Nazywany jest "Potworem z Andów", udowodniono mu 110 gwałtów i zabójstw, choć przyznaje się do ponad 300. Pedro López to jeden z najbardziej przerażających seryjnych morderców w historii. W 1998 roku niespodziewanie został zwolniony z więzienia. Nie wiadomo, gdzie przebywa, ale jest poszukiwany przez Interpol w związku z kolejnym morderstwem.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Otoczenie stworzyło potwora
Pedro López urodził się w kolumbijskim miasteczku Tolmia w 1949 roku. W czasach, kiedy w kraju trwała wojna domowa i był jednym z najgorszych miejsc na ziemi. Lopez wychowywał się w biednej rodzinie. Nie znał ojca, a jego matka była prostytutką, która uprawiała seks z klientami na oczach trzynaściorga dzieci. Mały Pedro wypróbował to, co widział, na swojej młodszej siostrze. Przyłapała ich matka i wyrzuciła 8-latka z domu.
Chłopak zaczął żyć na ulicy. Pewnego razu pomoc zaoferował mu mężczyzna. Zamiast do obiecanego domu, zabrał go na teren budowy, kilkukrotnie zgwałcił i porzucił. Pedro stracił wtedy zaufanie do ludzi. Tułał się po miasteczku, spał w ciemnych zaułkach, za dnia szukał pożywienia. Po roku opuścił Tolmię i wyruszył do Bogoty, by dalej kontynuować żywot małoletniego żebraka. Tam też spotkał dobroduszną parę Amerykanów, która dała mu wyżywienie, pokój z biurkiem i zapisała do szkoły dla sierot. Szczęście nie trwało długo. W wieku 12 lat był molestowany przez nauczycielkę. Znów sobie przypomniał, za co nienawidzi dorosłych. Ukradł pieniądze ze szkoły i uciekł z domu.
"Wtedy tylko było dobrze gdy widziałęm ich oczy. W nocy bym tego nie zobaczył. Musiałem to robić przy swietle dziennym. To były fantastyczne chwile, gdy trzymałem dłonie na szyjach tych młodych kobiet. Zaglądałem im głęboko w oczy, widziałem iskry które powoli znikały. Tylko ktoś kto naprawdę zabił wieco mam na myśli."
Przełom w więzieniu
Przyszły "Potwór z Andów" przez 6 kolejnych lat włóczył się i kradł. Nie miał wykształcenia, więc nie mógł znaleźć pracy po zakończonej w międzyczasie wojnie domowej. W fachu złodzieja samochodów doszedł do perfekcji, gangi dobrze płaciły za kradzione auta. Jednak w 1969 roku wpadł i został skazany na 7 lat więzienia. 2 dni po osadzeniu został brutalnie zgwałcony przez czterech współwięźniów. Wtedy też przysiągł sobie, że nigdy już nikt go nie dotknie. Po pewnym czasie zdobył nóż i zabił gwałcicieli. Dołożono mu tylko 2 lata odsiadki, bo władze więzienia uznały, że działał w obronie koniecznej.
W głowie López kołatały się czarne myśli. Za całe zło obwiniał matkę. Twierdził, że to przez nią bał się kobiet, a wszystkie potrzeby zaspokajał z pomocą pism pornograficznych. Na stronie zbrodnia.of.pl jest napisane, że "jest kolejnym seryjnym mordercą, którego matka była prostytutką. Większość seryjnych morderców ma jakąś obsesję na punkcie swoich matek. Owe matki najczęściej nie są wzorowymi matkami. Wspólnym pierwiastkiem wydaje się być element seksualny. Matki te albo prowokowały swoim wyglądem, albo miały dużą ilość partnerów, o których syn doskonale wiedział. Oczywiście, dzieci prostytutek mają znacznie większe szanse by to wszystko zauważyć, by być bardziej podatnymi na tego typu zachowania."
Pierwsze morderstwa
Był rok 1978. Zaczęły się pierwsze morderstwa dziewcząt, które Pedro López dopadał w czasie podróży po Peru. Jednego razu złapali go Indianie, gdy próbował porwać 9-latkę z plemienia. Torturowali i zakopali żywcem. Życie zawdzięcza pewnemu misjonarzowi, który przypadkiem znalazł się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie i przekonał Indian, że to co robią jest wbrew woli Boga. Oddali go w ręce władz, a te deportowały go do Ekwadoru.
W Ekwadorze i Kolumbii zaczęły ginąć młode dziewczyny. Policja się tym nie przejmowała, bo należały do dziwnych związków. Czerwona lampka zapaliła się wtedy, gdy w czasie powodzi w Ambato wypłynęły na wierzch cztery ciała. Wtedy dopiero zauważono, że coś tu nie gra. Był marzec 1980 roku. Niedługo później "Potwór" próbował porwać 12-letnią dziewczynkę. Była z ojcem na zakupach. Mężczyzna przyłapał go i wezwał pomoc. Seryjnemu mordercy nie udało się uciec i został aresztowany. Wtedy już okazywał pierwsze oznaki szaleństwa.
