Reklama.
Samopodpalenie Piota S. pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie odbiło się szerokim echem w całym kraju. Ten desperacki czyn miał wstrząsnąć Polakami i pokazać, że to co dzieje się w polskiej polityce i społeczeństwie doprowadzi do katastrofy. W wywiadzie dla radia TOK FM, o rodzinie i o tym, co zmienił 19 października w jej życiu opowiada żona Piotra S.
Mąż żył tym, jak wszystko się rodziło od podstaw. Wiedział, że osiągnęliśmy naprawdę dużo. Ktoś, kto nie pamięta czasów komuny, nie jest w stanie tego ocenić. My byliśmy już dorośli, więc potrafimy, i tym bardziej boli nas to, co się dzieje od dwóch lat. Dużo o tym mówiliśmy, mąż ogromnie to przeżywał, śledził na bieżąco. Na pewno to nie ułatwiało mu wyjścia z depresji.
Manifest Piotra to nie są słowa człowieka niepoczytalnego, który napisał coś w afekcie. To jest dokładnie sprecyzowane w charakterystyczny dla niego sposób. Teraz widzę, że miał wszystko przemyślane od miesięcy. Planował w detalach, zupełnie sam – zostawił listy dla nas, dla ludzi, dla mediów, na biurku zostawił teczkę z wszelkimi praktycznymi informacjami. Podał dyspozycje, jak ma wyglądać jego pogrzeb, co zrobić z rzeczami osobistymi, nawet z jego kolekcją zabawnych krawatów.