
Reklama.
O tym, co Polak robi ze swoim psem czy kotem podczas wakacji, opowiada w czwartkowej "Gazecie Wyborczej" Karina Schwerzler, pełnomocnik wojewody świętokrzyskiego ds. ochrony zwierząt. – Podczas interwencji widziałam już szczeniaki zawieszone w reklamówce na najwyższym konarze drzewa, psa szamoczącego się na drodze w zawiązanym worku na śmieci, kota z obcięta nogą w worze po kartoflach – mówi.
Zobacz także: Po co nam dziś zoo? Czy zwierzętom nie lepiej na wolności? Pytamy po tragicznej historii łódzkich żyraf
Zdaniem Schwerzler, najbardziej popularną "metodą" jest przywiązanie psa do drzewa w lesie. Drugi sposób to wyrzucenie go z pędzącego samochodu. – Ci bardziej humanitarni przywożą psa przed urlopem do schroniska i łżą, że właśnie znaleźli go przy drodze. A przecież od razu widać, że to ich pies, bo łazi za nimi krok w krok – dodaje Schwerzler.
Kobieta zwraca uwagę, że zwierzęta wciąż są dla dużej części społeczeństwa tematem niepoważnym. – Jakaś fanaberia. Bo co taki pies: mleka nie da, na mięso się nie nadaje. Gadzina – stwierdza.
Pani wyjeżdża na wakacje z psem? – pyta Schwerzler dziennikarka.
– Ja mam 13 psów i sześć kotów. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byliśmy na rodzinnych wakacjach – odpowiada Karina Schwerzler.