Każde wielkie dzieło znajdzie w końcu swojego skromnego interpretatora. Kogoś, kto podejmie się rozwikłania krętych ścieżek i zawiłości umysłu geniusza, tak, by to, co mówi między wierszami rozbłysło z pełną mocą. Oto więc jestem, aby pomóc zrozumieć wszystkim zainteresowanym pokrętną logikę i pokraczną retorykę mojego redakcyjnego kolegi – Bartosza Godzińskiego.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
„Boję się powiedzieć koleżance, że ładnie wygląda” – zaczyna Godziński, do którego ów lęk powracać będzie na kilku stronach maszynopisu bagatela sześć razy. Po przeczytaniu felietonu jego autorstwa, który zyskał niejaką popularność w internecie, ja również zaczynam się bać. Przede wszystkim tego, że prezentowany weń światopogląd jest nie tyle nastawioną na kliki próbą wetknięcia kija w mrowisko, ile odbiciem stanu umysłu przeciętnego 30-latka w tym kraju. Mężczyzny, który nie do końca pojmuje czym jest molestowanie i o co chodziło z akcją #metoo. Nie jest to jednak dla niego przeciwwskazaniem, żeby wyjaśnić czytelnikom ex catedra, że kobiety powinny „się opanować”, gdyż taką akcję jak #metoo „łatwo przedobrzyć”, a skutek może być taki, że, cytując wieszcza – „Połowa facetów będzie was (kobiet – przyp.red.) jeszcze bardziej nienawidzić, a druga połowa będzie się was bać”. Ostatnie zdanie błyskotliwego felietonu Godzińskiego może być z równym powodzeniem zwykłym lapsusem, co kluczem interpretacyjnym napisanej ze swadą rozprawy. Jak wskazują zasady języka, żeby kogoś „jeszcze bardziej” nienawidzić (na przykład), najpierw trzeba go nienawidzić (po prostu).
„Samozwańczy ambasador rodzaju męskiego”, jak określa się Godziński w tekście, użala się, że po akcji #metoo zaczął się zastanawiać czy wolno mu komplementować koleżanki lub pocałować własną dziewczynę na ulicy. Przyznaje, że choć przed laty o tym nie myślał, dziś, czytając wpisy znajomych kobiet myśli, że mógł skrzywdzić kogoś kiedyś żartami czy flirtem.
Otóż drogi Bartoszu, jeśli to jest efekt akcji #metoo, pozostaje mi tylko pogratulować ci serdecznie. i poklepać po plecach mówiąc – nie lękaj się. Bo między innymi o to, co opisujesz, w #metoo chodziło. O to, żeby faceci zastanawiali się, zanim powiedzą coś niezupełnie na miejscu, zamiast usprawiedliwiać się, że to „tylko takie żarty”. Żeby nabrali świadomości, że brak „nie” nie znaczy automatycznie „tak”.
Zastanawianie się nad tym czy to, co chcesz powiedzieć nikogo nie dotknie, nie jest, jak piszesz niczym „dziwnym”. Robi to większość dojrzałych osób. A tak między nami – zastanawia mnie czy wolałbyś, żeby jakiś obcy koleś obsypał twoją dziewczynę niewybrednymi komentarzami, czy raczej, żeby podobnie jak ty, zastanowił się najpierw czy mu wolno?
Przejdźmy dalej – „Potępiam napastowanie seksualne, mobbing w pracy, ale jak widzę, że znajoma wyznaje, że ktoś wytykał jej za młodu, że jest płaska, ręce mi opadają. Ja np. nie mogę zapuścić brody, bo nie rośnie mi po bokach”.
Powyżej przykład logiki spod znaku „jestem pępkiem wszechświata”, czyli jeśli ze mnie się śmieją i jakoś żyję, więc ty nie masz prawa się mazać. Posunę się do banału nad banałami, ale on zdaje się tu właściwym środkiem, na właściwym miejscu – nie wszyscy ludzie są tacy sami.
