"Świat ma być prosty: liczą się Bóg, Kościół, Ojczyzna. I Polak katolik. Obiektywna, skomplikowana wiedza, dowody naukowe? Po co? I tak państwo polskie nie ma żadnego wpływu na treści, które znajdują się w podręcznikach do religii. Mogliby w nich napisać, że Słońce krąży wokół Ziemi – nikt by nie zwrócił uwagi."
błogosławieństwo swoje" - to modlitwa z podręcznika.
"Efekty takich przekazów widzę u siebie w gabinecie. W końcu religię w szkole mamy od ponad dwóch dekad – zauważa – Przychodzi do mnie kobieta, żaląc się, że mąż nie pozwala jej na wizytę u ginekologa, rozwala szafki w gabinecie, gdy słyszy, że powinna poddać się dopochwowemu USG. „Nikt mojej żonie nie będzie tam wkładał” – ryczy. Albo młodziutka dziewczyna, która chwali się, że tak jak ksiądz kazał, jest dziewicą. Uprawia seks wyłącznie analnie."
Seksualność człowieka traktowana jest również archaicznie. Homoseksualizm to grzech, a seks tylko małżeński. "W podręczniku do religii do klasy VII pod nazwą „W blasku Bożej prawdy” (wydawnictwo Jedność) wyraźnie stoi, że onanizm to grzech gorszy niż wybuch wojny atomowej. Z kolei prezerwatywy powodują zapalenia prącia." - w artykule "Newsweeka" wypowiada się też Aleksander Bugla, filozof i były katecheta. Zrezygnował z uczenia, bo nie chciał kazać klepać dzieciom paciorków, a treści podręczników przerażają go. – To tresura katolickich dżihadystów, młody człowiek nie ma prawa do wątpliwości czy dyskusji. Ma mieć wdrukowane, że wszelka inność to złowroga mu obcość – mówi Bugla.
"Po upadku komunizmu nie mieliśmy jeszcze tak złej sytuacji w edukacji. Dzieci są oduczane samodzielnego myślenia, wpaja im się, że są narodem wybranym, że Polacy są święci i wielcy. Najgorsza jest coraz potężniejsza pruderia szkoły. Strach przed Kościołem sprawia, że na uroczystościach religijnych, na katechezach siedzą dziś i cierpią tysiące dzieci niewierzących. Najwyższy czas, by się zbuntować."