Ręka w rękę, kubek w kubek, noga do nogi. Zamiast ukrywać się przy mini stoliczkach, jednoczymy się przy długich stołach. Wspólne stoły pojawiają się w kolejnych polskich kawiarniach. Koniec tańczenia między stolikami, numerków na blatach i czekania na miejsce. Nadeszła era "common table". Usiądźmy do stołu.
„Przy wspólnym stole podczas jedzenia składamy sobie dobre życzenia”. To zdanie weszło mi do głowy dzięki francuskiej bajce „Madeline”, którą namiętnie pokazywano w telewizji w moim dzieciństwie. Film opowiadał o perypetiach dziewczynki z francuskiego sierocińca prowadzonego przez zakonnice. Ważniejsze jednak od przygód małej Madeline była dla mnie cała otoczka. A szczególnie moment, kiedy dziewczynki siadały do kolacji i wypowiadały magiczną formułkę.
Wspólny stół jednoczy. Nieważne, czy są to biedne dzieci z sierocińca, wielodzietna rodzina czy zabiegany singiel. Nie ma nic bardziej kojącego od jedzenia razem. Nawet jeśli się nie znamy. Trend do tej pory obecny raczej w sferze prywatnej, jakiś czas temu przeniósł się do przestrzeni publicznej. Coraz więcej kawiarni decyduje się na jeden stół. Dla wszystkich.
Zaczęło się od małej kawiarenki na Pradze, która mieści się na rogu Stalowej i 11-ego Listopada. Lokal był tak mały, że właściciele postanowili wstawić do niego tylko jeden stół. Pomysł wypalił. Goście bez oporów siadali przy jednym stole, rozmawiali, wymieniali się cukrem i jednoczyli.
Po praskiej „strzałce”, common table przyszedł do Charlotte. Co prawda w lokalu znajdują się też mniejsze, osamotnione stoliki, ale pierwsze skrzypce gra duży stół na środku. I to on jest najczęściej zajęty, bo miło jest usiąść koło kogoś. Justyna Kosmala, jedna z właścicielek modnej piekarni z uśmiechem wspomina romanse, które zaczynały się przy wspólnym stole i ukradkiem wymieniane spojrzenia.
Wiadomo, wspólna przestrzeń zbliża. Łatwiej nawiązać rozmowę z siedzącym obok nieznajomym, niż z kimś jedzącym w drugim rogu sali. Po Charlotte pomysł rozszedł się. Dziś w wielu lokalach można znaleźć wspólny stół i usiąść przy nim bez krępacji.
Era indywidualistów się skończyła. Nie chcemy już odgradzać się, zamykać i odcinać. Życie toczymy często w pojedynkę, więc wspólne chwile wolimy celebrować w grupie. Oczywiście sam fakt siedzenia razem jest dość powierzchownym zbliżeniem, ale to krok w dobrą stronę. Wybierając taki stół dajemy sygnał światu, że jesteśmy otwarci na innych ludzi i chętnie dzielimy się sobą. Nawet jeśli ten moment trwa przysłowiowy lunch, czyli dwa kwadranse to jest bardzo cenny.
Trudno dziś spotkać się i usiąść razem do obiadu w domu, dajmy więc szanse nieznajomym. Wspólne jedzenie koi nerwy i może być dreszczykiem emocji. W końcu nigdy nie wiesz kto usiądzie obok. Daj się ponieść emocjom. Usiądź z nami przy stole.