To było w styczniu 2016 roku. Premier przyjechała do Radomia wraz z ministrem zdrowia, oboje odwiedzili jedną z przychodni, po czym stanęli przed budynkiem i udzielili wypowiedzi mediom. Beata Szydło suchej nitki nie zostawiła wtedy na poprzednikach za to, że swego czasu nie potrafili dogadać się z protestującymi lekarzami. – Dziś sytuacja jest inna. Polega na normalności – mówiła. Radom miał się wtedy jawić niczym przykład dobrej zmiany w służbie zdrowia. Jak miasto ocenia ją dziś? Gdy sama z protestującymi rezydentami nie potrafi się dogadać?
Premier Szydło stała wtedy przed budynkiem radomskiej przychodni i zwalała winę na poprzedników. Przypomnijmy, rok wcześniej w całej Polsce trwał protest lekarzy, wiele przychodni było zamkniętych, również ta, którą odwiedziła premier. – W ubiegłym roku przychodnia była zamknięta, bo poprzedni rząd nie potrafił porozumieć się z lekarzami. Nie potrafił wynegocjować kontraktów. Pacjenci nie mieli zabezpieczonej pomocy medycznej. Dziś sytuacja jest inna. Ona polega na normalności – mówiła.
Te słowa brzmią dziś niemal jak kpina. W momencie, gdy sama tak długo ociągała się z wizytą u protestujących lekarzy, gdy Wiadomości TVP szydzą z postulatów lekarzy i robi się z nich czarne owce całego systemu. Gdy w całej Polsce, ale i w Radomiu, gdzie padały tak wielkie słowa, dziś wokół służby zdrowia się gotuje.
"Pacjenci się awanturują"
– Mnie ogarnia przerażenie. Nie ma mowy o żadnej dobrej zmianie. Normalność? Nie ma żadnej normalności. I wtedy jej nie było, i nie ma jej teraz. Jest tak samo albo i gorzej – mówi naTemat jeden z radomskich lekarzy. W 2015 roku pracował w przychodni, która została zamknięta z powodu protestu. Sam był wśród protestujących i krytykował poczynania tamtego rządu. Ale gdy rok temu usłyszał premier Szydło, mocno się uśmiał. Dziś opadają mu ręce.
– Sytuacja lekarzy rezydentów to jedno. Ale mamy jeszcze zmiany, które weszły w życie 1 października. To chora ustawa, tak uważa wielu lekarzy również w Radomiu. Dla pacjentów na pewno nie jest ona z korzyścią. Wywołuje duże zawirowanie. Pacjenci się awanturują, nie mają pojęcia jak teraz korzystać choćby z nocnej pomocy, która się zmieniła. Ciągle są awantury. O długie kolejki, o wszystko – mówi.
W styczniu 2016 roku mieszkańcy Radomia usłyszeli, że u nich jest niemal świetnie, że "dobra zmiana" jest w Radomiu, pacjenci teraz mogą przychodzić do lekarza i uzyskiwać pomoc, a lekarze mogą spokojnie pracować. Po prostu bajka, żadnych problemów. Gdy jakaś kobieta podeszła i zapytała wprost: "Jak żyć pani premier, jak żyć?", Beata Szydło natychmiast znalazła stosowną odpowiedź: – Mogę pani powiedzieć, że to, że pani jest tutaj dzisiaj i spokojnie może pani przyjść do swego lekarza, to niech pani sobie przypomni, czy tak samo było rok temu.
"Nic nie jest normalne w służbie zdrowia"
To "spokojnie przyjść do lekarza" wzbudza szczególne emocje. Nie ma żadnego "spokojnie". I w całej Polsce, i w Radomiu. – To jest śmieszne. O jakiej normalności mowa? Nigdy nie było normalne, a to, co dzieje się teraz, to jawna kpina. Nic nie jest normalne w służbie zdrowia. Jest coraz mniej czasu na pacjenta. Nawet gdyby założyć, że w przychodni mamy 15 minut na pacjenta, to w ciagu dnia pracy powinniśmy przyjąć 28 osób. A my przyjmujemy cztedziestu paru – mówi nam jeden z radomskich lekarzy.
Do tego dochodzi papierologia, której kiedyś w takim zakresie nie było. A także dodatkowa kolejka pacjentów, którzy chcą się wcisnąć pomiędzy. – Człowiek nie ma sumienia ich nie przyjąć, choć patrzy na zegar i wie, co to oznacza. Wizyta, niestety, dziś wygląda tak: lekarz jednocześnie rozmawia się z pacjentem, wystukuje dane na komputerze i pisze na papierze. Byle szybciej – słyszę. Zresztą, każdy zna to pewnie z własnego doświadczenia.
"Jestem przerażona, że idzie to w złą zmianę"
Radomska radna Wioletta Kotkowska, wiceprzewodnicząca Komisji Zdrowia, pamięta tamtą wizytę premier i słowa, które wtedy padły. – Powtarza je jak mantrę, że tak zmieniają kraj. Ale u nas w Radomiu tak nie jest. W każdej kwestii jest totalny bałagan. Nie uważam, że u nas, w Radomiu, to jest dobra zmiana. Wręcz przeciwnie, jestem przerażona, że idzie to w złą zmianę – mówi naTemat.
Ona też nawiązuje do rezydentów oraz do nocnej i świątecznej pomocy. Do sytuacji, w której znajduje się szpital w Radomiu. I do leków dla starszych. – Moja mama ma blisko 80 lar. Jeszcze ani razu nie skorzystała z darmowych leków – mówi.
Do Radomia, swojego rodzinnego miasta, co jakiś czas przyjeżdża była premier Ewa Kopacz. I alarmuje o stanie służby zdrowia. Ostatnio o radomskim szpitalu.
Mazowiecki Szpital Specjalistyczny nie należy do miasta tylko do Urzędu Marszałkowskiego. W kwietniu – czyli rok po wizycie premier Szydło – głośno było o planowanej likwidacji 248 łóżek i zwolnieniach personelu, a także o jego zadłużeniu. – Robimy, co możemy. Na czele z panem prezydentem działamy w kierunku spłaty zaciągniętych pożyczek przez szpital. Ale przydałaby się odgórna pomoc – mówi radna Kotkowska.
Ludzie chcą, żeby nie było chaosu
Radom, oczywiście, nie jest żadnym wyjątkiem. Problemy są wszędzie i nie da się ich zamieść pod dywan. Oczernianie lekarzy tylko potęguje ich skalę, a chaos, który ostatnio mamy, coraz bardziej irytuje ludzie. Tym bardziej irytują słowa, które tak łatwo rzucane są na wiatr.
Przypomnijmy jeszcze, co premier mówiła w 2016 roku w Radomiu. – Ludzie chcą normalności. Tak po prostu, żeby było spokojnie, bezpiecznie, bez chaosu, który wprowadzał poprzedni rząd – powiedziała. Wyjątkowo pasujące dziś słowa. Tylko jakby do innego rządu.
"Sprawdza się to, co mówiliśmy, ustawa o sieci szpitali sprawiła, ze okrojone są ryczałty do szpitali. Przykładem jest Mazowiecki Szpital na Józefowie, który nie może liczyć na pieniądze na fizjoterapię. To okrojenie rehabilitacji prowadzonej w szpitalu, który obsługuje 200 tysięcy mieszkańców regionu radomskiego i nie tylko. Okazało się, że na 29 placówek prowadzących rehabilitację, na kontrakt może liczyć tylko 11. To oznacza, że dramatycznie wydłużą się kolejki oczekujących na rehabilitację". Czytaj więcej