W lutym Katalończycy wyszli z domów, by pokazać swoje poparcie dla przyjmowania uchodźców. Przemaszerowali La Ramblą, tą samą, na której w czwartek leżały ciała ofiar zamachu terrorystycznego. Dla wielu polityków i internautów (nie tylko polskich) oczywistym jest, że swoją otwartością Hiszpanie sami sobie narobili kłopotu. – Oni tu nic nie mówią o uchodźcach, nie twierdzą, że to ich wina. Mówią więcej o terroryzmie i Państwie Islamskim – opowiada nam Klaudia, która mieszka i pracuje w Barcelonie. Ryszard Schnepf, były ambasador Polski w Hiszpanii, podkreśla, że to od mieszkańców tego kraju powinniśmy uczyć się tolerancji i otwartości na różne kultury.
W całej Hiszpanii ogłoszono dwudniową żałobę po tym, jak w czwartek w Barcelonie rozpędzona furgonetka zabiła 14 osób, raniła 130. Kilka godzin później tę masakrę próbowano powtórzyć w oddalonym o 120 kilometrów od stolicy Katalonii Cambrils. Do zamachu przyznało się tzw. Państwo Islamskie. Hiszpańskie media donoszą, że rzekomy jego sprawca 17-letni Mussa Ukabir został zidentyfikowany jako jeden z terrorystów zabitych w strzelaninie w nadmorskiej miejscowości. To brat jednego z czterech zatrzymanych – Drissa Oukabira. 28-latek od lat mieszka w Ripoll (w północnej Katalonii, 100 km od Barcelony), a pochodzi z Maroka. "El Periodico" pisze jeszcze o dwóch innych podejrzanych Marokańczykach. Pierwszy z nich – 18-letni Said Aallaa mieszkał w Ribes de Freser, zaś 24-letni Mohamed Hychami w Ripoll.
Terroryści po 13 latach od krwawego zamachu w Madrycie (11 marca 2004 rok; zginęło 191 osób, a 1858 zostało rannych) przypomnieli o sobie Hiszpanom, którzy dotychczas bardzo skutecznie sobie z nimi radzili.
"Nie damy się zastraszyć"
Wczoraj La Rambla znów zaczęła wypełniać się ludźmi, którzy odważnie wychodzą z domów, modlą się, składają kwiaty i czuwają. Wykrzykują przy tym, że nie dadzą się zastraszyć terrorystom. Stephanie, która od lat mieszka w Barcelonie, mówi nam, że nikt z jej znajomych o czwartkową tragedię nie obwinia uchodźców. Ona sama w tym czasie była w samolocie do Holandii, gdzie wciąż mieszkają jej rodzice. – Nie mogę się wypowiadać w imieniu wszystkich mieszkańców Barcelony, ale o wszystkich moich miejscowych przyjaciołach mogę powiedzieć, że są bardzo otwarci na uchodźców i imigrantów. Właściwie wydaje mi się, że to powszechne przekonanie – mówi Stephanie. Choć chyba niezupełnie. Dziennikarze donoszą, że w centrum tego wielokulturowego miasta słychać także okrzyki, by imigranci wynosili się z kraju. – Ale myślę, że to znaczna mniejszość, większość się mobilizuje, by pomagać rodzinom ofiar, poszkodowanych – słyszę.
O stosunek miejscowych do uchodźców po czwartkowym zamachu pytam też Davida, Węgra, który pracuje w Barcelonie. W czwartek o 17. był akurat na Placu Katalońskim. Usłyszał samochód policyjny, zobaczył biegających i spanikowanych ludzi. Pobiegł za tłumem, najpierw schronili się w sklepie, potem w restauracji. Nie wiedzieli, co się dzieje. Autobusy i metro zostały zatrzymane, taksówki były przepełnione. Po 1,5 godzinie udało mu się wypożyczyć miejski skuter. – Ludzie nie łączą tego problemu z polityką imigracyjną kraju. Barcelona jest miastem wielokulturowym i wydaje się, że każdy może znaleźć w niej swoje miejsce – uważa David, który rozmawiał na ten temat z wieloma osobami, szukając kogoś, kto myśli inaczej. Nie znalazł.
"Sami sobie winni"
Niektórzy już zaczęli łączyć wczorajsze tragiczne wydarzenia w Barcelonie z uchodźcami i stawiać między nimi a terrorystami znak równości. Szef MSWiA Mariusz Błaszczak w TVP Info złożył kondolencje rodzinom ofiar zamachu w Barcelonie. Zapewnił przy tym, że Polska jest bezpieczna. I nie omieszkał dodać: – Robimy wszystko, żeby była bezpieczna i nie godzimy się za przyjmowanie uchodźców. "Zobacz, co się dzieje. Paryż, Barcelona, wszystkie zamachy wykonane przez uchodźców"; "Luty 2017 – tysiące w Barcelonie wspierające uchodźców. Teraz "Modlimy się za Barcelona"??? To cena zapłacona za głupoty"– to tylko wybrane komentarze internautów.
