Najpierw byli Beatlesi, potem Backstreet Boys, a teraz jest Big Bang. Nie tylko pierwsza literka łączy te zespoły. To boysbandy, w których kochają się setki tysięcy dziewczyn na całym świecie, a chłopcy chcą być tak fajni, jak oni. Beatlesi nadal inspirują, szał na Backstreat Boys skończył się na przełomie mileniów, za to Big Bang to obecnie jeden z najpopularniejszych koreańskich "chłopięcych zespołów". I nie jedyny.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Azja i Zachód mają to do siebie, że wzajemnie się fascynują i czerpią z siebie pełnymi garściami, żyjąc w pełnej symbiozie. My bierzemy ich technologię, a oni naszą kulturę... i na odwrót. I tak bez Disneya nie byłoby japońskiej animacji, która jest uwielbiana na Zachodzie, a bez Nintendo, nie byłoby gier tworzonych w naszej części świata, które są u nich dyscypliną sportu. Podobnie jest z muzyką. Jeszcze kilka lat temu Europa i USA zachwycały się j-rockiem i j-popem, czyli japońskimi odpowiednikami "naszej" muzyki. Teraz na topie jest za to k-rock i k-pop, które pochodzą z Korei Południowej.
Zwłaszcza na k-pop ("k" czytamy jak "kej") w ostatnim czasie panuje szał, również w Polsce (o czym za chwilę). Każdy, dosłownie każdy, słyszał piosenkę "Gangnam Style" autorstwa PSY. Koreańczyk jest wyjątkiem, bo większość k-popowych gwiazd to jednak zespoły, ale zaprezentował światu na czym mniej więcej polega ta muzyka. Przede wszystkim to szalony misz-masz gatunkowy: rapu, dubstepu, r&b, rockowych ballad, dance itd., a wszystko to w języku, który zna mało z nas (na szczęście artyści czasem wtrącają angielskie wstawki). Muzyka to jednak połowa tego fenomenu. Reszta to cała oprawa. Co tu dużo mówić: k-popowe teledyski są po prostu śliczne i kolorowe. Nie tylko za sprawą wykonawców. Wszystko jest tu dopracowane do perfekcji: od fantazyjnych fryzur, przez totalnie odjechane stylówki, po niesamowite układy taneczne.
K-pop w Polsce
Koreański pop wypełnił pewną niszę, która została po Backstreet Boys, N*Sync, Spice Girls czy The Pussycat Dolls. Ludzie po prostu łakną takich zespołów, a jeśli dodamy do tego szczyptę egzotyki, to fani wariują. W Polsce ta luka jest wypełniana przez disco-polo, które jest trochę niechcianym dzieckiem girls- i boysbandów z lat 90-tych. Dlatego tak wiele osób woli słuchać... disco-koreo. Jest mniej przaśne, a równie pozytywne. – Amerykański pop wydaje się zbyt infantylny albo płytki, a hip-hop (europejski czy amerykański) zbyt agresywny. K-pop (z racji niezrozumiałego języka) chyba wydaje się "oczko wyżej" od radia, które również kreuje przeboje. Jest w tym trochę elitarności. Tak jakbyś powiedział "a ja to ambientu słucham"... tylko, że w wersji pop – mówi 27-letnia Emilia. K-pop uwielbia od lat i jest już na tyle dojrzałą fanką, że potrafi go posłuchać, tylko ze względu na piosenkę, a nie teledysk.
Jęzk koreański to w Polsce zupełna egzotyka. To zupełnie nie przeszkadza, bo są translatory, a po drugie... czasem lepiej nie wiedzieć co śpiewają popowi artyści, bo można się załamać. – Przez to, że teksty amerykańskie są strasznie denne, to fakt że nie rozumiem koreańskiego, sprawia, że mogę się skupić na walorach dźwiękowych i atrakcyjności melodii, oryginalności itp. No i te piosenki po prostu wpadają w ucho – dodaje Emilia.
Znaczek jakości prosto z Korei Południowej
W koreańskich piosenkach i teledyskach "czuć pieniądz". To pełna profeska tworzona przez sztab fachowców. – Dla mnie k-pop wyróżnia się wysoką jakością produkcji muzyki oraz odmiennymi od zachodnich trendami, jakie w tym przemyśle panują. Wydaje mi się, że jest więcej swobody i kreatywności co do szukania nowych rozwiązań i interpretacji, więc każdy znajduje coś dla siebie. Po prostu w k-popie dostaję to, czego nie ma w muzyce pop europejskiej czy amerykańskiej, jest to ciekawa odmiana – mówi mi Julia, która ma 24-lata. Pierwszy raz usłyszała k-pop w 2012 roku, ale zagorzałą fanką tego stylu jest od trzech lat.
