Film Oliviera Nakache i Erica Tolendo bije rekordy popularności. Do tej pory w polskich kinach obejrzało go prawie 650 tysięcy widzów. To absolutny fenomen jak na nasze warunki. Komedia nie schodzi z ekranów kin i pierwszych miejsc kinowych list przebojów. My zastanawiamy się wraz z krytykami filmowymi, na czym tak naprawdę polega sukces „Nietykalnych”.
Od premiery filmu w kwietniu o „Nietykalnych” mówi się nieustannie. Komedię polecają magazyny dla kobiet, sąsiadki emerytki, matki karmiące i dziennikarskie autorytety. Wszyscy jednogłośnie wyznają: „musisz to zobaczyć”. Sukces filmu jest rzeczywiście powalający. Nawet w naszym naTematowym przeglądzie filmowym „Trzy po trzy” był polecany ponad pięć razy, a to zwykle się nie zdarza.
Zachwyca się nim zarówno Tomasz Raczek pisząc: „Widziałem wczoraj film, po
obejrzeniu którego trudno mi przestać się uśmiechać. Film o tym, jak wiele może zależeć od niepoddawania się stereotypom, nie ulegania uprzedzeniom, niepraktykowania fałszywego współczucia i pozostawania otwartym – w każdej sytuacji i w każdym wieku – na przyjaźń, która może się pojawić z niespodziewanej strony” Jak i Maciej Stuhr wyznając na naTemat : – „Nietykalni” to wybitny i zaskakujący film. Zupełnie różni się od współczesnych produkcji, które muszą być o miłości i młodych ludziach. Ten nie posługuje się żadną kliszą. Jest śmieszny i wzruszający. Na papierze skazany byłby na klęskę. Na ekranie triumfuje – mówi Stuhr. A nawet naczelny „niegrzeczny” krytyk Michał Walkiewicz, który przyznaje przekornie: – „Nietykalni” to kwintesencja tego, za co kocham francuskie kasowe przeboje: scenariuszowy banał znika w nich najczęściej pod kolejnymi warstwami rozbrajającego humoru. Na szczycie komediowej piramidki wygodne miejsce zajął Omar Sy – facet ma w sobie tyle wigoru, że mógłby nim obdzielić całe polskie kino gatunków.
Przekonujące? Statystyki pokazują, że jak najbardziej.
– Sukces „Nietykalnych” to raczej fenomen socjologiczny niż artystyczny – mówi mi Krzysztof Kwiatkowski, krytyk filmowy „Wprost”. – Nie jest to dzieło wybitne, tylko przyzwoita komedia, która trafia w nastroje i zapotrzebowanie dzisiejszych widzów coraz bardziej stęsknionych za prostotą na ekranie. Publiczność nie chce już oglądać heroicznych bohaterów, woli śledzić losy zwykłych ludzi, którzy cieszą się z wypitej kawy i ze spaceru w parku. Widzowie są zmęczeni bieżącą polityką, zawiedzeni ideologiami, często więc wybierają ciepłe filmy o zwyczajnym życiu. Tak wielkie powodzenie „Nietykalnych” zaskakuje mnie, choć jedncoześnie sądzę, że wpisują się oni w trendy, jakie corazwyraźniej rysują się we współczesnym kinie – dodaje Kwiatkowski.
Wyważonej opinii krytyka „Wprost” nie podziela Łukasz Knap, związany z portalem FilmTok, który „Nietykalnych” ocenia jednoznacznie. – To komedia, która idzie pod prąd poprawności politycznej w pokraczny sposób. Daje ulgę widzom, bo pozwala śmiać się z kaleki i czarnoskórego złodzieja. Zarazem potwierdza stereotypy rasowe i fałszywe przekonanie, że da się utrzymać ideę multikulturalizmu pod warunkiem, że "oswoimy dzikiego. Francja i inne kraje Europy, w których problemy z mniejszościami to tykająca bomba, potrzebują takiego filmu. Na szczęście to tylko bajka – podkreśla.
Podobnie krytycznego zdania jest Małgorzata Sadowska z „Newsweeka”, która mówi mi bez ogródek: – „Nietykalni” to film klasowy, który udaje, że coś przekracza, w rzeczywistości jednak utrwala podziały. Urzeka widzów, ale na bardzo płytkim poziomie. Niby opowiada o niesamowitym spotkaniu niepełnosprawnego mężczyzny i emigranta, ale w rzeczywistości potwierdza stereotypy. Biały ma władzę i pieniądze, a czarnoskóry siłę i spryt – mówi Sadowska. Mimo krytycznego zdania o produkcji, dziennikarki nie dziwi sukces „Nietykalnych”. – Przeciętny widz uwielbia utożsamiać się z bohaterami, którzy szybko odnoszą sukces, a takim niewątpliwie jest Driis, opiekun niepełnosprawnego. Poza tym w filmie pojawia się wątek kpiny ze sztuki wysokiej, a to zawsze cieszy masową publiczność – przyznaje dziennikarka.
Opinie jednak nie są jednoznaczne. Ola Salwa, krytyczka związana chociażby z „Przekrojem”, Nietykalnymi” się zachwyca. – To ciepły i optymistyczny film, który cieszy i wzrusza. Do tego nie jest zrobiony w hurra optymistycznym, amerykańskim klimacie, ale z klasą. Nie jest to może kino rewolucyjne i wybitne, ale zdecydowanie polecam je wszystkim. Oczywiście można mu zarzuć pewną naiwność, ale jest ona jak najbardziej wpisana w jego konwencję. Myślę, że za jego sukcesem stoi też fakt, że reżyser opowiedział nam prawdziwą historię. Ludzie je uwielbiają – przyznaje dziennikarka. Fakt ten też zauważa Jakub Socha, dziennikarz Dwutygodnik.com – Życiowa historia, ciepły humor i trochę wzruszeń, to przepis na sukces. W „Nietykalnych” można znaleźć to wszystko. Jest to film zdecydowanie poprawiający nastrój. A przecież każdy z nas od czasu do czasu potrzebuje podnieść się trochę na duchu – dodaje Socha.
Jak widać zdania są podzielone. Jedni uznają film za genialny, inni po prostu za miłą francuską komedię, a jeszcze inni ostro zarzucają mu szerzenie stereotypów. Wszyscy są jednak zgodni co do tego, że jego sukces przerósł wszelkie oczekiwania. Bez wielkiej promocji, billboardów w mieście i setki wywiadów. „Nietykalni” wkradli się do polskich kin po cichu. Od szeptu przyjaciółki, do szeptu chłopaka o filmie zrobiło się głośno. Kto jeszcze nie był, niech pójdzie. Nie obiecuję, że się spodoba, ale warto zobaczyć coś, co wywołuje szerokie kontrowersje. A wam jak się podobało? Zasłużony sukces czy rozdmuchana sprawa?