Eva, niegdyś autorka książek podróżniczych, mieszka w designerskim domu na przedmieściach. Lata mijają, a w niej narasta przekonanie, że z jej synem jest coś nie tak. Mąż i psychologowie uważają, że ma paranoję. Przecież 7-latek nie może być świadomie mściwy, ani okrutny. Kevin dorasta, a Eva czuje coraz większy niepokój. Pewnego dnia nastolatek przychodzi do szkoły z kuszą i w sali gimnastycznej urządza polowanie na kolegów. Kiedy przerażona współpracownica przyjdzie do biura Evy, żeby poinformować ją, że w liceum jej syna doszło do tragedii, Eva domyśla się, że jej syn nie jest jedną z ofiar.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Kogo winić i gdzie szukać wyjaśnienia, kiedy mordercą okazuje się syn sąsiadów, który zawsze mówił „Dzień dobry” i pomagał w lokalnej pizzerii, żeby dorobić do kieszonkowego, jak chłopcy, którzy strzelali w Columbine High School? A co, jeśli po broń sięga własne dziecko, jak w historii Eve będącej fabułą filmu „Musimy porozmawiać o Kevinie”?
Podobnie jak grana przez Tildę Swinton bohaterka, ojciec Erica Harrisa, 18-latka, który wraz z kolegą zastrzelił w swoim liceum 15 osób, kiedy zobaczył w telewizji pierwsze informacje o masakrze, zaczął podejrzewać, że to jego syn jest zamachowcem. Zadzwonił na policję. Analogiczne przeczucia, co do prawdziwej natury swojego syna, niebezpiecznego dla rodzeństwa już jako kilkulatek, będzie miała bohaterka powieści „Piąte dziecko” noblistki Doris Lessing. W społeczeństwie, które zakłada, że nie ma czegoś takiego jak dzieci złe z natury, a odbiegające od normy zachowanie jest efektem konstrukcji psychicznej i wychowania, świadomość, że być może pod swoim dachem chowa się mordercę jest nie do zaakceptowania.
Columbine i Kosowo
Matczyne przeczucie, to jednak tylko jedna z płaszczyzn, na której można portretować strzelaniny. 20 kwietnia 1999 roku, Erick i Dylan, po ponad rocznym snuciu planów i kompletowaniu broni przyjdą do szkoły podczas przerwy na lunch, żeby otworzyć ogień do kolegów. Jak na ironię, 20 kwietnia był też dniem największego bombardowania wojsk amerykańskich podczas wojny w Kosowie. Bill Clinton, ówczesny prezydent, pojawił się w krajowej telewizji dwa razy. Najpierw, żeby pochwalić się zabiciem tysięcy cywili, którym jego rząd niósł na Bałkanach „pokój”, a następnie, żeby mówić ze ściśniętym gardłem, jak bardzo zszokowany jest masakrą, do której doszło w stanie Kolorado. Skoro prezydent, ojciec narodu, bombarduje kilkadziesiąt tysięcy osób, właściwie dlaczego my nie mielibyśmy zbombardować szkolnej stołówki?
Eric i Dylan nie pochodzili z biednych rodzin, bardzo dobrze radzili sobie z nauką. Dylan przez kilka lat był objęty indywidualnym tokiem nauczania przeznaczony dla najzdolniejszych uczniów. W szkole nie byli osamotnieni, przyjaźnili się z grupą fascynatów gier komputerowych, którzy korytarze przemierzali w długich, czarnych płaszczach. 20 kwietnia przez prawie godzinę chłopcy chodzili po szkole, którą za kilka tygodni mieli ukończyć, detonując przygotowane wcześniej ładunki wybuchowe. Osiem minut po południu popełnili samobójstwo.
Winni i winniejsi
Te wydarzenia, mimo że w porównaniu do kilku innych strzelanin nie zebrały aż tak krwawego żniwa, miały ogromny wpływ na amerykańską świadomość zbiorową. W szkołach powstawiano bramki z wykrywaczami metali, zarezerwowane wcześniej jedynie dla najniebezpieczniejszych dzielnic, a wiele szkół zaczęto zamykać od wewnątrz po rozpoczęciu lekcji. W następnym po tragedii roku w całych Stanach mnożyły się kuriozalne sytuacje. W prawach ucznia zawieszono 8-latka, który celował podczas przerwy obiadowej w kolegę panierowanym kurczakiem czy chłopaka, który „przemycił” w kieszeni obcinaczkę do paznokci.
