Ważę każde moje słowo mówione i pisane, które kieruję do kobiet. Wielokrotnie zastanawiam się nad tym, co chcę wyrazić, by nie zostać źle zrozumianym. Powstrzymuje się z wieloma gestami. Powoli, z tyłu mojej głowy, zaszczepia się strach przed oskarżeniami o chamstwo, seksizm, albo –
nie daj boże – molestowanie. Czuję się wręcz zaszczuty i czasem odwracam wzrok od kobiet. To jakaś absurdalna rewolucja (anty)seksualna.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Najpierw jednak słowo wyjaśnienia, żeby zaznaczyć to wyraźnie już na początku. Nie popieram seksizmu, molestowania, ani jakiegokolwiek innego rodzaju przemocy fizycznej czy psychicznej. Ten tekst nie jest obroną osób, które się tego dopuściły. Wspieram postulaty kobiet z "Czarnego Protestu". To jedynie zwrócenie uwagi na sytuację, do której doszliśmy.
Piszę to jako samozwańczy ambasador rodzaju męskiego, ale już podświadomie czuję, jak niektórzy się gotują. Już widzę, jak za chwilę – nawet przed czytaniem – przejdą do sekcji komentarzy, by oskarżyć mnie o seksizm i zmieszać z błotem. Tak jak to na przykład zrobiono z Andrzejem Saramonowiczem. Facet zawsze staje w obronie kobiet i innych uciśnionych grup społecznych, a jednak sam dostrzega problem i boi się mrugnąć okiem do swojej żony (sic!). Panie Andrzeju, nie jest pan osamotniony w tych dziwnych czasach.
Sam teraz boję się skomplementować własną dziewczynę lub koleżanki, bo naczytałem się mnóstwo historii w ramach akcji #metoo (nie chodzi mi o te wprost naganne i karalne, ale te, które są dla wielu mężczyzn mniej oczywiste). Może im to nie przeszkadza, ale skąd mam wiedzieć, jak to na nie podświadomie wpłynie? Takie wnioski wysnuwa, patrząc na to, co się ostatnio dzieje. Zauważyła to nawet Monika Olejnik, która śmiechem-żartem ostrzega przed drugą "seksmisją".
Później patrzę na grafikę z hasłem "kiedy można złapać dziewczynę za tyłek?". I teraz, jak jesteśmy z dziewczyną sami, to choć wiem, że nikogo obok nie ma, jakoś dziwnie zaczynam się zastanawiać. A co jeśli ktoś to widzi? Nie chcę być złym chłopakiem, który sprawi jej dyskomfort w nieodpowiednim miejscu. A można dać buzi na ulicy, czy to już też przesada, bo może sobie tego nie życzyła właśnie w tym momencie?
Wszystko jest molestowaniem?
Potępiam napastowanie seksualne, mobbing w pracy, ale jak widzę, że znajoma "wyznaje", że jak ktoś wytykał jej za młodu, że jest "płaska", ręce mi opadają. Ja np. nie mogę zapuścić brody, bo nie rośnie mi po bokach. Jak się z tego śmieją moi koledzy-drwale, to jest to seksizm? Zgodnie z "logiką – nie rośnie mi broda, czyli mam mniej testosteronu, czyli jestem mniej męski. To znaczy, że gorszy przecież. W szkole też się śmiano, że mam mniej włosów na nogach. "Co ty się golisz na nogach?" – często to słyszałem, gdy ćwiczyliśmy na wuefie. W domyśle: – tak tak – mniej męski. Było mi przykro, ale co z tego? Mężczyźni też są obiektami żartów seksualnych. Również ze strony kobiet – która dziewczyna nie obśmiała przeziębionego chłopaka? Albo śmiejemy się ze wszystkiego i wszystkich, albo z niczego i nikogo.
Nie było akcji #metoo, gdy ktoś się śmiał z facetów, grubych, łysych, rudych. Żarty o Żydach czy Szkotach są w porządku, a szydzenie z księży, moherów, gejów, Januszy czy Kaczyńskiego - też "są ok". Ale według tego testu żart z humorzastej koleżanki, że ma PMS to seksizm, a może i molestowanie. Zróbcie go sami, a okaże się, że prawie na pewno jesteście seksistami. To idealny przykład na to, że seksistą mogą cię nazwać praktycznie za wszystko.
Tak, przyznaję się, że kiedyś zażartowałem z PMS. Zasugerowałem to koleżance w pracy, która na co dzień jest opanowana i wyluzowana, a w danej chwili była wyjątkowo wściekła i czepialska. I co? I miałem rację, śmialiśmy się z tego oboje, bo to zupełnie ludzka rzecz, ale teraz wychodzi, że to oczywiście było seksistowskie, koleżankę obraziłem i będę się smażył w piekle. Mam znajomą, która w trakcie miesiączki płacze nawet na reklamach telewizyjnych. Zdaje sobie z tego sprawę i sama (!) ma z tego potem ubaw. Dlaczego niektóre przytyki to żart, a inne to seksizm zahaczający o jakieś paragrafy? I dlaczego to ma działać tylko w jedną stronę? Ze mnie koleżanki śmiały, bo jestem fanem piosenek z "Krainy Lodu" i "Pocahontas", a to przecież nie przystoi "prawdziwemu mężczyźnie". Rozklejam się często na filmach animowanych, ale nigdy bym nie wpadł na to, że to molestowanie seksualne. Aż do teraz.
