Spotkacie je na pierwszej linii frontu na izbie przyjęć, ale również na "zwykłych" oddziałach szpitalnych. Na co dzień stykają się z wypadkami i poważnymi chorobami. Nierzadko piorą swoje fartuchy z krwi, wymiocin i odchodów pacjentów, a także wykonują część obowiązków lekarza. Bierzecie je za pielęgniarki, tymczasem one znajdują się na samym dole hierarchii. Zarabiają mało, wymaga się od nich dużo, a krzyczy na nie każdy. "Czy Protest Medyków się o nas upomni?" – pyta sekretarka medyczna.
Pani Zuzanna prosi, aby nie podawać je prawdziwego imienia. Nalega także, by nie ujawniać nazwy miasta, w którym pracuje. Boi się, że ktoś któryś lekarz lub pielęgniarka ją rozpozna i skończy się wyrzuceniem z pracy. Zgadza się, bym napisała, że mieszka w województwie śląskim.
Zuzanna: To prawda, że personelu medycznego jest coraz mniej, a pacjentów coraz więcej. Personel jest przepracowany i nisko opłacany. Popieram postulat 6,8 proc. PKB na ochronę zdrowia. Rozumiem więc desperację lekarzy rezydentów. Z moich obserwacji na dziecięcym OIOM-ie wynika, że ci najmłodsi lekarze pracują lepiej niż starzy wyjadacze. Rezydenci od razu są rzucani na głęboką wodę i de facto pracują bez nadzoru lekarzy specjalistów, no chyba że się nagle dzieje coś poważnego. Rezydenci bardzo się starają. Jeszcze mają ideały.
Czuję, że w tym wszystkim czai się wielkie "ale".
Ale medycy to nie tylko lekarze, a nawet nie tylko lekarze i pielęgniarki. To jeszcze my – ludzie nazywani niższym personelem medyczny. I bardzo mnie martwi to, że o nas podczas tego protestu się nie mówi, choć nasza praca jest ważna i odpowiedzialna, a sytuacja też jest trudna, a pod pewnymi względami trudniejsza. Liczę na to, że głodujący medycy będą o nas pamiętać i się o nas upomną.
Kogo ma pani na myśli mówiąc o tzw. niższym personelu medycznym?
Sekretarki medyczne na izbach przyjęć i oddziałach. Rejestratorki w poradniach. Sanitariuszki i salowe. Jesteśmy na samym dole szpitalnej hierarchii.
Czym zajmują się sekretarki medyczne?
Odpowiadamy za dokumentację medyczną pacjentów, przyjmujemy ludzi na oddziały ratunkowe, pilnujemy, by lekarz pamiętał o swoim harmonogramie, odpowiadamy za każdy przecinek i pieczątkę. Niestety część lekarzy i pielęgniarek traktuje nas jak podludzi.
To znaczy?
Wyżywają się na nas. Krzyczą, dokuczają, pomiatają. Zrzucają na nas część swoich obowiązków, choć w przeciwieństwie do nich nie mamy wykształcenia medycznego, a potem się denerwują, jeśli coś jest nie tak.
Czy może pani podać przykład?
Niedawno musiałam zadzwonić do rodziny pacjenta i poinformować, że zmarł. To nie była łatwa rozmowa, ani pierwszy raz, gdy lekarz kazał mi to zrobić. To nie ja powinnam dzwonić do bliskich, tylko on. Albo inny przykład. Lekarze każą nam pisać analizy postępowania lekarskiego, czyli co dolega choremu, jakie są wyniki badań, na czym polega leczenie i dalsze postępowanie.
Jak to? Przecież nie macie studiów medycznych. Jak sobie z tym radzicie?
Po jakimś czasie pracy w szpitalu można się otrzaskać z podstawowymi terminami medycznymi. Poza tym pomocne są notatki lekarzy o pacjentach, które wykonują, gdy przekazują sobie dyżur. Mamy też dostęp do wyników badań. Bierzemy więc te wszystkie dokumenty i piszemy to, co naszym zdaniem jest najważniejsze.
Potem lekarz to zatwierdza swoim podpisem, a jeśli zrobimy błąd, czyli na przykład pomylimy jakieś specjalistyczne nazwy, to jest awantura. A my przecież nie jesteśmy lekarzami. To lekarze mają obowiązek napisać taką analizę – nie dość, że staramy się jak możemy i robimy to za nich, to jeszcze potem są wielkie pretensje.
Nie może pani po prostu powiedzieć "nie"?
