
Nikt nie pyta o bilety, nawet rozgłośnie radiowe mają problem z ich rozdawaniem. Wygląda na to, że szykuje się wielka klapa zamiast spektakularnego sukcesu i nawet związkowcy dowożeni autokarami mogą nie uratować "nowego Opola" przed kompromitacją.
REKLAMA
Oficjalnie bilety można kupić jeszcze tylko do dwóch skrajnych sektorów. Na każdy dzień jest jeszcze około 500 wolnych miejscówek. Jednak podobno nie widać kolejek chętnych ustawiających się w kolejce. O tym, jak sytuacja wygląda nieoficjalnie opisuje na Facebooku reżyser poprzednich festiwali Radek Kobiałko. Z jego relacji wynika, że lokalne rozgłośnie radiowe, które dostały pulę darmowych biletów, mają problem z ich rozdaniem bo... nie ma chętnych do oklaskiwania festiwali po "dobrej zmianie".
"Co roku ludzie potrafili stać całą noc w kolejce po bilety na festiwal" – wspomina Kobiałko. W ubiegłych latach ostatni tydzień przed festiwalem w Opolu kojarzył mu się z przemykaniem się po mieście i próbami uniknięcia odpowiedzi na pytanie, czy ma może jeszcze jakieś wolne bilety do amfiteatru. W tym roku sytuacja wygląda zgoła inaczej.
Radek Kobiałko zauważa, że nawet związkowcy zwożeni autobusami mogą nie uratować sytuacji, bo w tym czasie wolą pielgrzymować na Jasną Górę. Zanim jednak przeciwnicy Jacka Kurskiego zaczną zacierać ręce z zadowolenia, że oto prezesowi TVP coś nie wyszło, Kobiałko zwraca uwagę na coś bardzo smutnego. Na naszych oczach być może umiera impreza, która była ważnym punktem w kalendarzu zarówno dla części miłośników polskiej piosenki, jak i dla artystów.
