Z "cyber-zemstą" żartów nie ma. Niejedna osoba boleśnie się o tym przekonała. To już nie tylko wstyd wśród najbliższych. Kompromitujące treści roznoszą się po całej sieci. Wygląda na to, że prym w stosowaniu tego rodzaju odwetu wiodą kobiety.
Nie jest łatwo żyć ze świadomością, że gdzieś w sieci krąży kompromitujący nas materiał. Brytyjski "Daily Mail" dowodzi, że jedna czwarta kobiet celowo zamieszcza na portalach społecznościowych niepochlebne zdjęcie przyjaciół, z którymi się rozstały, niekoniecznie w dobrych stosunkach. Co trzecia z badanych przyznała, że był to sposób na odegranie się za dawne krzywdy. Dodatkowo wiele kobiet odmawia usunięcia kompromitującego zdjęcia.
Autorzy badania cytowanego przez dziennik sugerują, że rośnie liczba ludzi używających Facebooka do poniżania innych. Można odrzucić oznaczenie na "fejsie", ale zdjęcie w sieci zostanie. Usunąć je może tylko ta osoba, która je wrzuciła, lub sam serwis, o ile ilustracja narusza regulamin.
Zjawisko nie dotyczy jedynie kobiet – one robią to częściej, bo po prostu częściej korzystają z serwisów społecznościowych. Czy internet nie jest współczesną areną walk i idealnym sposobem na zemstę? W globalnej sieci nic nie ginie, wszelkie kompromitujące treści mogą zaatakować nas w najmniej spodziewanym momencie.
Prawo reperuje, zamiast zapobiegać
– To zbyt daleko idący wniosek. Ale prawdą jest, że sieć ma takie zastosowanie – tłumaczy w rozmowie z naTemat Agnieszka Morzy, medioznawca. – Internet jest odzwierciedleniem rzeczywistego świata, granice między tym co wirtualne, a tym co realne zaciera się. Dobrze czujemy się zarówno wśród przyjaciół, jak i w sieci – tłumaczy. Dodaje też, że poczucie anonimowości w internecie sprzyja takim zachowaniom. Często użytkownicy nie zdają sobie sprawy z konsekwencji, jakie może spowodować oczernianie kogoś i nagłaśnianie tego. – Regulacje prawne są niedostosowane do rzeczywistości. Prawo musi wyprzedzać internautów i wyjaśniać dane kwestie, a nie reagować dopiero jak coś się stanie – mówi Agnieszka Morzy.
– Należy też zwrócić uwagę na zjawisko tzw. cyberprzestępczości. Kiedyś kojarzyła się ona tylko ze skomplikowanymi zamachami na jakieś instytucje. Teraz przesadne obrażanie kogoś też powinno być tak nazwane, z tym, że w skali mikro – wyjaśnia Agnieszka Morzy. Tłumaczy, że internauci nie do końca mają świadomość siły tego medium.
– Dla niektórych osób internet jako narzędzie zemsty jest czymś całkowicie normalnym. Nie ma w tym nic dziwnego. Skoro załatwiają za jego pomocą mnóstwo spraw, od komunikacji po zakupy, to czemu nie wykorzystać go do innych potrzeb? – mówi dr Jan Zając, psycholog internetu. – To medium ma coraz większy zasięg, dociera do coraz większej liczby odbiorców, jego siła rośnie. Można za jego pomocą wiele osiągnąć, a raz oczerniona osoba już taką pozostanie, bo treści w sieci nie giną.
Internetowe zemsty czy pomówienia potrafią być zakrojone na naprawdę szeroką skalę. Wystarczy przypomnieć sobie burzę wokół ACTA, różnorakie akcje społeczne, w których skrzykują się internauci, jak choćby niedawna "Zapal świeczkę dla PZPN".
"Porno-zemsta"
Amerykańscy internauci mieli na to odmienny sposób. Chcąc się na kimś odegrać, dysponowali idealnym narzędziem. Strona IsAnyoneUp.com im w tym pomagała. Można było publikować na niej zdjęcia roznegliżowanych byłych przyjaciół, partnerów. Nie było mocy, by się z tym rozprawić, gdyż na mocy amerykańskiego prawa właściciel nie odpowiadał za treści umieszczone na stronie. Bohaterowie tych kompromitujących zdjęć bynajmniej nie wyrazili zgody na pokazanie ich całemu światu. Jednak na nic się to zdało. W serwisie roiło się od pornograficznych fotografii. Bezkarność właściciela serwisu ukróciło dopiero sprzedanie strony innej firmie, która ją zamknęła.
Agnieszka Morzy przypomina o mniej kompromitującym, ale również niemiłym polskim "odpowiedniku". Parę lat temu popularność w sieci zdobywała strona, na której umieszczano zdjęcia kobiet w "białych kozaczkach". – Na stronie publikuje się zdjęcia kobiet, które nie do końca wpasowały się w poczucie dobrego stylu Polaków. Miały co prawda zasłonięte oczy, ale w sieci takie rzeczy nie giną – mówi.
Pan Andrzej
Są przypadki, w których już nie tyle z zemsty, a dla zabawy za pomocą internetu zrujnowano komuś życie. Doskonałym przykładem może być bohater niezliczonych memów ośmieszających stereotypowego polskiego mężczyznę. Ich bohater, Janusz Ławrynowicz, policjant z małego miasteczka w Warmińsko-Mazurskiem o swojej "sławie" dowiedział się, gdy jego twarz znało już wielu internautów. Mem zdobył taką sławę, że zaczęto mówić w żartach o jego filozofii. "Andrzej (bo tak nazwano potocznie policjanta) to nie imię, Andrzej to styl życia". Janusz Ławrynowicz nie potrafi zrozumieć, dlaczego go to spotkało. Faktem jest, że ten policjant nie tylko w internecie jest obiektem kpin, także w swoim mieście wszyscy się z niego śmieją.