Amerykańskie media ogarnęła panika moralna. Przecież zwykły, amerykański chłopiec nie może tak po prostu strzelić do kolegów. Winne były gry komputerowe pełne przemocy (Eric i Dylan uwielbiali „Doom” i „Mortal Kombat”), piosenki Marylina Mansona, „narkotyki” – jak określano w mediach leki na depresję zażywane przez jednego z chłopców, a wreszcie depresja. Winiono też krwawe kino akcji, a w szczególności „Natural Born Killers”, ich ulubiony film (na fascynację nim powoływała się również para 18-latków, którzy 3 lata temu zamordowali w Rakowiskach rodziców jednego z nich).
Głos zabrał nawet jeden z twórców serialu „South Park”, z racji tego, że wychował się nieopodal liceum Columbine. Jego zdaniem za problem ze strzelaninami w amerykańskich szkołach odpowiada systemie edukacji, który wychowuje młodych ludzi w przeświadczeniu, że świat kończy się na tym, ile dostaną punktów z testu i czy zostaną przyjęci do szkolnej drużyny.
Pytanie bez odpowiedzi
– Nie jesteśmy urodzonymi potworami. Jesteśmy waszymi synami i mężami, wychowaliśmy się w normalnych domach” – powiedział w ostatnim wywiadzie, którego udzielił zanim trafił na krzesło elektryczne Ted Bundy, seryjny morderca. Osoba, która sięga po broń nie musi być odszczepieńcem. Nie ma badań przesiewowych na podstawie których można by rozpoznać przyszłych morderców. Chociaż oczywiście usiłowano je stworzyć.
W 1963 w „American Journal of Psychiatry” ukazał się artykuł autorstwa Johna Marshala Macdonalda będący próbą wyodrębnienia zachowań mających rzekomo charakteryzować w pierwszych latach życia osoby, które mogą w przyszłości chwycić za broń. Na tak zwaną triadę Macdonalda składają się: moczenie się w nocy po przekroczeniu 5. roku życia, obsesja związana z ogniem/podpalaniem i ponadprzeciętne okrucieństwo wobec zwierząt. Teoria była wielokrotnie podważana, choć niektórzy psychologowie, a także były agent FBI, Alan Brantly, który zajmował się seryjnymi mordercami, uważają, że osoby o typie osobowości charakterystycznym dla morderców rzeczywiście często okaleczają czy zabijają zwierzęta w dzieciństwie.
Z kolei doktor Kevin Dutton zaobserwował, że charakterystyczne dla osób przejawiających skłonności psychopatyczne jest bierne zachowanie ciała migdałowego (część mózgu odpowiedzialna za reakcje emocjonalne) podczas oglądania na zmianę kadrów przedstawiających przyrodę i sceny przemocy. Co ciekawe, do tych wniosków doszedł obserwując mózg swojego przyjaciela, który spędził 10 lat służąc w jednostkach specjalnych i był świadkiem niejednej brutalnej sceny. Czy i nastoletni mordercy po sporej dawce brutalnych obrazów czuli się jak po obejrzeniu bloku reklamowego? Trudno powiedzieć, bowiem sprawcy trzech największych masakr w szkołach ostatnich lat popełniali samobójstwo, być może nie chcąc podzielić losu Teda Bundy’ego.
Kolejnym nasuwającym się pytaniem jest, na ile wina leży po stronie rodziców. W Instytucie Psychiatrii w Londynie na grupie około 400 siedmiolatków przeprowadzono badania, których celem było ustalenia w jakim stopniu to wychowanie wpływa na wykształcenie osobowości psychopatycznej. Kierująca badaniami doktor Essie Vinding ustaliła, że w 70 proc. za rozwój cech psychopatycznych odpowiadają geny.
Co jednak z pozostałymi 30 proc.? Jakie zachowania zabijają w dziecku empatię, której brak jest podstawowym rysem psychopatów, pytam Mieczysława Jaskulskiego, psychoterapeutę. – Chodzi tu w pierwszej kolejności o zachowania pozawerbalne rodzica, które dziecko odbiera nawet, kiedy samo nie potrafi jeszcze mówić. Jeśli przykładowo dziecko coś zbroi i mama na nie krzyczy, powinno widzieć, że mimo złości nie traci jej miłości. Rodzic, mimo negatywnych emocji powinien być osobą na której bezwzględnie można polegać. Nie wolno stosować odcinania dziecka emocjonalnie jako kary. Myślę, że demonizujemy też nadmiernie rodziców, którzy zaszczepiają w swoich dzieciach ambicje. One są bardzo ważne w dorosłym życiu. Trzeba tylko wypośrodkować komunikat. Podkreślanie, że liczą się tylko wyniki w nauce, a nie dobre kontakty z rówieśnikami są drugorzędne może wypaczyć relacje międzyludzkie, zmniejszyć empatię – mówi Jaskulski.