Na początku próbowałam. Usłyszałam, że na moje miejsce jest tysiąc chętnych, więc mam nie podskakiwać. Szykany są na porządku dziennym. Lekarze wyżywają się na pielęgniarkach, a obie te grupy na nas. Pacjenci też na nas krzyczą, bo siedzą w szpitalnym oddziale ratunkowym już którąś godzinę, a lekarza nie ma. Ale co ja mam na to poradzić? Gdyby to ode mnie zależało, chciałabym każdemu pacjentowi pomóc od razu. Przecież to nie moja wina, że na cały oddział jest dwóch lekarzy, w tym jeden na bloku operacyjnym, a w kolejce czeka kilkadziesiąt osób. Cały ten system jest chory, wszyscy chodzą wkurzeni, jesteśmy jak szczury w za ciasnej klatce.
Czyli lekarze, pielęgniarki i pacjenci krzyczą na sekretarki medyczne. A na kogo wy krzyczycie?
My możemy sobie tylko popłakać.
Ile pani zarabia?
1 458 zł. W tej kwocie jest już zresztą dodatek za staż pracy. Całe szczęście, że mam pracującego męża, bo nie wiem jak bym utrzymała rodzinę z dwójką małych dzieci. Jednak część moich koleżanek to samotne matki i jest im bardzo ciężko. A ich dzieci mają takie same żołądki jak dzieci lekarzy.
Chce pani, by sekretarki medyczne zarabiały tyle co lekarze?
Nie, przecież ich kwalifikacje i odpowiedzialność jest większa. Ale chciałabym, żebyśmy zarabiały choć 2 tys. zł na rękę, by móc spokojnie żyć, a nie zastanawiać się dwa razy nad wydaniem każdej złotówki.
Płacą pani mało. Pomiatają panią. W tym momencie wielu czytelników będzie chciało zapytać, dlaczego nie zmieni pani pracy.
Są dwa powody. Pierwszy jest taki, że pracuję od 7 do 15, dzięki czemu mogę pogodzić pracę zarobkową z opieką nad dziećmi. Drugi zaś polega na tym, że lubię tę pracę. Lubię pomagać ludziom, gdy przychodzą na oddział ratunkowy. Mam poczucie, że robię coś ważnego. Ale zmiana pracy to kwestia czasu. Czekam tylko, aż dzieci podrosną na tyle, by poszły do przedszkola. Zrobię to, choć nie chcę odchodzić.
Co by było, gdyby pewnego dnia wszystkie sekretarki medyczne rzuciły papierami?
Katastrofa (śmiech). Lekarze by stali i płakali. Nie wiedzieliby co, gdzie i jak.
Jest pani tego pewna?
Oczywiście. Nie mieliby już czasu na przyjmowanie pacjentów. Wie pani, za co ostatnio nakrzyczał na mnie jeden z lekarzy specjalistów?
Za co?
Za to, że drukarka w jego gabinecie nie działa, a on nie może pracować w takich warunkach. A wie pani, dlaczego jego drukarka nie działała? Bo jej nie włączył! Ci młodsi lekarze jeszcze jakoś to ogarniają, ale starsi? Oczekują, że wszystkie dokumenty zrobią za nich sekretarki medyczne. Tu zresztą jest kolejna ciekawa kwestia a propos samej nazwy naszego stanowiska.
Jaka?
Na identyfikatorze szpitalnym mam napisane "sekretarka medyczna", ale ustawa nie uznaje naszego zawodu za profesję medyczną. Więc nawet jeśli w służbie zdrowia są jakieś podwyżki, to nas się w tym nie uwzględnia. Jesteśmy traktowane jak zwykłe sekretarki, choć w rzeczywistości pracujemy w trudnych warunkach i wykonujemy część obowiązków lekarzy i pielęgniarek.
Zajmujemy się pacjentami, przyjmujemy ich na oddział, dbamy o ich dokumentację, a czasami nawet asystujemy w procedurach medycznych, bo nie ma rąk do pracy. Czy zwykła sekretarka musi prać fartuch pobrudzony krwią lub wymiotami pacjentów?
Czy ma pani jakiś apel do Porozumienia Rezydentów OZZL, które rozpoczęło Protest Medyków?
Bardzo ich proszę, by pamiętali o wszystkich zawodach medycznych, bo bez nas szpitale mogłyby funkcjonować. Upomnijcie się o nas, o nasze pensje i inne warunki pracy. I traktujcie nas z szacunkiem, bo to, że nie skończyłyśmy studiów medycznych nie znaczy, że powinniście nami pomiatać. To zresztą prośba do wszystkich lekarzy i pielęgniarek. Przecież wszyscy pracujemy dla dobra pacjentów.