Zaskakujące koszty życia w Tajlandii. Polka rozprawia się z mitami na temat mieszkania w tym kraju
Stella Domańska
04 listopada 2017, 14:38·15 minut czytania
Publikacja artykułu: 04 listopada 2017, 14:38
Jest wiele sprzecznych informacji na temat kosztów życia w Tajlandii, gdy przeczytacie kilka artykułów w sieci, będziecie mieć w głowie galimatias. Postanowiłam przeciąć spekulacje i dokładnie rozpisać wam, ile tak naprawdę wydacie przez miesiąc w Bangkoku.
Reklama.
Polecam porównać sobie poniższy tekst z innymi informacjami powszechnie dostępnymi, co pozwoli wam wyrobić sobie pogląd na ten temat. Myślę, że ile osób, tyle wersji. Sama przed przyjazdem szukałam tego typu informacji i były one mocno niespójne. Bangkok jest bardzo żywą i wciąż zmieniającą się stolicą, więc nie wiem jak długo moje informacje będą aktualne, ale mam nadzieję, że komuś się przydadzą. Ceny podaję w bahtach, aktualny kurs to 9 bht = 1 zł.
Po kolei. Lot do Tajlandii to wydatek od 2 tys. zł w obie strony do dowolnie wysokiej kwoty. Wynika to jak zawsze z tego jak wcześnie wykupicie bilet i jakimi liniami polecicie. My przylecieliśmy UIA (ukraińskie linie), za bilet w jedną stronę, kupiony 2 miesiące wcześniej, płaciliśmy 950 zł. Moi rodzice, którzy odwiedzili mnie w kwietniu, zapłacili nieco ponad 3 tys. zł za lot w obie strony Emirates.
Przed wyjazdem warto zaopatrzyć się w ubezpieczenie. Polecam Kartę "Planeta Młodych". Póki co, mieliśmy dwie okazję do skorzystania z ich pomocy w Tajlandii i działają bez zarzutu. Nasi podróżujący od lat na rowerach znajomi korzystali z karty w różnych zakątkach świata i bardzo ją chwalili. Jest niedroga i zapewnia bezgotówkową pomoc medyczną po uprzednim zgłoszeniu na infolinię. Szpitale i kliniki w Tajlandii są bezkonkurencyjne, czyste, zadbane, z bardzo grzeczną obsługą, która zawsze mówi po angielsku. Więc jeśli poczujecie się źle, nie miejcie obaw przed skorzystaniem z ich usług.
Po przylocie polecam zakup karty telefonicznej, wszędzie dostaniecie turystyczny starter, ale przy dłuższym pobycie warto zakupić normalną kartę sim, będziecie do tego potrzebowali paszportu. Obecnie najlepszy internet ma Dtac, jeśli chodzi o ceny połączeń, wszystkie sieci mają podobne opłaty. Do dzwonienia za granicę używamy od niedawna Voip Call. Aplikacja ta po zapłaceniu 10 euro działa 4 miesiące i pozwala na darmowe połączenia na numery stacjonarne na całym świecie. Za minutę na komórkę liczy 0,03 euro.
Kwestia komunikacji miejskiej jest bardzo złożona. Do dyspozycji mieszkańców Bangkoku są nie tylko autobusy, metro, czy kolej naziemna, możemy korzystać również z vanów, taksówek, bike taxi i tuk tuków, czyli hałaśliwych pojazdów przypominających motorynki. Ceny taksówek są najniższe, o ile jedziecie z włączonym taksometrem, z drobną uwagą - Bangkok to najbardziej zakorkowane miasto jakie znam, więc jeśli się spieszycie, taksówka nie jest najlepszym wyborem. Bangkok jest otoczony i przecięty siecią autostrad i obwodnic, ale i tak nie wszędzie nimi dojedziemy.
Jadąc do centrum czy na stare miasto możecie się spodziewać korków, w których utkniecie na wiele godzin. Co mam na myśli mówiąc, że ceny taksówek są niskie? Mieszkamy około 58 km od lotniska Suvarnabhumi, za taksówkę do lotniska zapłaciłam ostanio 220bht. Ceny wynikają z niskich kosztów paliwa, litr paliwa 91 oktanów kosztuje nieco ponad 20bht. Taksówkę, poza napisem taxi rozpoznacie po specyficznych kolorach: różowym, pomarańczowym albo zielono-żółtym. Bike taxi (motor z kierowcą w pomarańczowej kamizelce) jest idealnym rozwiązaniem w zakorkowanej stolicy, ale cenowo mocno przekracza koszt taksówki.
