Syn prezydenta Lecha Wałęsy zapowiada zupełnie nową ścieżkę politycznej kariery.
Syn prezydenta Lecha Wałęsy zapowiada zupełnie nową ścieżkę politycznej kariery. Facebook/Jarosław Wałęsa

Bruksela znudziła się Jarosławowi Wałęsie. W obszernej rozmowie z "Gazetą Wyborczą" europoseł PO zapowiedział koniec przygody z Parlamentem Europejskim. Wyznacza sobie jednocześnie nowe cele w życiu. Jak tłumaczy, każdy powinien stawiać sobie wyzwania, jeśli chce być szczęśliwym, zaś najgorzej jest osiąść na laurach i żyć bez celu.

REKLAMA
Syn prezydenta Lecha Wałęsy mówi w wywiadzie dla "Wyborczej" wprost, że chce zostać prezydentem Gdańska. Dlaczego? – Tu jest moja rodzina, a Gdańsk to moje miasto na Ziemi – deklaruje. Chce więc "dołożyć w nim swoją cegiełkę". Jak mówi, pieniądze nie są wszystkim, dlatego chce zamienić niemałą pensję eurodeputowanego na czterokrotnie niższe uposażenie prezydenta Gdańska.
Miastem tym od 1998 roku rządzi Paweł Adamowicz (wcześniej przez 4 lata był on także przewodniczącym Rady Miasta Gdańska), który – tak jak Jarosław Wałęsa – związany jest z Platformą Obywatelską. Adamowicz nie mówił nic o tym, że zamierza zrezygnować ze startu w przyszłorocznych wyborach samorządowych. Czyżby zatem szykowała się bratobójcza walka?
– Wydaje mi się, że sam prezydent Paweł Adamowicz rozumie, że po tylu latach mógłby wykorzystać swoje doświadczenie i umiejętności w innych miejscach – wyznaje Jarosław Wałęsa. Zdaniem syna byłego prezydenta, Adamowiczowi jest dziś jednak trudno odejść ze stanowiska, ponieważ nakręcana jest nieustannie nagonka na niego. Gdyby więc zrezygnował, wyglądałoby to tak, jakby przyznawał się przeciwnikom politycznym do zarzucanych mu nieprawidłowości, między innymi dotyczących oświadczeń majątkowych. Jarosław Wałęsa nie ocenia zarzutów wobec Adamowicza. Mówi, że poczeka na orzeczenie sądu.
Eurodeputowany dobrze ocenia rządy Adamowicza w Gdańsku, zwracając uwagę na to, że miasto się rozwija, co jest zasługą bardzo wielu osób, w tym prezydenta. Jak jednak zaznacza, wiele jeszcze przed nami. Ma na myśli potrzebę świeżego spojrzenia i ciekawych pomysłów. Jego zdaniem, nawet najlepsze rządy mogą doprowadzić do stagnacji.
źródło: "Gazeta Wyborcza"