Dla jednej dziewczynki wyśmiewany przez kolegów brak biustu to koszmar, o którym będzie pamiętać na długo po ukończeniu szkoły, dla innej przykrość na jedno popołudnie. Jakie społeczeństwo stworzymy, jeśli zamiast pochylać się nad osobami, które czują się zranione, będziemy machali na ich krzywdy ręką mówiąc „to nic, też tak miałem i jakoś żyję”. Dlaczego redaktor Godziński rości sobie prawo, do decydowania, które emocje są właściwe i uprawnione, a które śmieszne? Koleżanka nie powinna pisać o tym, że była wyśmiewana w szkole, bo „ręce opadają”?
Dalej kolega Bartosz zauważa, że mężczyźni też są obiektami dowcipów seksualnych ze strony kobiet. Podając przykład…żartowania z przeziębionych facetów. Zdaje się tu nawiązywać do stereotypu, że panowie przesadnie użalają się nad sobą w trakcie choroby. Tyle że trudno wyobrazić sobie żarty oparte na tym stereotypie w stosunku do faceta, który nie przeżywał szczególnie własnego przeziębienia.
To więc nie tyle seksizm, co wyśmiewanie ogólnoludzkich przywar. Wszak osoba „umierająca na katar” będzie komiczna niezależnie od płci. Czym innym są na tym tle żarty z głupoty blondynek – nie ma chyba jasnowłosej kobiety, która choć raz nie musiała się mierzyć z dowcipami tego typu. I to niezależnie od kompetencji i ilorazu IQ. Nie ma co porównywać tych dwóch rodzajów dowcipów, bo do czego innego się odnoszą.
„Albo śmiejemy się ze wszystkiego i wszystkich, albo z niczego i nikogo. Nie było akcji #metoo, gdy ktoś się śmiał z facetów, grubych, łysych, rudych. Żarty o Żydach czy Szkotach są w porządku, a szydzenie z księży, moherów, gejów, Januszy czy Kaczyńskiego – też są ok.”
Jeśli miałabym lapidarnie acz od serca skomentować ten passus, chyba postawiłabym na „ALE KASZANA”. Po pierwsze nurtuje mnie od kiedy to żartowanie z Żydów, grubych czy homoseksualistów jest okej. Trudno mi też wyłuskać proweniencję mądrości „ze wszystkich, albo z nikogo”, o wątpliwej w tym przypadku logice nie wspominając.
Kolega Bartosz miał tu zapewne na myśli to, że skoro śmiejemy się z grubych, łysych i spółki nie widzi przeciwskazań co do wyśmiewania się i z kobiet. Porównanie z gatunku śliwki do gruszek. Kategoria z którą można by zestawić tu kobiety, to nie „Szkoci i Żydzi”, ale mężczyźni, jako kategoria opozycyjna. Czy ktokolwiek śmieje się z mężczyzn jako grupy?
Dowcipy mają to do siebie, że piętnują. W przypadku „Januszy” piętnowana jest pewna przywara (proste usposobienie, niska kultura osobista), w przypadku Kaczyńskiego czyny jednej osoby, z kolei dowcipy o Żydach i gejach to nic innego jak przejaw dyskryminacji (inność jako zła i śmieszna jednocześnie). To z czego śmiejemy się w dowcipach wiele mówi o naszym społeczeństwie. Na przykład to, że kobiety nie są taką samą kategorią ludzi jak mężczyźni, ale raczej „innymi”, podobnie jak geje i Żydzi.
Z poczuciem humoru tak to już jakoś jest, że nie jest tożsame dla wszystkich. Wprowadzanie obostrzeń „wszystko albo nic” nie ma więc w tym przypadku najmniejszego sensu. Dowcipy należy dopasować do otoczenia i stopnia zażyłości z tymże. Tu kłania się kolejny nietrafiony przykład z omawianego felietonu – PMS. Redaktor Godziński ma bowiem koleżankę, z którą z (jej) PMS-u się śmiał oraz taką, która przed okresem płacze na reklamach, ale podchodzi do tego z dystansem.