„Znakomity scenariusz”
Cztery lata po strzelaninie w Columbine, Złotą Palmę w Cannes otrzymał Gus van Sant za film „Słoń”, fabularyzowaną wersję wydarzeń. To co przeraża w tym filmie, to pokazanie tragedii w dokumentalnym stylu. Nie ma tu negatywu selekcji ofiarniczej – reżyser nie pokazuje jak bohaterowie znęcają się nad zwierzętami czy dokonują aktów wandalizmu. Rozmawiają z rodzicami i rówieśnikami jak zwyczajni nastolatkowie, chodzą do szkoły i jedzą na stołówce. Pewnego dnia po prostu przychodzą z bronią i otwierają ogień.
Van Sant zdaje się mówić, że znaki na niebie i ziemi zapowiadające masakrę, to tylko nasze pobożna życzenia. Nie chcemy się pogodzić z tym, że ktoś, kto dopuszcza się strasznych czynów, może niewiele się różnić od nas. Dorastać wśród nas, jeść to samo na obiad i oglądać te same seriale. Morderca powinien mieć dzikie spojrzenie i odstręczający wygląd, być jak najmniej ludzki.
Jeden z głośnych reportaży Justyny Kopińskiej, laureatki European Press Prize opowiada o żonie Mariusza Trynkiewicza, którą poznał jako osadzony. To dobrze zarabiająca, wykształcona, mieszkająca w dużym mieście kobieta. Kiedy opowiada reportażystce o tym, że Trynkiewicz to tak naprawdę ciepły, rodzinny facet, czytelnik czuje się nieswojo. Pod tekstem szybko pojawiły się diagnozy internetowych znawców twierdzących, że kobieta z pewnością jest chora psychicznie, skrajnie głupia albo silnie zmanipulowana. Gdyby rozpoznanie osoby, która może zacząć zabijać było takie proste, jak dla „Krystka_1970” żylibyśmy w innym świecie. 29-letni sprawca masakry w klubie gejowskim w Orlando pracował dla firmy ochroniarskiej, w której był regularnie badany przez psychiatrę i psychologa. Opinia: żadnych zaburzeń.
Zamach dokonany przez nastolatkę na swój debiut reżyserski wybrał Ewan McGregor, ekranizując powieść Philipa Rotha „Amerykańska sielanka”. Lata 60., podmiejski domek bogatej klasy średniej. Matka – niegdysiejsza Miss New Jersey, ojciec – utytułowany sportowiec, który rozkręcił rodzinną firmę zajmującą się produkcją rękawiczek. Piękny dom, wielka miłość, szczęśliwa rodzina. I do tego jedyna córka, która z niejasnych powodów coraz bardziej odsuwa się od rodziców. Pewnej nocy znika z domu, do którego ma już nigdy nie powrócić. Wysadza w powietrze budynek lokalnej stacji kolejowej i ucieka. Przez kolejne lata będzie ukrywała się przed policją. McGregor nieco wykastrował powieść Rotha z rozbudowanego tła, żeby na pierwszy plan wysunąć postać ojca nie rozumiejącego tego, co się stało. Reżyser mu nie pomaga. Dzieci w bogatych społeczeństwach zachodnich przestały być nadzieją ekonomiczną niepostrzeżenie stając się największą lokatą emocjonalną.
Oprócz „Słonia” powstał jeszcze jeden film, dla którego punktem wyjścia było Columbine. Nagrodzone Oscarem dla najlepszego filmu dokumentalnego „Zabawy z bronią” Michaela Moore’a. Podobnie jak w antybushowskim „Farenheit 9.11” reżyser stara się pokazać widzom, że zapamiętałe skandowanie imienia winnego nie przybliża do zrozumienia przyczyn, a te zawsze są wielowymiarowe. Mimo że to film wyraźnie opowiadający się przeciwko powszechnemu dostępowi do broni, Moore przenoszenie winy za tragedię na drugą poprawę uważa za wyjaśnienie podobnie niewystarczające, co przypisywanie winy grom komputerowym.
