Choć listopad zazwyczaj jest miesiącem deszczowym, to na rynku peleryn jest to już czas po sezonie. Ludzie noszą ciepłe kurtki z kapturami lub parasol mają stale przy sobie – peleryna im niepotrzebna. Co innego wiosną i latem, gdy jest cieplej. Wtedy, gdy lunie, foliowa ochrona jest jak znalazł. Tak głosi hasło reklamowe firmy Ludwika Dziedzica z Zakopanego: "Lepiej nosić niż się prosić". Latem przy sobie taką pelerynę od pana Ludwika miał prezes PiS. No i się zaczęło... Teraz patriotyczną pelerynę do swojego papierowego wydania dołącza "Gazeta Polska", ale to nie jest oryginalny produkt z Zakopanego. To dzieło konkurencji pana Ludwika.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
"Sprawdził pan, gdzie te płaszcze są "made in ..." przed wręczeniem Prezesowi?"
Jarosław Kaczyński w towarzystwie m.in. Joachima Brudzińskiego zdobył szczyt góry Koziarz (943 metry n.p.m.) w Beskidzie Sądeckim. Sierpniowa aura nie rozpieszczała, ale towarzystwo nie zmokło – na górę męska wyprawa weszła w biało-czerwonych pelerynach z orłem na piersi. Joachim Brudziński wprawdzie bez, ale wytłumaczył się, że swoją peleryną podzielił się z jednym z uczestników wycieczki, księdzem Zdzisławem Tokarczykiem, zakonnikiem znanym m.in. z miesięcznic smoleńskich.
W wakacyjnym sezonie ogórkowym to był hit, nic więc dziwnego, że w internecie od razu padło pytanie – skąd te peleryny. Nazwę producenta znaleziono na opakowaniu, a ten po raz pierwszy poznał, jaka może być moc reklamy. Bo nie ma wątpliwości, że prezes PiS – chcąc czy niechcąc – zareklamował peleryny od pana Ludwika. – Sprzedaż była szalona – przyznaje w rozmowie z naTemat mieszkaniec Zakopanego. Dla producenta peleryn oznaczało to podwójną radość, bo Ludwik Dziedzic nie kryje, że jest zwolennikiem "dobrej zmiany". Fakt, że jego pelerynę miał na sobie sam prezes PiS, to dla niego powód do ogromnej dumy.
"Piękne są te nasze barwy. Trzeba się nimi chwalić!"
Z okazji Święta Niepodległości prawicowa "Gazeta Polska" postanowiła iść za ciosem, dodając do wydania gazety patriotyczną pelerynę (nie w całej Polsce – jedynie w kioskach w Warszawie i okolicach) – taki gadżet na 11 listopada. Ale to nie są te same peleryny, jakie miał na sobie prezes PiS.
Ludwik Dziedzic mówi nam, że z "Gazety Polskiej" nikt z nim w tej sprawie nie rozmawiał. Owszem, udzielał im wywiadu wtedy, gdy panowało całe to zamieszanie, ale teraz nie. – To peleryny od konkurencji – wyjaśnia.
Partnerem reklamowym tego wydania "Gazety Polskiej" jest państwowy koncern Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Można więc sądzić, że PGNiG wyłożyło pieniądze na peleryny dla czytelników gazety Tomasza Sakiewicza. Ludwik Dziedzic nie ma jednak do nikogo żalu o to, że też produkuje biało-czerwone peleryny z orłem. Mówi, że w Zakopanem jest jeszcze jedna firma produkująca peleryny i też w ofercie ma model patriotyczny – różnią się tym, że napis "POLSKA" mają i z przodu, i z tyłu. Peleryny od pana Ludwika mają "POLSKĘ" tylko z tyłu i to pisaną inną czcionką. Z przodu zaś jest wyłącznie orzeł. Te z "Gazety Polskiej" z przodu też mają tylko orła, ale nieco innego. Jednak ojciec największego sukcesu patriotycznych peleryn nie rości sobie wyłączności do tego pomysłu. – Niech sobie ludzie robią, każdemu wolno, jestem za – komentuje.
On sam pelerynowy interes prowadzi od 17 lat i jego zdaniem listopad to zdecydowanie martwy sezon na tym rynku. Święto narodowe 11 listopada niewiele zmienia w słupkach sprzedaży patriotycznych peleryn.
"Ja chcę taką pelerynę!!!"
– W tej chwili mam tylko dwa zamówienia do realizacji. Poza tym cisza – przyznaje. Ale to nie oznacza, że w zakopiańskim zakładzie praca stanęła. Wręcz przeciwnie – maszyny wciąż chodzą pełną parą.
Ludwik Dziedzic mówi, że zatrudnienie w jego zakładzie wzrosło. Jeszcze przed całym szumem medialnym z peleryną prezesa z Urzędu Pracy zatrudnił dwie osoby bezrobotne, wkrótce kończy im się staż i wygląda na to, że pozostaną w firmie na stałe. Zakopiański przedsiębiorca przyznaje, że za jakiś czas będzie musiał podnieść ceny peleryn. Ale to nie dlatego, że chce na popularnym produkcie więcej zarabiać.
– Cena granulatu poszła w górę, barwnik też podrożał. Robiłem wstępne kalkulacje i wychodzi mi, że nowe partie będą już musiały być droższe o jakieś 30-40 groszy. A stara partia cały czas sprzedawana jest za starą cenę, nie chcę robić z siebie pajaca – tłumaczy. Podkreśla przy tym, że nie zamierza dodatkowo korzystać z reklamy, jaką zrobił mu prezes PiS, którego nazywa "znakomitą postacią".
"Jak dla mnie o znieważenie flagi i godła"
Nie obawia się przy tym procesu, że taka narodowa peleryna może być uznana za profanację flagi i godła. Jedną już taką sprawę przed sądem miał – wytoczyła mu osoba oburzona tym, że narodowe symbole umieścił na folii chroniącej przed deszczem i przegrała. Zakopiański przedsiębiorca najbardziej czeka na letnie skoki narciarskie na Igielicie – wtedy zawsze pod Tatry przyjeżdża wielu kibiców, którzy chcą dopingować zawodników w narodowych barwach. I niemal zawsze pada deszcz.
Śródtytuły pochodzą z komentarzy na Twitterze na profilu Joachima Brudzińskiego.
Muszę zapasy robić, bo nie wiadomo, co na wiosnę będzie. Zawsze robiłem na zapas jakieś 15-20 tys. sztuk. Różne, nie tylko biało-czerwone. Mamy też wielobarwne. Idzie to na półki i czeka na zamówienia. Jak jest jakaś duża impreza sportowa, to wtedy one się sprzedają. Ale ponieważ tak się stało, że prezes założył naszą pelerynę, to w ciągu dwóch tygodni poszły nam wszystkie zapasy, jakie mieliśmy z pięciu lat. Zalegało nam jeszcze parę tysięcy sztuk peleryn, które zrobiliśmy na Euro 2012! I wszystko poszło!