Producenci jaj sami przyznają, że przeżywają teraz "prawdziwe eldorado" i za sztukę dostają nawet 60 groszy.
Producenci jaj sami przyznają, że przeżywają teraz "prawdziwe eldorado" i za sztukę dostają nawet 60 groszy. Fot. Łukasz Krajewski / Agencja Gazeta
Reklama.
"Klienci marketów się skarżą, na półkach nie ma jaj!", "W dużych sieciach handlowych może zabraknąć jaj", "Możemy mieć do czynienia z sytuacją bez precedensu" – biją po oczach tytuły artykułów, które zapewne przeczytała starsza pani z targowiska. Niektórzy już alarmują, że w marketach brakuje tego produktu. – Generalnie w tej chwili można kupić jaja, aczkolwiek są sieci, w których rzeczywiście ich nie ma – mówi nam Mariusz Szymyślik, dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz.
Wcześniej powtarzał dziennikarzom, że już wkrótce możemy "mieć do czynienia z sytuacją bez precedensu i pierwszy raz od 1989 roku może zabraknąć jaj". "W Biedronce już dziś zabrakło"; "W pobliskiej Biedronce nie ma jaj od soboty" – alarmują internauci. Co na to firma? – Obecnie w związku z dynamiczną sytuacją na rynku może zdarzyć się, że w wybranych lokalizacjach nastąpi czasowa, zmniejszona dostępność jaj – piszą nam pracownicy biura prasowego Jeronimo Martins Polska. I podkreślają, że wczoraj do południa w około 2 tys. sklepów były "maksymalne przyjęte zapasy jajek".

Święta bez jaj, dlaczego?

To wszystko wynika z dużego zapotrzebowania na polskie jaja. Powodów jest przynajmniej kilka. Pierwszy: w wakacje media szeroko opisywały sprawę toksycznego fipronilu, który znalazł się w jajach pochodzących m.in. z Austrii, Holandii, Słowacji. Komisja Europejska alarmowała, że skażone jaja wykryto w sumie w 15 krajach Unii Europejskiej i dwóch spoza. – W Europie Zachodniej, by wyniszczyć pasożyty kur stosowano pewien środek. Jedną z substancji, którą zawierał był fipronil, którego nie można stosować w drobiarstwie – tłumaczy nam Szymyślik. Gdy tylko sprawa wyszła na jaw, zabroniono sprzedaży jaj pochodzących z tych ferm. Poza tym, cenę polskiego jaja podbija zapewne także sytuacja we Włoszech i Holandii.
Mariusz Szymyślik
dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz

We Włoszech, gdzie rozpoczęła się grypa ptaków, zutylizowano około milion kur. A Włochy są jednym z większych producentów jaj. Niedawno grypa pojawiła się także w Holandii. Sądzimy, że ma to znaczenie psychologiczne. Ci, którzy są odbiorcami producentów jaj powoli zaczynają się denerwować i martwić o to, czy będą w stanie kupić tyle, ile potrzebują. Dlatego łatwo im przychodzi oferowanie codziennie wyższej ceny. A wiadomo, że polscy producenci, zakłady pakowania, sprzedają tym, którzy kupują po wyższych cenach. W związku z tym teraz niechętnie sprzedają sieciom handlowym, a bardzo chętnie zakładom przetwórczym albo klientom zagranicznym. Stąd całe to zamieszanie.

– Nie mam jaj. Dużo w Europie salmonelli, problem z fikronilem. Wybili wszystkie kury. Widocznie tak dużo ich wybili, że aż zabrakło jajek – tłumaczy nam właścicielka firmy, która produkuje jaja.. A jak dodaje: – Sam proces odbudowy stad i jaj konsumpcyjnych trwa nawet pół roku. Od pisklęta do pierwszego jaja to pół roku. – Wystawienie nowych kur trwa około 18-19 tygodni – potwierdza Szymyślik. Stąd teraz tak duże zapotrzebowanie np. Niemców i Holendrów na polskie jaja. A że płacą więcej, to polscy producenci ochoczo wysyłają swoje jaja za granicę. Od sieci handlowych za takie samo jajo klasy M otrzymują 37-39 groszy, a zagraniczni dają 45-50 groszy, a nawet i więcej. – Wszystkie zamówienia z zagranicy są za wyższe kwoty – zaznacza Szymyślik.
Poza tym, Szymyślik zwraca uwagę na kolejny ważny aspekt. Już teraz ruszyła przedświąteczna produkcja np. majonezu. – Mamy taką sytuację, której na rynku nie pamiętają nawet najstarsi drobiarze. A mianowicie, że jaja, które są dostarczane do przemysłu są droższe od jaj spożywczych, czasami nawet 20 proc. niż te do konsumpcji – mówi dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz.
Dlatego słuszne zdają się być obawy o to, że przed świętami może zabraknąć jaj albo ich ceny mogą być znacznie wyższe. – Faktycznie cena galopuje. Zatrzymała się na razie na 45-50 groszach za jajo M/L. Jajka w sklepach momentami są tańsze niż w hurcie tirowym. Myślę, że przed świętami może być problem. Dopiero na Wielkanoc ten rynek będzie nasycony – słyszymy od producentki jaj. Dokładnie to samo powtarza Daniel Mazurczak z Fermy Drobiu: – W święta będzie dramat, duży problem i ceny będą wtedy bardzo wysokie.

Złoty czas

Gdy konsumenci martwią się, że zabraknie jaj czy ich cena drastycznie wzrośnie, ich producenci zacierają ręce. – Kluczowe tu jest pytanie o cenę: czy producentom bardziej będzie się opłacało sprzedawać odbiorcom hurtowym, którzy bez mrugnięcia oka oferują wyższe ceny (zagranicznym – red.), czy konsumentom – mówi Szymyślik. Odpowiedź zdaje się być oczywista: sprzedam tam, gdzie zapłacą więcej. A zagraniczni kontrahenci już się odzywają do polskich producentów.
– Do nas zwracają się Anglicy, Irlandczycy, Rumuni, Włosi, Niemcy, Holendrzy, Belgowie. Chcieli dużych ilości. Musiałam odsyłać, bo jesteśmy małym producentem – słyszę od właścicielki firmy, która zajmuje się produkcją jaj. Powtarza, że to jest chwilowa hossa, która zdarza się raz na kilka lat i nie trwa długo. – Wie pani, jak ja z 20 groszy za sztukę przeskoczę na 50, to siedzę i się cieszę. I tylko błagam, żeby to trwało jak najdłużej. To nie jest podyktowane kosztami produkcji, a brakiem towaru na rynku – dodaje kobieta.
Do Daniela Mazurczaka z Fermy Drobiu bezpośrednio zagraniczni producenci się nie zgłaszają. – Ale odzywają się do hurtowni, pakowalni, gdzie oddajemy jajka. Rzeczywiście tych jajek brakuje i już nie mam ich nawet dla swoich stałych klientów – mówi Mazurczak. Jak dodaje, w tej chwili za średni jajo można zażyczyć sobie nawet 55 groszy. – Ten złoty czas potrwa chwilę, a później sytuacja się odwróci i będziemy za sztukę płacić 15 groszy – dodaje właściciel Fermy Drobiu. – Sytuacja jest niebezpieczna, bo wreszcie za 4,5 - 5 miesięcy zagraniczni producenci odchowają swoje kury. I myślę, że w styczniu albo lutym skończy się nasze eldorado – prognozuje Mazurczak.