W sieci przypominają o marszu w obronie uchodźców, jaki zorganizowano kilka miesięcy temu w stolicy Katalonii. Użytkownicy internetu wracają także do napisanych sprayem na niektórych budynkach tego miasta hasłach "Turyści wracajcie do domu, uchodźcy witajcie".
"Witamy uchodźców"
"Chcemy przyjmować", "Witamy uchodźców", "Otwórzmy granice" – takie transparenty wypisali i takie hasła wykrzykiwali w lutym uczestnicy manifestacji popierającej przyjmowanie uchodźców.
W demonstracji, która przeszła ulicami Barcelony, wzięło udział 160 tys. osób (dane za BBC). Ale Stowarzyszenie "Cosa Nostra Cosa Vostra" mówiło, że przyszło prawie dwa razy więcej ludzi.
Można powiedzieć, że marsz zainicjowała lewicowa burmistrz miasta Ada Colau. A jego uczestnicy wytykali rządowi Hiszpanii, że nie dotrzymał obietnic złożonych w 2015 roku i nie przyjął ponad 17 tys. uchodźców (co miało nastąpić w przeciągu dwóch lat). W tym czasie do tego kraju przybyło ich tylko 1 100. Demonstrujący żądali więc, by hiszpański rząd dał schronienie jeszcze 16 tys. uchodźców. Wychodząc na ulice chcieli także oddać hołd tym, którzy zginęli w drodze do Europy.
62-letni mężczyzna na marsz wybrał się z rodziną i przyjaciółmi. W rozmowie z agencją Associated Press przyznał, że w ten sposób chce pomóc ludziom, którzy uciekli przed wojną i chcą rozpocząć nowe życie.
Inny rozmówca agencji – barceloński prawnik w podeszłym już wieku Mercè Conesa – nieprzyjęcie uchodźców (w liczbie 17 tys. – red.) przez Hiszpanię nazwał "haniebnym".
– W hiszpańskim życiu publicznym panuje inny klimat niż w Polsce, jeśli chodzi o kwestię uchodźców. W Katalonii wchodził pewnie w grę jakiś element rozgrywek z Madrytem, ale nie zmienia to faktu, że w całej Hiszpanii poziom ksenofobii i islamofobii jest dużo niższy niż w innych krajach Europy, nie wspominając o Polsce – mówi nam Aleksandra Lipczak, autorka książki o Hiszpanii pt. "Ludzie z Placu Słońca".
Inny nasz rozmówca zwraca uwagę na to, że Hiszpania nie jest krajem, który bezrefleksyjnie otwiera swoje granice. A w kontekście manifestacji w obronie uchodźców trzeba wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt. – Ci, którzy rządzą teraz Katalonią zawsze starają się robić coś, co jest przeciwne polityce rządu centralnego – zauważa. Na 1. października zaplanowano w końcu referendum w sprawie niepodległości Katalonii.
Uchodźca to nie terrorysta
– Oni tu nic nie mówią o uchodźcach, nie twierdzą, że to ich wina. Mówią więcej o terroryzmie i Państwie Islamskim – opowiada nam Klaudia, która mieszka i pracuje w Barcelonie. To samo słyszę jeszcze od kilku osób. – Moim zdanie stosunek Hiszpanów do uchodźców jest z goła odmienny niż to, co się u nas rozpowszechnia. Nie dziwi mnie, że oni tego nie łączą, bo Hiszpanie uchodźców mają od dekad i od dawna mierzą się z tym tematem – mówi nam Tomasz Pindel, iberysta. Zgadza się z nim dyplomata Ryszard Schnepf.
Skąd tak duża otwartość Hiszpanów na uchodźców? – Komponentem społeczeństwa hiszpańskiego są właśnie też imigranci i to od wielu, wielu lat. Hiszpania to kraj, który skutecznie prowadził proces asymilacji z ludźmi z innych krajów. Katalonia była enklawą dobrej nadziei, że różne kultury mogą współżyć. Być może dlatego Państwo Islamskie uderza w to miejsce – odpowiada Schnepf. Dyplomata dodaje, że jak w każdym kraju, tak również w Hiszpanii, są kręgi radykalne, nacjonalistyczne. Był ambasador RP w Hiszpanii wraca do czasów wojny domowej w tym kraju, która częściowo odbyła się pod hasłem nacjonalizmu. – To w pamięci społecznej jest bardzo obecne, zwłaszcza w Katalonii, która była jednoznacznie republikańska. Tak więc ten antynacjonalizm, antyszowinizm, antyrasizm, zwłaszcza w Katalonii są obecne. Myślę, że te wydarzenia sprawią, że Katalonia będzie mniej chętna, by oddalać się od reszty Hiszpanii. I nie przypuszczam, aby Hiszpanie porzucili swoją prowolnościową i otwartą postawę. To byłoby wbrew ich kulturze – stwierdza Schnepf.