Niespodzianka kolego! Z niestosownością żartów o PMS-ie nie chodzi bynajmniej o to, ile która kobieta ma do siebie i do świata dystansu. O napięciu przed menstruacją można pożartować z własnym chłopakiem, albo bliskim przyjacielem. Jeśli w środowisku zawodowym kolega pyta „czy jesteś dziś taka wściekła, bo zbliża ci się okres?” to takie stwierdzenie ma ciężar gatunkowy nie mniejszy od „czy jesteś dziś taki głupi, bo myślisz ku...em?”. To nie niewinny żarcik, ale grubiański wjazd w sferę intymną drugiej osoby, do której nie dostaliśmy zaproszenia.
Jakiś czas temu opublikowałam w na:temat krótki artykuł z 18 pytaniami mającymi pomóc określić czy jest się seksistą. Tekst, jak to w przypadku treści lifestyle’owych, daleki od śmiertelnej powagi, choć nie pozbawiony sensu. „Według tego testu żart z humorzastej koleżanki, że ma PMS to seksizm, a może i molestowanie. Zróbcie go sami, a okaże się, że prawie na pewno jesteście seksistami. To idealny przykład na to, że seksistą mogą cię nazwać praktycznie za wszystko.” – skomentował Bartosz.
Zastanawia mnie, czy pisząc „praktycznie za wszystko” miał na myśli pytanie 9. ( Sugerowałeś kiedyś koleżankom singielkom, że gdyby schudły / zapuściły włosy miałyby większe powodzenie?), 11. (Czy uważasz, że sytuacja w której mężczyzna inicjuje seks z bardzo pijaną kobietą jest w porządku?), czy może 18. (Czy kiedykolwiek skomentowałeś zdjęcie którejkolwiek kobiety w Internecie „brałbym” lub podobnym określeniem?)
W kolejnym fragmencie redaktor Godziński niepokoi się czy dziewczynkom (w domyśle: o małym rozumku) taka akcja jak #metoo nie zamiesza w głowie doprowadzając do (o zgrozo!) końca ery podrywaczy – „Kobiety czytając takie wpisy, artykuły czy słuchając wypowiedzi, też mogą zmienić swoje podejście do flirtu lub zwykłego komplementu.”
Nie martw się, drogi Bartoszu. Akcja #metoo żadnej z nas w głowie nie zamieszała, ale raczej dała poczucie siły. Szkoda, że ciebie nie skłoniła do zapoznania się z terminami tak podstawowymi jak „seksizm” czy „molestowanie”, bo z twojego felietonu jednoznacznie wynika, że wciąż masz, jak sam zresztą przyznajesz, „sieczkę w głowie”.
Wedle polskiego prawa molestowaniem „jest każde nieakceptowane zachowanie o charakterze seksualnym lub odnoszące się do płci, którego celem lub skutkiem jest naruszenie godności lub poniżenie albo upokorzenie; na zachowanie to mogą się składać fizyczne, werbalne lub pozawerbalne elementy” (art. 183a § 6 k.p.). W tym sensie masz rację – molestowaniem może być niemal wszystko, ale o tym, czy jakieś słowa czy gest były molestowaniem decydujesz nie ty i koledzy z „sieczkę w głowie” , ale osoba, która była molestowana. Ze swojego doświadczenia powiem tylko, że molestowanie jest wtedy, kiedy ktoś sprawia, że czujesz się nie jak człowiek, ale jak kawał mięsa.
*** Większość fragmentów w cudzysłowie pochodzi z felietonu Bartosza Godzińskiego „Boję się powiedzieć koleżance, że ładnie wygląda. Dziewczyny opanujcie się, bo same sobie zgotujecie Seksmisję"