Na pewno ją widzieliście. Nie ma szans, by jej uniknąć, słuchając najważniejszych doniesień z Korei Północnej. Niemal zawsze ubrana na różowo. Zawsze w emocjach. Jakby śpiewała o tym, że jej kraj przeprowadził test nuklearny, a naród powinien się radować. Jej twarz to jeden z największych symboli totalitarnego reżimu, który dociera do świata. Niemal drugi głos Kim Dzong Una, a wcześniej jego poprzedników. Gwiazda propagandy jakich mało.
Każda reżimowa telewizja ma swoją wielką gwiazdę, ale Ri Chun-hee nikt nie przebije. Tej roli i kariery pewnie niejeden prezenter telewizji publicznej mógłby jej pozazdrościć. W takim wieku, w takiej formie, ciągle uwielbiana przez władze i naród. Ta kobieta od pięciu lat oficjalnie jest na emeryturze, podobno w wolnych chwilach kształci młode pokolenia swoich następczyń. Ma 74 lata, jest babcią, mieszka ze swoimi wnukami i ponoć prowadzi luksusowe życie.
A jednak to ona przekazuje narodowi najważniejsze wydarzenia z kraju. Wszystkie historyczne momenty, o których powinien dowiedzieć się świat. Tak, jak ostatni test broni nuklearnej, który wstrząsnął Zachodem.
– To był idealny sukces – ogłosiła z uśmiechem i dumą. Miękkim głosem, jakby opowiadała bajkę. Takim głosem relacjonowała zresztą wcześniejsze próby. Na ekranie widzimy odpalane rakiety, a prezenterka w radosnej euforii. Najczęściej tradycyjnym stroju hanbok, choć czasem jest to strój bardziej zachodni. Niemal zawsze jednak w kolorze róż.
"A wrogowie trzęsą się ze strachu"
Wielu podkreśla, że pod względem emocji Ri Chun-hee nie ma sobie równych. Właśnie swoim teatralnym głosem i emocjami bije innych na głowę. Ona sama wyjaśniła raz, że nie krzyczy, tylko mówi spokojnie i to trafia do narodu. "Melodramatyczne" albo "agresywne" – tak najczęściej określane są jej wystąpienia. Podobno, gdy mówi, widzowie zawsze są wstrząśnięci. "A wrogowie trzęsą się ze strachu" – napisał kilka lat temu magazyn "Chosun".
Czy się trzęsą, trudno ocenić. Na pewno ostatnie wystąpienia Ri Chun-hee wzbudziły nieco inne zainteresowanie jej osobą. "Guardian" napisał właśnie, że to ona ma ogłosić na antenie koniec świata. Apokalipsę, z której już śmieje się internet, a "Pink Lady" – jak jest nazywana – zyskała nową, międzynarodową sławę. Ludzie nagle chcą wiedzieć, kim ona jest. "Apokalipsa będzie transmitowana, a przedstawi ją prezenterka w różu" – kpią internauci. Również media jakby okryły ją na nowo i prześcigają się w informacjach na jej temat.
Jej głos w propagandowych nagraniach
Ri Chun-hee pojawiła się w północnokoreańskiej telewizji KCTV w 1971 roku i niezmiennie w niej tkwi, choć w 2012 roku odeszła na emeryturę. Wróciła na antenę rok temu, by ogłosić próbę nuklearną. Od tamtej pory na dobre jest twarzą propagandy Kim Dzong Una.
Pochodzi z biednej rodziny, podobno miało to ogromne znaczenie, by taka osoba stała się głosem władzy dla ludu, a nawet wręcz czyniło z niej idealną kandydatkę. Bardzo szybko zrobiła karierę, media zauważają, że inni dziennikarze odchodzili, tracili pracę, a ona ciągle była na stanowisku. "Podkładała swój głos w wielu nagraniach propagandowych" – czytamy w "Daily Mail".
Zalała się łzami na antenie
Urzędująca dynastia najwyraźniej ją uwielbiała, bo w Korei zmieniali się przywódcy, a ona stała przy każdym. A potem była tą osobą, która na antenie ogłaszała ich śmierć. W czerni. Płacząc przed kamerami. Tak było w przypadku Kim Il Sunga w 1994 roku. Łzy leciały jej ciurkiem, a razem z nią płakał pewnie cały naród. Potem, gdy w 2011 roku zmarł Kim Dzong Il, widać było, jak powstrzymuje płacz.
Na pewno w całym kraju nie ma drugiego prezentera TV, którego władza darzyłaby tak wielkim zaufaniem. Dziś wszyscy wiedzą, że jak coś się dzieje, to Ri Chun-hee będzie o tym mówić. A właściwie czytać, bo widać to wyraźnie.
Trzeba tylko śledzić, jak będzie ubrana. Gdy na czarno, znaczy, że dzieje się coś złego. Ostatnio jednak dominuje róż.