Idea jest prosta, a wszystko działa na podobnej zasadzie, jak sprawdzone na przestrzeli kilku ostatnich lat rowery sieci Veturilo. Z tą różnicą, że wolne samochody Traficar nie czekają na nas w jednej z wielu stacji bazowych, tylko stoją zaparkowane na ulicach. W różnych częściach miasta, tam, gdzie zostawił je ktoś, kto przed nami używał jednego z setek pojazdów. O ile nikt wcześniej go nie zdemolował.
– Zarezerwowałem Traficara. Zdarza mi się często korzystać podczas porannych dojazdów do pracy – opowiada Michał. W tej historii pikanterii dodaje fakt, że od kilku dni padał deszcz i nasz rozmówca musiał wyszukiwać drogę pomiędzy kałużami gdzieś na warszawskiej Woli. – Idę więc w tę dramatyczną pogodę po kałużach, już prawie jestem. Widzę auto zaparkowane na normalnym, ale oddalonym trochę od "cywilizacji" parkingu. I już z daleka patrząc wiem, że coś jest nie tak – toczy Michał swoją opowieść.
Samo się nie urwało
Gdy podszedł do pojazdu okazało się, że otwarta jest klapka wlewu paliwa. Później dotarło do niego, że została wyrwana, żeby można było ściągnąć z baku paliwo. – Nawet nie otwierałem samochodu, żeby nie było na mnie. Zadzwoniłem do Traficara i wszystko im zgłosiłem, auto zostało zablokowane i ktoś miał się nim zająć – mówi Michał.
– Pojazd został zablokowany, żeby nikt nie mógł go wynająć, po czym został odwieziony do serwisu – przyznaje Anna Falkowska, jeden z menadżerów Traficar. – Firma oczywiście stara się na bieżąco usuwać wszystkie uszkodzenia, ale nie możemy całkiem zabezpieczyć się przed kradzieżami i aktami wandalizmu – dodaje.
W blisko rocznej historii Traficara w Polsce takie sytuacje nie zdarzają się często. – To wyjątki. Niemniej takie zachowania sprzeczne są nie tylko z założeniami carsharingu, ale też zasadami życia społecznego. Każdy przypadek tego typu jest zgłaszany odpowiednim instytucjom – twierdzi Magdalena Hibner, Marketing Manager.
Carsharing reklamowany jest jako wygodny sposób przemieszczania się po mieście. Gdy nie posiadasz własnego samochodu, albo jest on wielki, dużo pali i ciężko nim zaparkować w centrum miasta, wypożyczalnia małych miejskich aut jawi się jako sposób na korki, remedium na wysokie stężenie spalin na ulicach centrum miasta czy zwykłą oszczędność czasu i pieniędzy. Przejechanie około 6 km w centrum Warszawy kosztuje według kalkulatora dostępnego na stronie Traficar około 10 zł. Dużo? Warto pamiętać, że nie trzeba płacić za parkowanie pojazdu nawet tam, gdzie normalnie trzeba wrzucać drobne do parkometrów.
Dla jednych wygoda, innych w oczy kole
– To bardzo wygodne rozwiązanie – przekonuje Anna Krasicka, która okazyjnie korzysta z carsharing. – Czasem muszę jakieś dokumenty zawieźć do sądu w centrum miasta. Zamiast jechać zatłoczonym tramwajem podjeżdżam samochodem, załatwiam co trzeba i wracam. Wychodzi sporo taniej, niż taksówki – przekonuje.
Problem w tym, że przykład Michała wskazuje na to, że nie zawsze uda się odjechać zarezerwowanym pojazdem. – To żenujące, jak coś jest niczyje, to jeszcze nie znaczy, że zaraz można okraść czy zniszczyć – żali się nasz rozmówca. Niestety, takie historie się zdarzają, zresztą nie tylko w przypadku udostępnianych publicznie samochodów.
Podobnie niszczone są rowery Veturilo. W Warszawie znalazł się dowcipniś, który zawiesił rower pod jednym z mostów na Wiśle. Zdarzają się kradzieże siodełek, odnotowywano przypadki celowego przebijania opon. – Polak potrafi. Nie moje, znaczy niczyje – żali się Andrzej Stawicki, który na rowerach Veturilo jeździ po Warszawie już od kilku lat. – W tym roku trochę się to poprawiło, ale zeszły był fatalny. Praktycznie za każdym razem, gdy podchodziłem do stacji, przy której stało kilka jednośladów, przynajmniej jeden był uszkodzony. Bez powietrza w oponach, ze skrzypiącymi piastami czy korbą, zerwanym łańcuchem. – Jeśli ludzie tak samo będą traktować wypożyczane samochody, to nie wróżę w Polsce wielkiego sukcesu firmie Traficar. W przypadku samochodów naprawy są dużo droższe – dodaje.
Kradzież paliwa w Polsce była swego czasu prawdziwym utrapieniem kierowców. W czasach, gdy na stacjach CPN wywieszano tabliczki oznajmiające, że paliwa już nie ma, gdy benzyna była na kartki, zdarzało się, że pojazd zatankowany wieczorem do pełna rano miał w baku jedynie opary. Dziś kradzież paliwa stanowi zdaniem policjantów ze stołecznej Komendy Policji margines pośród fali zgłoszeń. – Może dlatego, że nigdy nie wiadomo, ile tam w baku jest benzyny? W dobie coraz powszechniejszego monitoringu ryzyko jest duże, a potencjalne korzyści niewielkie – twierdzi oficer dyżurny KSP.
W przypadku Traficar ocena nie stanowi jednak żadnego problemu. Aplikacja, jaką każdy użytkownik musi zainstalować na smartfonie, sama pokazuje, ile kilometrów można przejechać autem, które chce się wypożyczyć. Może to być cenną informacją nie tylko dla wypożyczającego, ale także dla złodzieja. – Staramy się, żeby nasi klienci dostawali najlepszy możliwy produkt. Wiadomość o tym, ile jest w środku paliwa, jest z punktu użytkownika bardzo ważna – przekonuje Anna Falkowska. Dodaje, że ważniejszy jest dla nich klient niż zabezpieczenie przed złodziejami.