Wśród fandomu są przede wszystkim dziewczyny, ale fanów koreańskiego popu przybywa z każdym dniem. – To, że lubię k-pop, to może za duże stwierdzenie, jestem bardzo zafiksowana na punkcie jednego zespołu: BTS. Dlaczego właśnie oni? Bo mają bardzo międzynarodowe, świetnie produkowane brzmienia, ale to, co wyróżnia ich na tle utworów np. amerykańskich, to niesamowita oprawa – dopracowane do ostatniego szczegółu kolorowe teledyski, choreografie, stroje. Są produktem idealnym – mówi 28-letnia Katarzyna. BTS słucha od niedawna, ale z miejsca stała się ich wielką fanką. To w tym momencie chyba najpopularniejszy zespół z Korei – mówi 28-letnia Katarzyna. BTS słucha od niedawna, ale z miejsca stała się ich wielką fanką. To w tym momencie chyba najpopularniejszy zespół z Korei.
Zniewieściali chłopcy i kobiety-lolitki
Faceci z teledysków są niemal zawsze umalowani, a ich rysy tak delikatne, że czasem nie od razu wiemy, czy mamy do czynienia z boys czy raczej girlsbandem. Koreańscy wykonawcy wyglądają czasem jak emo-chłopcy... ale na wesoło, lub hip-hopowcy, którzy blokowisko widzieli na Google Street View. To zupełne odejście od stereotypowego macho podoba się jednak fankom.
Girlsbandy są często złożone z więcej niż standardowa piątka członkiń. Są wystylizowane na grzeczne dziewczynki lub lolitki, tak też cukierkowo śpiewają. Akurat tę części k-popu (po)lubi z pewnością dużo mężczyzn. Nawet nie trzeba trawić muzyki, po prosto miło się na takie teledyski patrzy. K-poperki, z którymi rozmawiałem, fascynują przede wszystkim boysbandy. – To bardzo typowe podejście dziewczyn, które są tak zapatrzone w męską część k-popu, że na damską reagują alergicznie. Jednak poza cukierkowymi lolitami są też koncepty ostrzejsze, bardziej seksowne, takie znane z zachodniego popu – tłumaczy Julia. – Są fanki, które lubią tylko i wyłącznie girlsbandy, są takie, które dzielą swoją uwagę na oba obozy, bywają faceci zajęci wyłącznie girlsbandami, ale najbardziej widoczne są właśnie te stada dziewczyn kibicujące boysbandom – śmieje się 24-latka.
Nigdy nie jest się za starym na k-pop
Jak można zauważyć, dużo fanek to już dorosłe kobiety. Czyli zupełnie inaczej niż w przypadku "klasycznych" girlsbandów i boysbandów. – Nie wstydzę się tego, jak dla mnie to hobby jak każde inne. Trudno tylko czasem odnaleźć się w fandomie, gdzie jednak mimo wszystko przeważają nastolatki. Uważam, że obecnie taki pułap dojrzałości raczej nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, i wiele osób w wieku 20 plus, nawet koło trzydziestki, jest jakby jedną nogą nadal w czasach nastoletnich – mówi Julia.
– To w ogóle nie jest powód do wstydu. Już w wieku 22 lat słuchałam 13-letniego Justina Biebera i uodporniłam się na ironiczne komentarze znajomych. Poza tym jestem przekonana, że niedługo cała Polska usłyszy o BTS. Już teraz fanklub BTS Poland na Facebooku ma 20 tys. fanów, chłopaki dostali nagrodę Billboardu, właśnie nagrali „Late Late Show” z Jamesem Cordenem, będą występować u Ellen Degeneres, Steve Aoki robi remiks ich piosenki "Mic drop" i czeka ich debiut na MTV AMA – zapewnia Katarzyna. 7-osobowy zespół znalazł się w tym roku na 5. miejscu listy Forbes Korea Power Celebrity, rankingu najbardziej wpływowych osobistości w Korei.
Prawdziwy k-bum dopiero przed nami
Sama nazwa gatunku tj. k-pop pokazuje, że mamy do czynienia z czymś innym. Przecież nasz polski pop to nie p-pop, więc czemu oni dodają prefiksy? Ma to też związek z subkulturą. Tak jak punk miał pankowców i pankówy, tak k-pop ma kpoperów i kpoperki. Już teraz w wielu polskich sieciówkach są ciuchy jakby żywcem wzięte z koreańskich teledysków. A niektórzy wykonawcy pod względem stroju wyglądają bardzo "amerykańsko" (a raczej jak postacie z filmu lub anime science-fiction) – to ta symbioza, o której pisałem na początku. Mieszają się nie tylko style muzyczne, ale i cała kultura.
O tym, że k-pop jest przemyślanym "produktem", świadczy też "system stażystów", który jest opisany na Wikipedii. Może i nie jest to najambitniejsza muzyka, ale to efekt lat ciężkiej pracy oraz tego, że do szołbizu w Korei nie mogą się dostać amatorzy lub kompletne beztalencia.
