Jeżeli samobójczą śmiercią ginie w jednej firmie 25 pracowników, musi być to miejsce w którym praca jest udręką. Tak było we France Telecom, gdy zarządzał nim Didier Lombard. Jednak zdaniem prokuratury, to nie tylko on, ale cała firma ma na sumieniu te ofiary. - Panowanie nad innymi ludźmi może stanowić źródło bardzo intensywnych wrażeń - twierdzi psycholog.
Dochodzenie w sprawie fali samobójstw, która miała miejsce we France Telecom przed czterema laty, na dobre rozpoczęło się wczoraj. W czwartek o okolicznościach tamtych wydarzeń musiał opowiedzieć francuskiej prokuraturze Didier Lombard, były prezes francuskiego giganta telekomunikacyjnego, którego związkowcy znad Sekwany oskarżają o stworzenie pracownikom FT prawdziwego piekła na ziemi. Dziś wiadomo już, że były prezes usłyszał zarzuty molestowania psychicznego swoich pracowników i przed sądem może odpowiedzieć za przyczynienie się do śmierci 25 z nich i samobójczych prób kolejnych 13.
Być może ta sprawa nie znalazłaby finału przed sądem, gdyby nie naciski francuskich działaczy związkowych, którzy podobno w dużej mierze pomogli prokuraturze dostarczyć dowodów na to, że sytuacja we France Telecom odbiega od wszelkich norm, obowiązujących w normalnym miejscu pracy. Przez długi czas liczne samobójstwa w firmie były bowiem tłumaczone tym, że zatrudnia ona rzeszę pracowników, więc w porównaniu ze ogólnokrajowymi statystykami samobójstw wszystko było w porządku.
France Telecom zabijał z premedytacją?
Co innego mówiły jednak listy pożegnalne, które zostawili po sobie samobójcy z France Telecom. Może pisali o tym, że mają dość otaczającego ich świata, że nie radzą sobie z rodziną. Ale prawie zawsze wspominali o tym, iż nie są w stanie dłużej znieść tego, jak traktuje ich kierownictwo przedsiębiorstwa i na co przyzwala prezes Didier Lombard. Presja, molestowanie, poniżanie, mobbing - to najczęściej pojawiające się określenia na to, co przyczyniło się do tragedii kilkudziesięciu osób, które wybrały karierę we France Telecom.
Wszystko zaczęło się na początku roku 2005, gdy Lombard objął fotel prezesa i zaczął wprowadzać swój plan restrukturyzacji firmy. Jak tłumaczył, postawił na "efektywność", co w jego opinii było równoznaczne ze zwolnieniem ponad dwóch tysięcy osób. Ci, którzy ocalili stanowiska, dostali więcej pracy. I informację, że jeśli sobie z nią nie poradzą, podzielą los kolegów, którzy już trafili na bezrobocie. Gdy o atmosferze w firmie zaczęło robić się coraz głośniej, na łamach dziennika "Le Monde" Didier Lombard bronił jednak swojego pomysłu. Stanowczo odrzucając oskarżenia, że ciągłe zwolnienia mogą prowadzić do samobójstw jego pracowników.
Tymczasem sytuacja w firmie robiła się tak dramatyczna, że 23. ofiara samobójstwa we France Telecom popełniła je nie wychodząc nawet z pracy. 32-letnia finansistka wyskoczyła z szóstego piętra paryskiego biurowca giganta telekomunikacyjnego po tym, gdy chwilę wcześniej dowiedziała się, kto zostanie nowym szefem jej działu. I właśnie takie przypadki pomogły zebrać prokuraturze dowody, że za mobbing odpowiedzialny jest nie tylko Lombard, ale w rzeczywistości cała firma. We Francji skazanie za molestowanie psychiczne firmy byłby precedensem, dotąd za takie czyny odpowiadały konkretne osoby.
Tak się rodzi firma-mobber
- To jak najbardziej możliwe, by cała firma była odpowiedzialna za taką sytuację - mówi naTemat Jadwiga Piekarska, prezes warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Antymobbingowego. - Bardzo często pracodawca albo nie chce zwracać uwagi na to, że pracownik jest prześladowany, albo zatrudnia takich ludzi, którzy mają dbać tylko i interes biznesowy. Bez dbania o to, jak pracownik czuje się w miejscu pracy - dodaje. Jej zdaniem, szokująca jest też skala problemu we France Telecom. - Już jedno samobójstwo w jakiejkolwiek firmie to powinna być rzecz bardzo niepokojąca, a co dopiero dwadzieścia pięć - ocenia ekspertka ds. mobbingu.
- Człowiek jest najbardziej zawodnym narzędziem - tłumaczy psycholog pracy Michał Kuszyk. I właśnie dlatego z jednej strony pracownik może nie spełniać oczekiwań przełożonych, z drugiej zaś władza szefostwa potrafi wymknąć się spod wszelkiej kontroli. Specjalista przypomina w tym kontekście słynny stanfordzki eksperyment więzienny, w którym studentów losowo podzielono na strażników i więźniów, symulując w ten sposób życie więzienne. - Przyjęte założenia totalitarne powodowały, że nawet normalni, dobrzy ludzie zachowywali się w sposób okrutny. Bo jeżeli stworzy się taki okrutny system, powoduje to, że cała organizacja się w ten sposób zachowuje - stwierdza.
Ale dlaczego wykształceni, inteligentni ludzie zajmujący wysokie stanowiska ryzykują karierę, by stać się częścią takiego systemu? - Panowanie nad innymi ludźmi, dokuczanie im, może stanowić dla niektórych osób niesamowite źródło bardzo intensywnych i interesujących wrażeń - podsumowuje psycholog.
Panowanie nad innymi ludźmi, dokuczanie im, może stanowić dla niektórych osób niesamowite źródło bardzo intensywnych i interesujących wrażeń.
Jadwiga Piekarska
Stowarzyszenie Antymobbingowe
Bardzo często pracodawca albo nie chce zwracać uwagi na to, że pracownik jest prześladowany, albo zatrudnia takich ludzi, którzy mają dbać tylko i interes biznesowy. Bez dbania o to, jak pracownik czuje się w miejscu pracy.