Za przejechanie ok. 12 km zapłacimy 150 bht, podczas gdy ten sam odcinek autobusem pokonamy za 15 bht. Poruszanie się autobusem jest najtańsze, za bilet nie zapłaciłam nigdy więcej niż 25bht, nawet gdy jadę 3 godziny! Kolejnym wyborem może być van, prywatny i szybszy niż autobus, niewiele droższy (30-40bht). Najlepszym sposobem na korki jest metro i skytrain, ale nie zapewniają one połączeń z każdą dzielnicą.
Bilety kosztują od 20 do 60 bht. Jeśli decydujecie się na pozostanie w Tajlandii na dłużej, warto wypożyczyć skuter. Paliwo jest tanie, a przejazdy szybko się wam zwrócą. Wynajem skutera to około 1500-2000 bht miesięcznie. Za ok. 8 tys. można kupić motor albo skuter w dobrym stanie i użytkować go przez okres pobytu w Tajlandii a później sprzedać. Jeśli będziecie szukać jednośladu, polecam popytać znajomych, ja załatwiałam takie rzeczy po znajomości.
Jeśli już wiemy jak się poruszać po mieście, warto zastanowić się, gdzie chcemy mieszkać. W przypadku urlopu lub krótkiego pobytu macie wybór w postaci przeróżnych hoteli i hosteli, podobno najtańsze oferują łóżka za 250 bht za noc. Ja od początku wynajmuję mieszkania, także nie mogę wam niczego polecić w kwestii hoteli.
Jeśli wybieracie się do Tajlandii na dłużej, warto wynająć mieszkanie (w tym miejscu odradzam wynajmowania od Polaków mieszkających w Tajlandii, my nadzialiśmy się na bardzo nieuczciwego i oferującego kiepskie warunki pobytowe krajana, niezwykle aktywnego i reklamującego się na forum Polacy w Tajlandii). Tempo życia w Bangkoku wymusza na rynku mieszkaniowym oferowanie małych i niedrogich mieszkań w dowolnej części miasta.
Za 2500 bht miesięcznie możecie wynająć niewielki pokój, tzw. apartment , na ogół 20-25 m. W takim pokoju mieści się łazienka, łóżko, szafa na ubrania i czasem komoda czy stolik. Jeśli wolicie nowe budownictwo i marzy się Wam siłownia lub basen, musicie się przygotować na wydatek od 6 tys w górę. My płacimy 6 tys. za 30 m, pokój z łazienką i balkonem, do dyspozycji siłownia, ochrona, recepcja, windy itp.
Za mieszkanie z aneksem kuchennym, basenem i np. ścianką między częścią sypialną i dzienną zapłacicie ok 10-12 tys. miesięcznie. Wynajem mieszkania w tzw. condominium - 70-120m, (kilka sypialni, kilka łazienek, kuchnia, basen, siłownia) zapłacimy odpowiednio więcej. W dzielnicy Sathorn, obok parku Lumpini miałam okazję obejrzeć takie mieszkanie, kosztuje ono 25 tys. miesięcznie. Jeśli od mieszkania wolicie dom, możecie się zdecydować na jeden z gęsto rozmieszczonych, jednopoziomowych domów. Na ogół mają one ok. 100m, nie mają mebli ani ogrodu i kosztują ok 12-15 tys. za miesiąc.
Rachunki są doliczane oddzielnie, co ciekawe woda jest rozliczana powyżej 5 jednostek (95bht), jeżeli ich nie przekroczymy, kwota jest stała. Co do prądu, 1 jednostka kosztuje 9 bht. No i znowu, mamy znajomych, którzy w ogóle nie włączają klimatyzacji i trochę gotują, ich rachunki nie przekraczają 1000 bht. My zawsze włączamy klimatyzację na noc (jest duszno, a przy otwartym oknie mieszkanie szybko zapełniają komary), do tego gotujemy - grill, wodę na herbatę, czasem ryż, więc nasze rachunki są wyższe - od 2 do 3tys bht.
Kwestia jedzenia jest bardzo indywidualna. Każdy lubi jeść co innego, my np. uwielbiamy kuchnię japońską i na ogół raz w tygodniu chodzimy na ramen (90-180bht) lub japoński grill yakiniku (320-700bht). Parę razy w miesiącu pozwalamy sobie na pizzę z Pizza Hut lub KFC, także nasze rachunki za jedzenie mogłyby być nieco niższe. Ceny fast foodu są bardzo przybliżone do polskich cen - ok 100 - 150 bht za zestaw z KFC. Dwie średnie pizze to 299 bht. Tajski street food jest bardzo tani, danie to ok 30-50 bht.
Jednak kuchnia tajska jest bardzo słodka lub bardzo ostra i nie są to do końca nasze smaki. Jeżeli chcecie zaoszczędzić, warto robić zakupy na bazarze lub w sklepach sieci Big C. Bazary dysponują przede wszystkim jedzeniem i ubraniami. Big C to nasz ulubiony sklep, dostaniecie w nim niemalże wszystko - od jedzenia, przez ubrania, ozdoby, art. papiernicze, kosmetyki, chemię, meble po akcesoria sportowe i elektronikę. Ceny cały czas się zmieniają, i np owoce lepiej kupić na targu, ale inne produkty wychodzą taniej z markecie.
