Rada Unii Europejskiej przyjęła stanowisko ws. pracowników delegowanych. Przeciw były m.in. Polska i Węgry. Polski rząd chciał szerszego sprzeciwu, ale boleśnie odwrócili się od niego dwaj sojusznicy. Czesi i Słowacy opowiedzieli się po stronie reszty Europy.
Polska chciała, żeby dyrektywa o pracownikach delegowanych nie odnosiła się bezpośrednio do branży transportowej. Takie stanowisko nie znalazło się jednak w ostatecznym projekcie Rady UE. Jak mówiła minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Rafalska, Francja nie przystała na "zbyt wiele ustępstw". – Kompromisu w zakresie transportu w żadnym zakresie nie osiągnięto - podkreśliła minister – zaznaczyła.
Stąd sprzeciw Polski i Węgier. Raz jeszcze potwierdziło się jednak, że twierdzenia o silnym sojuszu w ramach Grupy Wyszehradzkiej są mrzonką. Czechy i Słowacja zagłosowały bowiem inaczej, niż dwaj pozostali członkowie.
– Jestem zawiedziona, że Grupie Wyszehradzkiej nie udało się utrzymać spójności i że nie można było wypracować wspólnego stanowiska, które pokazałoby wspólnotę naszych działań. Jednak tak się w polityce zdarza i takie sytuacje już mnie bardzo nie zaskakują – skomentowała Rafalska.
– Biorę to pod uwagę, że problem delegowania pracowników w największym stopniu dotyczy nas i polskich firm transportowych, ale też wyraźnie mówiliśmy, że dzisiaj bój nie dotyczył tylko polskich przedsiębiorców, tylko tak naprawdę swobody świadczenia usług i konkurencyjności wszystkich transportowych, unijnych firm, które stracą na konkurencyjności – stwierdziła.
O co chodzi w sprawie pracowników delegowanych? Dlaczego pomysły Francji w tym zakresie są szkodliwe dla Polaków? O tym przeczytacie TUTAJ.