W Europie marnujemy ponad połowę tego, co jesteśmy w stanie wytworzyć. Dlatego w Brukseli zaczynają zastanawiać się, jak poradzić sobie z naszym marnotrawstwem. Jak twierdzi szwedzka europosłanka Anna Maria Corazza Bildt, rozwiązanie problemu może być bardzo proste. Wystarczy pomyśleć o tym, jak wiele z tego, co mamy na talerzu, czy w lodówce trafia po prostu do kosza. I pokonać wstyd.
Zdaniem Anny Bildt, wiele jest w stanie zmienić wprowadzenie w restauracjach na Starym Kontynencie mody na korzystanie z tzw. doggy bags, czyli pudełek, w których z lokalu można wynieść resztki tego, czego nie daliśmy rady zjeść. Głupi pomysł? Tak myślimy w Europie. Za oceanem prośba o spakowanie reszek z kolacji nie jest niczym dziwnym, a już na pewno nie jest powodem do wstydu.
Ludzie myślący podobnie do europosłanki, a prywatnie żony szefa szwedzkiej dyplomacji Carla Bildta, chcą w Europie zrobić jednak coś więcej. W Szwecji, Wielkiej Brytanii i we Włoszech powstały już więc ruchy, które mają przekonać mieszkańców Europy do tego, że oszczędzanie jedzenia powinno być raczej powodem do dumy, a nie wstydu. W ten sposób pokazujemy przecież, że mamy świadomość, jak ważne jest to, by nie marnotrawić jedzenia. A w Wielkiej Brytanii tylko w jednej restauracji wyrzuca się co roku średnio 20 ton jedzenia. Tymczasem w Azji czy Afryce miliony ludzi głodują, często marząc o talerzu ryżu, który musi im wystarczyć nawet na cały dzień.
Nic więc dziwnego, że Anna Bildt wprost stwierdza, że żyjąc w ten sposób postępujemy po prostu nieetycznie. Europosłanka podkreśla, że prowadzone przez nią kampanie mają na celu sprawienie, by wstyd proszenia o spakowanie w lokalu jedzenia, którego nie daliśmy rady, lub nie zdążyliśmy zjeść, odszedł do przeszłości. – To jedzenie, za które zapłaciliśmy – przypomina w wywiadzie dla portalu EurActiv. Dodając, że zamiast krępować się takich spraw, powinniśmy w Europie uczyć dzieci od najmłodszych lat, że tak właśnie trzeba robić.
Badania przeprowadzane w Europie na temat świadomości marnotrawienia żywności są zatrważające. Gdy w jednym z nich przedstawiono respondentom dane o tym, jak wiele jedzenia co dnia trafia na śmietnik, 90 proc. z nich stwierdziło, że koniecznie trzeba coś z tym zrobić. Jednak równocześnie aż 75 proc. badanych przyznało, że nie miało wcześniej najmniejszego pojęcia o skali tego problemu.
W domu zamożnego szefa szwedzkiej dyplomacji prowadzonym przez Annę Bildt, inaczej niż w większości europejskich gospodarstw domowych podchodzi się też do terminu przydatności do spożycia. U Bildtów tę magiczną datę czytają znacznie bardziej świadomie. "Najlepiej spożyć przed" oznacza bowiem dokładnie to, że... no właśnie: najlepiej spożyć produkt przed tą datą, a nie że następnego dnia to jedzenie będzie trujące. Tymczasem europosłanka z ubolewaniem podkreśla, że większość z nas podchodzi do daty przydatności zakładając, że mówi ona o bezpieczeństwie, a nie okresie, gdy dane jedzenie jest najlepsze.
Jest jeszcze jeden problem, którym wkrótce zająć mogą się brukselscy urzędnicy. Chodzi mianowicie o marketing, który skłania do kupowania większej ilości jedzenia, niż jesteśmy w stanie zjeść. – Dlaczego sprzedaje się jabłka w opakowaniu po 10 sztuk, gdy są gospodarstwa domowe składające się z jednej osoby? – pyta Bildt. Dodając, że w rozwiązaniu tego globalnego problemu nie pomagają także chwytliwe oferty typu "kup trzy zapłać za dwa". Dlatego europosłanka podkreśla, że najwyższy czas skłonić przemysł spożywczy, by on również położył większy nacisk na marnowani się milionów ton żywności.