System stażystów: Zgodnie ze zwyczajem w nowoczesnym K-popie, stażyści przechodzą przez rygorystyczny system szkolenia przez nieokreślony okres czasu przed debiutem. Metoda ta została spopularyzowana przez Lee Soo-mana, założyciela S.M. Entertainment, jako część koncepcji nazwanej „technologią kultury” (kor. 문화콘텐츠기술). „The Verge” opisało to jako „ekstremalny” system zarządzania artystami. Według CEO oddziału Południowo-Wschodniej Azji Universal Music, koreański system stażystów jest unikalny w skali światowej. Czytaj więcej
Rosnący k-trend zauważają też polscy przedsiębiorcy. W łódzkim sklepie Kitsunebu, który sprzedaje gadżety i komiksy związane z kulturą japońską, od niedawna można natrafić na koreański asortyment. Widziałem na własne oczy stertę plakatów z postaciami z anime, a obok z zespołami k-popowymi. – Faktycznie od jakiegoś czasu czasu przychodzą do nas młode osoby i pytają o k-popowe rzeczy. Poważny wzrost zauważyliśmy, gdy w zeszłym roku BTS stał się artystą roku na Mnet Asian Music Awards – mówi Piotr Wojciechowski z Kitsunebu. – Mamy plakaty, przypinki, bluzy, koszulki a nawet... pluszaki Big Banga. Nawet tutaj obok, na Placu Wolności, nastolatki urządzają sobie czasem mini-zloty fanów – dodaje.
Ptaszki ćwierkają, że nawet Empik zauważył rosnącą popularność koreańskiej muzyki i do swojej stacjonarnej oferty wprowadzi dział "k-pop" (albo przynajmniej kilka wydawnictw) – w tym momencie albumy można zamawiać jedynie przez internet. Widać też ruch na rynku koncertowym. Występy j-rockowych artystów nie są niczym niezwykłym, ale koreańskich idoli z najwyższej półki jeszcze nie mogliśmy podziwiać. Co prawda zespół 24K był i w tym i zeszłym roku, ale gwiazdy pokroju BTS jeszcze nie odwiedziły kraju nad Wisłą.
24K wystąpił też na sierpniowej, pierwszej chyba tak dużej, imprezie poświęconej tej subkulterze: K-Content EXPO CENTRAL EUROPE 2017 w Warszawie. Nie muszę chyba dodawać, że hala pękała w szwach. Nie trzeba być też jasnowidzem, że koncert wielkiej koreańskiej sławy w Polsce to kwestia czasu, a bilety wyprzedadzą się jak na pniu. Nadszedł czas na wstępną naukę języka koreańskiego, tak by zrozumieć nadciągającą inwazję Korei. Na szczęście tej bardziej pokojowej części.
Reklama.
Udostępnij: 1049
Julia
24 lata
"Na pierwszym miejscu jest u mnie muzyka, w tym głos i umiejętności wykonawcy, ale zwracam też uwagę na całą wizualną oprawę, układ taneczny, nawet najmniejsze detale. Dobrze skomponowana otoczka potrafi naprawdę spotęgować siłę promowanego wydawnictwa, ale jeżeli jakaś piosenka mi się podoba, tylko akurat nie powala elementami wizualnymi, to wybaczam. Moim ulubionym zespołem jest SHINee, na drugim miejscu jest EXO; oba zespoły wokalnie i tanecznie górują nad innymi i mają w tym swój charakterystyczny, wypracowany styl, który w obu przypadkach niesamowicie mi się podoba."
Katarzyna
28 lat
"Podoba mi się muzyka i cała otoczka, w tym sami wykonawcy. Myślę, że zarówno mnie jak i innym, także starszym kobietom, miło się patrzy na to, że są zadbani, nie ma w nich nic z drwala, dla którego ogolenie pach, przytulenie się do kolegi czy założenie kolorowego swetra to coś nie do zaakceptowania. Taki styl wciąż jednak króluje zwłaszcza we wschodniej Europie. Jestem pewna, że nastolatki marzą, by pokazać się z takim chłopakiem, jak np. mój faworyt V, który nosi spodnie z nadrukami, kolczyki i koszule z kokardami, jest miły, czuły i zabawny. Moja przygoda z k-popem zaczęła się od momentu, w którym mój chłopak zaczynał każdy weekend od piosenki "Bang Bang Bang" zespołu Big Bang. Szybko zaczęliśmy szperać w poszukiwaniu czegoś innego i tak wpadliśmy na wideo "DNA" BTS. Nie jestem z kolei w stanie słuchać girlsbandów. Np. Orange Caramel - "Catalenna", w którym dziewczyny występują jako sushi i strasznie piszczą, to dla mnie za wiele."
Julia
24 lata
"Myślę, że swoją popularność k-pop zawdzięcza wypracowanym przez lata strategiom: co się dobrze sprzedaje, co się najbardziej spodoba, i dalszego tworzenia w tym kierunku. Może to brzmieć cynicznie, ale nie ma co ukrywać, że jest to dochodowy biznes, zatem pracownicy będą dążyć do tego, żeby się rozwijał globalnie. Duży też udział ma fandom - fani potrafią być bardzo głośni, widoczni i rozlewają się po całym internecie (śmiech). Takie poczucie wspólnoty też ma spore znaczenie."