Kilka liczb
W ciągu ostatnich kilkunastu lat w Stanach liczba napadów z bronią spadła o 20%, tymczasem informacje o nich pojawiają się aż o 600% częściej. Nikt nie chce słuchać o smogu, kiedy może zobaczyć migawki z emocjonującego pościgu. Chodzi o emocje, które utrzymują uwagę widza, jak nic innego.
Badania Harwardzkiej Szkoły Zdrowia Publicznego pokazują, że w latach 2011–2014 doszło do trzykrotnego wzrostu liczby masowych strzelanin. Tego rodzaju ataki miały w tym okresie miejsce średnio co 64 dni. Dla porównania przez ostatnie 29 lat dochodziło do nich co 200 dni. Według innych badań wielu sprawców masowych strzelanin wzoruje się na wcześniejszych zbrodniach. Morderstwo pojedynczej osoby lub masowa strzelanina zwiększają prawdopodobieństwo, że w najbliższych dwóch tygodniach dojdzie do użycia broni. O inspiracji wydarzeniami z Columbine High mówił w filmie wysłanym do mediów Cho Seung-hui, student uniwersytetu Virginia Tech, który w 2007 roku zastrzelił na kampusie uczelni 33 osoby. Do czasu masakry w Orlando był to najbardziej krwawy zamach w Stanach.
Gwiazdy telewizji
Amerykańska popkultura z zabójców robi celebrytów, którzy pojawiają się w głównym paśmie między Ellen Degeneres, a siostrami Kardashian. Morderców takich jak Ted Bundy czy Richard Ramirez zna w Stanach każdy. W „Musimy porozmawiać o Kevinie” w pewnym momencie tytułowy bohater mówi do matki „o takich jak ja mówią w telewizji”. Być może dla wielu młodych umysłów, podobnie jak dla Herostratesa, nie ma większej różnicy z jakiego powodu zostaną zauważeni, a być może nawet zapamiętani, ważne, żeby nie być jednym z wielu.
Z argumentów z rodzaju „zabili przez piosenkę” można się oczywiście podśmiewać, ale jest w nich niewątpliwie źdźbło prawdy, choć nie jeden utwór tu zawinił, ale raczej cała machina popkultury. Upowszechnianie pornografii spaczyło postrzeganie tego, jak wygląda stosunek, a do tego zrobiło z seksu towar szybki, łatwy i przyjemny, który można konsumować w pojedynkę.
Podobnie stało się z brutalną przemocą, która zadomowiła się na wielkich i małych ekranach. Filmy ze Schwarzeneggerem nie mają przekazu „nie wolno zabijać”, ale „trzeba zabijać”. Oczywiście wrogów, ale ich znalezienie nie musi być trudne. Nawet jeśli spojrzymy na amerykańskie kreskówki bez trudu znajdziemy sceny w których na kogoś spada kowadło czy fortepian, a z offu słychać salwy śmiechu. Początkowo ekscytujące dla odbiorców zbliżanie się do tabu, jakim jest śmierć i zabijanie za pośrednictwem gier czy muzyki, z czasem zostaje oswojone.
Nie da się postawić jednoznacznej diagnozy co sprawia, że za broń coraz częściej sięgają nastolatkowie i to ci, których rodzice uważają się za systemowych zwycięzców. Zwalenie wszystkiego na łatwy dostęp do broni jest przesadnym uproszczeniem – w Kanadzie, kraju w którym bardzo popularne jest myślistwo odsetek użycia broni jest kilkadziesiąt krotnie mniejszy. Nasycone przemocą muzyka, gry i filmy są popularne wśród młodzieży także w innych krajach. Stany to kraina broni, gdzie jest ona nawet nie tyle kwestią kultury, co przedmiotem kultu. Przykładne panie domu uczą swoje 10-letnie córeczki posługiwania się bronią i są dumne, że świetnie sobie radzą, a kule leżą w części supermarketów za ladą zaraz obok papierosów.
W dokumencie Moore’a jeden ze szkolnych kolegów Ericka i Dylana mówi w pewnym momencie, że był na szczycie na liście podejrzanych, którzy mogli pomagać chłopakom w przygotowaniu zamachu, ponieważ ma w domu „The Anarchist Cookbook” (napisaną przez zbuntowanego nastolatka książkę z lat 70.wyjaśniającą m.in. jak skonstruować domowe bomby). Po chwili dodaje ze szczerością, że fajnie jest być w czymś pierwszym. Nawet jeśli to tylko lista podejrzanych. Młodzieńcza potrzeba, żeby zrobić „coś” nie mogłaby znaleźć podatniejszego gruntu dla tragedii.