– Na ile wczorajsze wydarzenia mogą zmienić stosunek Hiszpanów do uchodźców? – pytam dyplomatę. – Trudno powiedzieć. Na pewno mieszkańcy Hiszpanii, władze tego kraju mają świadomość tego, kto stoi za zamachem, nawet jeśli Państwo Islamskie się do tego przyznało. Zapewne wiedzą, że są to osoby, które były już zadomowione w Hiszpanii – mówi Tomasz Arabski.
Joanna Masiubańska, iberystka, która przez lata mieszkała w różnych częściach Hiszpanii, ma wątpliwości, czy nadal ten kraj będzie tak otwarty. Teraz Masiubańska przeniosła się do Anglii i szuka analogii. – Obserwuję, co teraz dzieje się w Anglii. Anglicy jeszcze parę lat temu byli otwarci i w ich kraju było bezpiecznie. Myślę, że jeśli w Hiszpanii będzie to pojedynczy incydent, to nic nie zmieni w nastawieniu mieszkańców tego kraju do uchodźców. Ale jeśli będzie ich więcej, to obawiam się, że Hiszpanie mogą się zniechęcić. Również do uchodźców – stwierdza.
Reklama.
Tomasz Arabski
były ambasador Polski w Hiszpanii
Hiszpanie od czasu zamachu w Madrycie (11 marca 2004 roku) mają dosyć dobrze rozpoznaną mapę zagrożeń terrorystycznych w swoim kraju. Zresztą mają 40-letnie doświadczenie walki z terroryzmem, oczywiście o innym podłożu. To był terroryzm separatystyczny ETA, ale przez te kilkadziesiąt lat pochłonął ponad 800 ofiar. W Hiszpanii jest dużo skupisk muzułmańskich. Przy czym na południe od Barcelony w okolicach Tarragony są miejsca, w których skupiały się bardziej radykalne, islamskie grupy. Te centra były dość dobrze monitorowane przez Hiszpanów. Od 2004 roku innego zamachu o podłożu islamskiego terroryzmu nie było w w tym kraju. Były pojedyncze zamachy ETA, ale zamachów o takim podłożu cywilizacyjnym nie było. Dosyć skutecznie monitorowali i zatrzymywali potencjalnych zamachowców.
Aleksandra Lipczak
autorka książki "Ludzie z Placu Słońca"
W apogeum tak zwanego kryzysu migracyjnego za przyjęciem uchodźców opowiadało się jakieś 80% Hiszpanów i Hiszpanek. Co nie znaczy, że tak się rzeczywiście dzieje, bo prawicowy rząd, korzystając z ogólnoeuropejskiej inercji w tej sprawie, tylko w bardzo niewielkim stopniu zrealizował swoje zobowiązania dotyczące relokacji migrantów z Grecji i Włoch.
Ryszard Schnepf
były ambasador RP w Hiszpanii
Społeczeństwo hiszpańskie jest otwarte na różne kultury, dlatego m.in. Polacy tak dobrze się czują w Hiszpanii. Rasa, religia, tożsamość historyczna nie mają aż takiego znaczenia, ponieważ społeczeństwo jest generalnie przyjaźnie nastawione do tych, których my określamy mianem "obcych". Stąd zapewne tak ogromna wstrzemięźliwość (Hiszpanów - red.) przed identyfikowaniem sprawców terrorystycznego zamachu jako uchodźców, czy imigrantów.
Aleksandra Lipczak
autorka książki "
Hiszpańska otwartość, a przynajmniej dużo bardziej wyważony stosunek do kwestii związanych z migracją, wynika z wielu spraw. To po części dziedzictwo transformacji po śmierci generała Franco, kiedy Hiszpania dość radykalnie odcięła się od wszystkiego, co w jakikolwiek sposób mogło kojarzyć się z prawicową dyktaturą. Hiszpanie umieli też przerzucić most między własnymi doświadczeniami historycznymi - na przykład z czasów wojny domowej, kiedy jako uchodźcy musieli uciekać do Francji albo Meksyku - a tym, co dzieje się dzisiaj w innych krajach. To wątek, który często się pojawia w hiszpańskich rozmowach i motywacji do działania. Imigracja w Hiszpanii to też sprawa bardziej świeża niż na przykład we Francji czy Niemczech. Nie doszło wciąż do głosu drugie ani trzecie pokolenie i związane z jego integracją dylematy. Prawdopodobnie ułatwia to nieco drogę tej hiszpańskiej otwartości. Ale nie można też pominąć faktu, że sama Hiszpania jest też ogromnie zróżnicowanym wewnętrznie krajem - pod względem języków, zwyczajów, tożsamości. To też jest pewnie świetny międzykulturowy trening.