Na jaw wychodzi potworna zbrodnia
Na komisariacie López nie chciał mówić. Język mu się rozwiązał po tym jak policjanci użyli podstępu. Do jego celi dołączył duchowny, który już następnego dnia był świadkiem okropnej spowiedzi. Ksiądz aż poprosił o wypuszczenie go. Pedro powiedział, że zamordował przynajmniej 110 kobiet w Ekwadorze, około 100 w Kolumbii, oraz sporo ponad 100 w Peru. Mundurowi nie chcieli mu wierzyć, więc zabrał ich na "wycieczkę" po grobach. Oskarżono go o 110 morderstw, ale dyrektor więzienia Victor Lascano twierdzil, że było ich ponad 300. Jest na drugim miejscu jeśli chodzi o liczbę udowodnionych morderstw. Na pierwszym jest Luis Garavito nazywany "Bestią". Również pochodzi z Kolumbii i oficjalnie pozbawił życia 138 dzieci.
Cytaty w artykule pochodzą z jedynego wywiadu, którego "Potwór z Andów" udzielił w 1999 roku. Na stronie o seryjnych mordercach są przedstawione zeznania Pedro Lópeza. "Powiedział też, że lubi dziewczęta z Ekwadoru. Są bardziej łagodne i ufne, wydają się też bardziej niewinne. Nie są tak podejrzliwe wobec obcych - jak kolumbijskie dziewczęta. Za owe morderstwa Pedro winił swoje trudne dzieciństwo i życie, oraz samotność."
"Zawsze też wybierał swoje ofiary za dnia. Nie chciał by zmrok ukrył przed nim widok ich agonii. Wyjaśnił również, że najpierw gwałcił ofiarę, następnie dusił ją patrząc jej głęboko w oczy. Gdy widział jak w ich oczach znikają ostatnie resztki życia odczuwał głęboką przyjemność oraz podniecenie seksualne. Nawet gdy umarły, były jeszcze przydatne. Często robił przyjęcia, w których uczestniczyły ciała martwych dziewczynek. Sadzał je i rozmawiał z nimi".
"Potwór z Andów" nie dostał dożywocia, tak jak podają niektóre serwisy, ale został skazany w Ekwadorze na 16 lat więzienia (ówczesna maksymalna kara za morderstwo w tym kraju). Po 14 latach został wypuszczony... za dobre sprawowanie. Potem deportowano go do Kolumbii, gdzie uznano za chorego psychicznie, a po 4 latach w 1998 roku wypuszczono na wolność za 50 dolarów kaucji. Uznano, że "wyzdrowiał" i gdzieś przepadł. Nikt o nim nie słyszał i nikt go nie widział. Jednak w 2002 roku Interpol rozpoczął nowe poszukiwania w związku z morderstwem w Kolumbii, które pasuje do jego modus operandi.
"Jestem człowiekiem stulecia. Nikt nigdy o mnie nie zapomni. Polowałem na moje ofary całymi dniami. Szukałem dziewcząt w których spojrzeniu była niewinność i piękno. To były dobre dziewczęta. Pomagały swoim matkom. Chodziłem za nimi kilka dni, czekałem aż zostana same. Dawałem im jakieś prezenty, np. małe lusterko. Potem zabierałem je na skraj miasta, obiecując prezent dla ich matek."
"Zabierałem je do tajnych kryjówek, w których przygotowane były już ich groby. Czasem były tam też ciała poprzednich dziewcząt. Związywałem je, gwałciłem przy wschodzie słońca. Przy pierwszym blasku słońca dostawałem wytrysku. Chwytając za gardło zmuszałem je do uprawiania seksu. Gdy słońce całkowicie wzeszło zaczynałem je dusić."
"Gdy wyjdę na wolność znów poczuję to samo. Wszystko trwało od 5 do 15 minut. Byłem bardzo dokładny. Długo upewniałem się, że na pewno są martwe. Przykładałem lusterko by sprawdzić czy oddychają. Czasami musiałem je zabić ponownie."
"Nigdy nie krzyczały, ponieważ nie spodziewały się niczego złego. Były takie niewinne. Moje małe przyjaciółki lubiły towarzystwo. Często kładłem po kilka ciał obok siebie. Ale po chwili czułem się znudzony, one się nie ruszały. Więc szukałem kolejnych dziewcząt."
""Straciłem swoją niewinność w wieku ośmiu lat. Postanowiłem zrobić to samo tylu dziewczętom ilu zdołam."