Oczywiście to zupełnie coś innego, gdy kogoś nie znamy. Niektóre żarciki można mówić w odpowiednim towarzystwie – to nie ulega wątpliwości. Jeszcze jakiś czas temu nie miałbym problemów z powiedzeniem koleżance z pracy, że "Łał, ale super dziś wyglądasz". Teraz już popadam w paranoję, bo boję się być po prostu być źle zrozumiany. Całe to współczesne myślenie działa w obie strony. Nieraz nawet kobiety atakują inne kobiety, gdy te prezentują "męski" punkt widzenia lub przyznają, że same zgotowały sobie taki los. Co więcej, kobiety czytając takie wpisy, artykuły czy słuchając wypowiedzi, też mogą zmienić swoje podejście do flirtu lub zwykłego komplementu. Nadeszły trudne czasy dla podrywaczy. Już sam nie wiem, jak można zauroczyć dziewczynę, by to nie zostało uznane za molestowanie. Z drugiej strony dzisiaj nawet traktowaniem "jak księżniczkę" też może kogoś urazić.
Festiwal oskarżeń
Jeszcze trochę i już wkrótce żaden "normalny facet" nie zagada do dziewczyny, nie wykona tego pierwszego kroku – na wasze życzenie. Podobno nie wolno pytać "Mogę cię pocałować?", tylko po prostu wyczuć moment i całować, bo przecież "kobiety lubią pewnych siebie mężczyzn". Teraz, jakbym miał się spotykać z dziewczyną, pewnie dostałbym kosza. Uznałaby mnie za niezdecydowanego, bo nigdy nie odważyłbym się jej pocałować jako pierwszy. I to nie tylko z obawy przed odrzuceniem, ale ze strachu przed oskarżeniem o molestowanie.
Jest to trochę przerysowane i może powoli wariuję, ale uwierzcie mi, dużo czytam tego, co piszą inni. To wszystko staje się coraz bardziej przerysowane, a ważną i potrzebną akcję łatwo po prostu "przedobrzyć". Gdy rozmawiam z kolegami oraz czytam komentarze na Facebooku, to widzę, że taką sieczkę w głowie mają też inni.
"Seksapil to nasza broń kobieca"
Ależ z tego Eugeniusza Bodo był seksista, prawda? W dzisiejszych czasach bronią kobiet nie jest już seksapil, ale oskarżenia o molestowanie. Brzmi to brutalnie i totalnie seksistowsko, ale tak niestety to odczuwam.
W ostatnim czasie dużo rozmyślam pod kątem tego, o czym właśnie piszę i wspominam to, co robiłem przed laty. Choć wtedy nie uważałem, że robię coś złego, to mam teraz wrażenie, że krzywdziłem dziewczyny swoimi żarcikami czy flirtem. Jeśli tak było, to naprawdę przepraszam. Jeśli mówiły, bym spadał, to wycofywałem się, ale może inne "bały się powiedzieć nie"? Tak właśnie interpretuję to, czego jesteśmy świadkami. Czuję się winny ich krzywdy, choć nawet nie wiem, czy jestem winny. Wstyd mi też za innych facetów, dlatego chce też zmieniać ich stereotyp. Mam straszny mętlik w głowie.
Żaden facet tego nie powie na głos
Zdaję sobie z tego sprawę, że powyższy tekst może być dla wielu stekiem szowinistycznych bzdur. Część spraw jest bardziej złożona niż się wydaje, pewnie część źle zrozumiałem. Tak jednak myśli sporo facetów i nie tak łatwo to zmienić.
Niedawno dowiedziałem się, że "Seksmisja" to seksistowski film. Świat się dynamicznie zmienia, a coś, co było ponad trzy dekady temu satyrą na komunizm, teraz nadal nią jest, ale z prefiksem "seksistowską". Jestem ciekaw, jak za 30 lat będzie interpretowany ten tekst.
Całym sobą jestem za postulatami z Czarnych Marszów, szanuję walkę o prawo do aborcji, antykoncepcji, równe płace, traktowanie i wzajemne szanowanie. Jednak to ciągłe demonizowanie facetów jest jak broń obosieczna. Ta dyktatura światopoglądowa jest wręcz bardzo "męska", a wizja z "Seksmisji" – choć abstrakcyjna – jest coraz bardziej realna. Połowa facetów będzie was jeszcze bardziej nienawidzić, a druga połowa będzie się was bać.
Jedną nogą stoimy w świecie, gdzie seksizm był na porządku dziennym i nikomu to zbytnio nie przeszkadzało, a drugą w nowej rzeczywistości, gdzie niemal wszystkie zachowania mogą być uznane za molestowanie seksualne. To postępuje. Tweetnij