
Klient nasz pan. W niektórych sklepach to powiedzenie przestaje ostatnio mieć znaczenie. Jakby coś w społeczeństwie pękło, że nawet i tu potrafimy wrócić do PRL. Gdy to sprzedawca pokazywał, kto u niego rządzi. Albo gdy pracownik mocno okazywał, jak bardzo nie chce mu się pracować, a klient tylko mu w tym przeszkadzał. Znacie takie sytuacje? Gdy klient czuje się w sklepie jak piąte koło u wozu?
Sytuacja miała miejsce kilka dni temu w Warszawie. Klientka podeszła do ekspedientki i czekała, aż skończy rozmawiać przez telefon. – Poczekaj, bo coś chce – rzuciła ta do telefonu. Nie było "przepraszam". Była za to tyrada słowna, krzyk, atak niemal. – Ja nic takiego nie powiedziałam! A skąd pani wie? Kto to potwierdzi? Pani bezczelnie podsłuchuje, jak rozmawiam przez telefon! Ja rozmawiam z mamą, a pani podsłuchuje! Trochę kultury! – wykrzyczała.
"Klienci są Twoim najważniejszym aktywem i wszystko co robisz jest ukierunkowane na przyciągnięcie ich, zachęcenie do ponownych zakupów i polecenie tobie swoich znajomych lub polecenie swoim znajomym Ciebie. Obsługując Klientów przeciętnie nie możesz się spodziewać innych wyników niż przeciętne" – czytamy w serwisie poświęconym profesjonalnym szkoleniom dla sprzedawców w sklepie. Idealnie oddano tu istotę rzeczy, którą widać dziś w wielu sklepach, zwłaszcza tych większych, sieciowych.
"Profesjonalna obsługa klienta ma szczególne znaczenie w sklepach. Pytanie tylko, czy w Twoim sklepie jest ona profesjonalna i czy dzięki niej rozwiązywane są problemy Kupujących? Jeżeli nie to nie możemy mówić o wysokim standardzie obsługi klienta, lecz o pozbawionym pasji wykonywaniu swoich obowiązków przez sprzedawców". Czytaj więcej
W praktyce takich sytuacji, niestety, wcale nie brakuje. Ostatnio być może przykłada się do tego problem z brakiem pracowników – przyjmują do pracy wszystkich, a potem wychodzi szydło z worka. I jak za czasów PRL, sprzedawca pokazuje, kto tu rządzi. Świadomie lub nie, efekt na ogół taki sam.
"Po uprzejmej prośbie o podanie torebki na pieczywo (nie było ani jednej sztuki), pani ekspedientka, osoba dojrzała, kiwnięciem głowy i do tego z wielkim wyrzutem, poinformowała mnie, że "TAM wszystko jest" , po czym nie bacząc na moją reakcję, niezwłocznie wróciła do rozmowy ze swoją koleżanką siedzącą za ladą. Sytuację uratowała druga ekspedientka, młoda dziewczyna, która bez słowa podeszła i sprawdziła stan towaru".