W Tajlandii jest również Tesco, dosyć drogie, Tops market z europejskimi produktami (np. paluszkami Bahlsena za 60 bht czy oliwkami za 200 bht). Produkty amerykańskie, australijskie, japońskie i koreańskie dostaniecie w każdym sklepie, od 7 Eleven po Big C i ich ceny nie są bardzo wygórowane. Świeże, krojone owoce w woreczku z wykałaczką do jedzenia kosztują od 10 do 25 bht za sporą porcję. Na koniec konkrety, mój dzienny budżet na jedzenie? Śniadanie: jogurt, papaya, tosty, woda kokosowa - 70 bht, lunch: skrzydełka z grilla, makaron sojowy, cola - 40 bht, obiad zupa ramen + arbuz na deser 120 bht, kolacja - grillowane krewetki - 70 bht. Razem: 325 bht.
Na chemię i kosmetyki wydaję dokładnie tyle co w Polsce. Ceny są podobne albo trochę wyższe, zależy co kupujemy. Jeśli używamy zachodnich marek typu, Clairol, Dove, Garnier to za kosmetyki możemy zapłacić 1/3 drożej niż w Polsce. Np. krem do twarzy Garniera to 200-250 bht, żel pod prysznic Dove 160bht, Szampon Clairol 180 bht. Jeśli wybierzecie azjatyckie marki, np. Feather, szampon będzie kosztował nieco mniej - 99 bht za opakowanie. Natomiast za 39 bht można kupić tajski szampon z dodatkiem oleju kokosowego (niby zdrowy, ale z SLS). Balsam do ciała możemy dostać już za 59 bht, ale będzie to mocno wybielający kosmetyk, który może podrażnić skórę. Jeśli chcecie kupić balsam Nivea, zapłacicie jednak więcej niż w Polsce. Moja metoda jest taka, że kupuję kosmetyki bio/eko miejscowych firm, upewniając się wcześniej, że nie są naszpikowane chemią.
Część kosmetyków robię sama, np. olejek do ciała czy odżywkę do włosów, co bardzo polecam bo zarówno oleje jak i olejki zapachowe (naturalne) kupimy w Tajlandii dużo taniej niż w Polsce. Dla wielbicieli koreańskiej pielęgnacji Tajlandia jest rajem na ziemi. Koreańskie maseczki Tony Moly czy Fuji Brand dostaniecie w każdym 7 Eleven za ok 29-50 bht. W każdym markecie znajdziecie stoiska ze sprowadzanymi koreańskimi produktami do pielęgnacji i makijażu. Trzeba przyznać, że Tajowie robią dobre maseczki wzorowane na koreańskiej recepturze, które polecam wypróbować, np. z dodatkiem śluzu ślimaka, czy pomidora.
Tajlandia słynie z masażu, który jest tani: 150 - 350 bht i powszechnie dostępny. Pozostaje pytanie czy lubicie relaksacyjny masaż, ja np. lubię i dlatego staram się nie chodzić na tajski masaż, który jest bardzo bolesny i polega bardziej na ściskaniu mięśni i naciąganiu kończyn w różne strony. Bardziej zaawansowane wersje masażu to te, w których masażystka chodzi wam po plecach. Bez obaw, każdy salon ma opcję oil massage, jest ona trochę droższa, ale pasuje do naszego wyobrażenia o masażu.
Sporo salonów oferuje też zabiegi pielęgnacyjne i upiększające. Tajowie mają ogromne problemy z cerą, dlatego popularne jest oczyszczanie twarzy i zamykanie porów. Taki zabieg kosztuje o wiele mniej niż w Polsce, ok 200-300 bht. Ja z nich nie korzystam, bo stan cery moich tajskich uczennic nasuwa obawę, że są mało skuteczne, a wręcz szkodzą. Cerę mam zdrową, więc wolę po prostu pójść na masaż. Jeśli najdzie was potrzeba na pójście do fryzjera, to bardzo polecam.
Tajowie troszczą się o swoje fryzury jak nikt inny. Kosmetyki do układania i pielęgnacji włosów zajmują połowę działu z kosmetykami, wszędzie można kupić żel i piankę do stylizacji, a i salonów fryzjerskich nie brakuje. Tajscy fryzjerzy robią niesamowity masaż głowy, który jest tak przyjemny, że nawet jak nie chcecie się strzyc, warto z niego skorzystać. Strzyżenie przy braku znajomości języka może się wydawać ryzykowne, ale nie jest. Każdy salon dysponuje katalogami, a jeśli chcecie prostego strzyżenia gwarantuję, że dogadacie się na migi.
