Mężczyzna podpalił się pod Pałacem Prezydenckim w proteście przeciwko polityce PiS.
Mężczyzna podpalił się pod Pałacem Prezydenckim w proteście przeciwko polityce PiS. Dariusz Borowicz/Agencja Gazeta

Mężczyzna podpalił się dziś pod Pałacem Kultury w proteście przeciwko polityce Prawa i Sprawiedliwości. Jak napisał w liście, który znaleziono na miejscu zdarzenia, jego śmierć obciąża bezpośrednio prezesa PiS i pis-owską nomenklaturę.

REKLAMA
Świadkiem dramatycznego zdarzenia była warszawska radna, Paulina Piechna-Więckiewicz, która zrelacjonowała je w rozmowie z WawaLove.pl. Kobieta wychodziła z posiedzenia Rady Miasta po godz. 16 i zobaczyła ogień. – Nikt nie myślał, że komuś dzieje się krzywda. Myśleliśmy, że płonie kosz na śmieci. Kolega powiedział, że chyba dzieje się coś złego. Wokół biegali przerażeni ludzie, niewiedzący co zrobić. Ktoś zaczął gasić. Wszyscy pomagali, ktoś dzwonił po służby, wokół były porozrzucane karty z listem. Leciało również nagranie, słychać było piosenkę 'Wolność kocham i rozumiem' – powiedziała Piechna-Więckiewicz. Mężczyzna prosił, by nagłaśniać sprawę i powtarzać jego słowa, dlatego opublikowała list 60-latka na Twitterze.
Informacja o samopodpaleniu poruszyła internautów do tego stopnia, że zaczęli spontanicznie skrzykiwać się na Facebooku. Niektórzy chcieli udać się na plac Defilad, by odczytać list mężczyzny.
Obok miejsca samopodpalenia mężczyzny leżał megafon, butelka po płynie łatwopalnym oraz list, który pozostawił. Było w nim kilkanaście punktów. 60-letni mężczyzna pisał między innymi o tym, że protestuje przeciwko ograniczaniu praw i swobód obywatelskich, łamaniu demokracji, a w szczególności zniszczeniu Trybunału Konstytucyjnego i niezależnych sądów. Pełna treść listu znajduje się tutaj.
Nie wiadomo na razie, jaki jest stan zdrowia 60-latka. Wiadomo, że w chwili przekazania go lekarzom, był nieprzytomny, ale żył. Miał zachowane funkcje życiowe, pisała "Gazeta Wyborcza".