W Czechach polityczne trzęsienie ziemi, na czele kraju ma stanąć człowiek, który ma w nosie establishment i UE. Na Zachodzie już rozbrzmiewa pytanie, czy – jak w przypadku Polski i Węgier – z nim również będą kłopoty, pojawiają się nawet zestawienia z prezesem PiS, a my możemy spytać, czy w ogóle Polska może mieć dla niego jakieś znaczenie. Bo tu, nad Wisłą, Andriej Babiš, były minister finansów i zwycięzca ostatnich wyborów parlamentarnych w Czechach, kojarzy się tylko z jednym. Z nazwaniem naszej kiełbasy "polskim g****m".
Tamte słowa rozbrzmiewają dziś we wszystkich komentarzach w Polsce. Są przypominane dosłownie wszędzie, bo i oburzenie, gdy Andriej Babiš tak potraktował polską kiełbasę, było ogromne. "Nie będę jadł tego polskiego g..." – powiedział kilka lat temu na antenie telewizji, na oczach tysięcy widzów, z których – nie ma się co oszukiwać – wielu do dziś nie ceni polskiej żywności. Czy mogą mieć wpływ na stosunek nowych, czeskich władz, wobec Polski?
– Niestety, wielu Czechów wciąż ocenia polskie produkty stereotypowo. Są tanie, złej jakości, kojarzone z dyskontami. O polskiej żywności krążą w Czechach mity, które nie są oparte na faktach i które można uznać, za głupie. Ale tak jest. Wielu ludzi uważa, na przykład, że polscy producenci dodają do żywności soli przemysłowej. Babiš powtórzył ten stereotyp – mówi naTemat Petr Kratochvil, szef Instytutu Spraw Międzynarodowych w Pradze.
Ludzie odwracają się od polskiego jedzenia
Do Babisza natychmiast przylgnęła łatka, że jest przeciwny Polsce, że prowadzi czarny PR przeciwko polskiej żywności. – To pragmatyk, który manipuluje opinią publiczną. Słowa, które wtedy wypowiedział nie musiały mieć związku z Polską. Jego nie interesuje polityka międzynarodowa. On posiada fabryki produkujące żywność i efekt powtórzenia tego stereotypu mógł być dla niego dobry – na zasadzie, że ludzie odwracają się od polskiego jedzenia i chętniej wybierają produkty produkowane przez jego fabryki – tłumaczy Kratochvil.
Od tamtej pory podobne słowa już nie padły. Wręcz przeciwnie, Babiš miał udowadniać, że wcale tak nie myśli. Pod Poznaniem jego fundusz inwestycyjny Hartenberg Holding przejął polską fabrykę, która zajmuje się produkcją żywności. Z Polską zresztą związany jest od dawna, choć czysto biznesowo. Kilka lat temu toczył spór z Orlenem, teraz – jak media pisały latem – rozważał przejęcie Petrochemii-Blachownia z Kędzierzyna-Koźla.
– Gdybym był złego zdania o polskich produktach spożywczych, nie kupiłbym polskiej firmy Good Food – mówił rok temu w wywiadzie dla "Wyborczej", gdy był już ministrem finansów.
Ostrożnie wypowiadał się wtedy również o polskim rządzie. Mówił, że śledzi poczynania Mateusza Morawieckiego. I że ma nadzieję, że działania polskiego rządu, które znalazły się pod lupą Komisji Europejskiej, "nie wywoła to poczucia krzywdy po stronie nowej polskiej władzy".
"Jest niebezpieczny jak Kaczyński"
Co może być teraz? Jak zachowa się przywódca ruchu ANO jako polityk najważniejszy w kraju? W momencie, gdy zagraniczne media już powoli wrzucają nas do jednego worka? O Babiszu piszą: populista, plutokrata, który stanie na czele kolejnego zachodniego kraju. A także ten, który może pociągnąć Czechy w kierunku, w którym zmierzają Polska i Węgry. Nie brak porównań do Kaczyńskiego – jedni się ich doszukują, inni wręcz przeciwnie, pokazują, że obaj nie mają nic wspólnego.
"Babiš jest niebezpieczny dla demokracji jak Kaczyński" – tak jednak jego wybór też jest komentowany. Sami Czesi obawiają się rządów autorytarnych i tego, że nowy premier będzie chciał rozpisać referendum w o wyjściu z UE. A także, że ich kraj może stracić reputację. Ale nie chcą porównywać tego, co wydarzyło się u nich do sytuacji w Polsce czy na Węgrzech.
– Kto u nas jest odpowiednikiem PiS lub Fideszu? U nas nie ma takich partii. Nie ma żadnego ugrupowania, które jest silnie konserwatywne, nacjonalistyczne, związane z Kościołem. Mamy szczęście, że nie ma czegoś takiego. Babiš nie dba o ideologię jak Kaczyński. On nie jest taki jak Kaczyński. Każda kwestia jest dla niego ważna tylko z perspektywy, jakie korzyści mu przyniesie. Nie sądzę, żeby cokolwiek radykalnie zmieniło się w relacjach z Polską, a tym bardziej żeby zawiązał się jakiś sojusz – mówi politolog.
Jego zdaniem, jeśli można oczekiwać silniejszej współpracy z Polską i Węgrami, to tylko w kwestii imigrantów. Praktycznie wszystkie partie, które mają szansę tworzyć w Czechach rząd, są antyimigrancko nastawione, a Babiš im króluje.
Nie ma wizji polityki zagranicznej
Polska – w odczuciu wielu Czechów nie jest dla nich aż tak ważna. Wiele razy o tym pisaliśmy. Teraz też stanowi mały element większego obrazu, który można streścić hasłem "Nie wiadomo, co będzie dalej", bo nie wiadomo, czego się spodziewać, również na linii Praga-Warszawa.
– Proszę pamiętać, że Babiš nie ma żadnej wizji polityki zagranicznej, to również dotyczy Polski. Jego obchodzą tylko sprawy wewnętrzne Czech i na tym się skupia. On nie dba o UE. Nie dba o reputację Czech za granicą – mówi Kratochvil.
W czeskim mediach ciekawa była dyskusja, czy Babiš powtórzy scenariusz, z jakiego skorzystał prezes PiS i nie obejmie stanowiska szefa rządu. "Odrzucił model Kaczyńskiego" – podała niedawno czeska telewizja. Jakby z ulgą.
"Osobiście nic nie mam do polskich produktów. Przeciwnie, Polacy w ostatnich latach w przemyśle spożywczym dokonali wielkiego postępu. W technologiach opakowań należą do liderów w Europie i jeździmy do nich się uczyć". Czytaj więcej