Kolejna kwestia to ubrania. Oto przykładowe ceny. W centrach handlowych znajdziecie nie tylko znane marki. Ceny będą bardzo podobne, jeżeli w polskim H&M top kosztuje 39,99 zł to w tajskim będzie kosztował 390 bht. Jeśli chodzi o inne ubrania, polecam wybrać się np. na Chatuchak market, jest to weekendowe targowisko w Bangkoku. Dostaniecie tam wszystko, od tradycyjnych, tajskich strojów, przez garnitury, odzież sportową po letnie sukienki czy bieliznę. Ceny są różne, ale generalnie top możecie kupić już za 80 bht, sukienkę za 180 bht, a buty za 150 bht. Podaję tutaj najniższe ceny, bo jak się pewnie domyślacie, kupicie też top za 400 bht i sukienkę za 1000 bht.
Dodatkowo całkiem ciekawe ubrania bywają w Big C. Są nieco mniej zachodnie, ale dla mnie to plus, bo ciuchy z Zary czy Mango mogę kupić wszędzie. Dodatkowo ubrania sprzedaje się w Tajlandii na każdym rogu, dosłownie. Mijacie stację benzynową i między sprzedawcą owoców a wózeczkiem z zupami stoi wieszak na ubrania, obok siedzi pani na zydelku i sprzedaje tajskie sukienki z wieszaka. Taki widok nie jest niczym niezwykłym. Wyprawka do pracy to ok. 1000 bht, buty 120 bht, spódnica 250 bht, koszula 250 bht, żakiet 300 bht.
Na koniec zostawiam rozrywkę. Wyjście do kina w multipleksie typu Major Cineplex czy SF Cinema City to wydatek ok 120-170 bht za bilet. Prywatne kina na pewno są tańsze, ale mamy pod ręką kino w centrum handlowym i tam chodzimy, także nie podam wam dokładnego cennika. Popcorn i cola to wydatek około 200 bht. Jeśli najdzie Was chęć na piwo, to muszę ostrzec, że w Tajlandii nie ma na nie mody. Wszędzie dostaniecie mniej więcej ten sam wybór: Singha, Leo, Chang, Archa i japońskie Asahi. Piwo w pubie kosztuje od 60 bht wzwyż. Najwięcej ile zapłaciłam, to 120bht za 1 Asahi.
A co, gdy macie ochotę na słodycze? W każdej części miasta traficie na Dunkin Donuts, Mr Donut czy Swensens. Pączek kosztuje od 15 do 22 bht, deser lodowy około 80-200bht. Kawa z mlekiem czy bubble tea (popularna w Tajlandii herbata z dodatkiem słodzonego mleka i kuleczek z tapioki i kolorowych żelek) kosztuje ok 20-40 bht. Wyjście do galerii sztuki na ogół będzie darmowe, nigdy nie płaciliśmy za wstęp, ale nie byłam we wszystkich galeriach w Tajlandii, więc ciężko mi zapewnić czy to reguła. Większość zabytków i muzeów pobiera opłaty, im bardziej popularne miejsce: Pałac Królewski, Wat Pho, tym drożej.
Za wstęp zapłacicie od 50 bht za tańsze świątynie do 500 bht za wspomnianą siedzibę korony Tajlandii. Pamiątki mogą być tanie - 15 bht za breloczek i dużo droższe. Ale na ogół na kilka drobiazgów dla rodziny i znajomych nie wydamy więcej niż 1000 bht. Warto poszukać rękodzieła. Ja trafiłam ostatnio na panią sprzedającą mydelniczki z kokosa. Innym razem w alejce znalazłam pana robiącego bardzo oryginalne naszyjniki. Koszulki z symbolem Tajlandii - Changiem (słoniem) znajdziemy wszędzie.
Na targu Chatuchak można też znaleźć autorskie butiki, w których młodzi projektanci sprzedają własnoręcznie zaprojektowane i uszyte stroje w zaskakująco niskich cenach. Ja zaopatrzyłam się w kilka niepowtarzalnych ubrań, z których jestem bardzo zadowolona. Jeśli macie sporo miejsca w walizce, możecie kupić fajne rzeczy do gotowania, np. japoński grill yakiniku.
Podsumowując, nasz miesięczny koszt życia w Bangkoku to około 25 - 30 tysięcy bahtów na dwie osoby. Oczywiście można żyć taniej, ale wymaga to albo jedzenia wyłącznie street foodu, albo gotowania w domu. Biorąc pod uwagę średnie zarobki nauczyciela języka angielskiego, to żyjąc na podobnym poziomie co w Polsce, można co miesiąc odkładać pół pensji.