gdzie w tym czasie była premier Szydło? Dlaczego wojewoda zwlekał trzy dni z wysłaniem prośby do ministerstwa obrony narodowej o wsparcie wojska? Dlaczego żołnierze zamiast jechać z pomocą przygotowywali się do defilady z okazji 15 sierpnia? Pytania można mnożyć. Jak zauważają internauci, dobrze, że nawałnica, która przeszła nad wojewódzkim pomorskim nie niosła za sobą takich zniszczeń, jak powódź z 1997 roku, bo przy takim zarządzaniu kryzysowym to by mogło zabraknąć worków z piaskiem.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości nie raz udowodnili, że potrafią działać szybko i skutecznie. Gdy trzeba, zwoływano specjalne posiedzenia Sejmu, a Parlament pracował bez wytchnienia nawet w nocy, byle tylko w błyskawicznym tempie przepchnąć ustawę i Trybunale Konstytucyjnym czy reformie edukacji. Teraz, gdy naprawdę trzeba było działać szybko i zdecydowanie, ludzie na terenach objętych zniszczeniami zostali pozostawieni samym sobie.
