"Ja się nie będę z politykami o to procesował" – mówi w rozmowie z naTemat twórca koncepcji 500+, prof. Julian Auleytner.
"Ja się nie będę z politykami o to procesował" – mówi w rozmowie z naTemat twórca koncepcji 500+, prof. Julian Auleytner. Fot. screen ze strony tvp.info
Reklama.
Panie Profesorze, nawet z Wikipedii można się dowiedzieć, że to Pan jest autorem koncepcji, którą potem nazwano 500+, a przedwczoraj dowiedzieliśmy się, że to jednak kto inny...
...wie pan, ja się nie będę z politykami o to procesował. Natomiast jest faktem, że ten temat wypłynął w roku 2011 w rozmowie z Pawłem Kowalem, który wtedy był przewodniczącym partii Polska Jest Najważniejsza. On poprosił mnie wówczas o konsultacje w sprawie programu socjalnego tej partii do wyborów. Odpowiedziałem mu, że właściwą propozycją z punktu widzenia polityki społecznej byłby ekwiwalent 100 euro, czyli ok. 400 zł (gdy program powstawał, średni kurs euro w NBP wynosił niecałe 4 zł – przyp. red.), na każde dziecko w rodzinie.
Na każde? Bez względu na dochody?
Właśnie tak, na każde. To nie dyskryminowało tych rodzin, które mają jedno dziecko. Wiadomo, że pierwsze dziecko jest najdroższe w rodzinie, wtedy wszystko kosztuje więcej. Gdy pojawia się drugie dziecko, często konsumuje już zasoby, które rodzice nabyli na potrzeby pierwszego dziecka.
logo
Paweł Kowal, szef partii Polska Jest Najważniejsza, w kampanii wyborczej w 2011 r. często pojawiał się z dziećmi w tle i przekonywał do rozwiązań prorodzinnych. Jednym z pomysłów było 400 zł na każde dziecko. Fot. Marek Podmokły / Agencja Gazeta
Paweł Kowal ten mój pomysł kupił natychmiast. Później szczegóły omawialiśmy jeszcze w szerszym gronie w jednej z warszawskich restauracji. Rozwinęliśmy tę dyskusję o to, jakie miałoby to znaczenie pod względem gospodarczym, nie tylko w wymiarze społecznym. Ale niestety, wówczas ten pomysł nie przebił się pod względem politycznym.
Zaraz, zaraz – powiedział Pan "w szerszym gronie" – czyli są świadkowie, którzy w razie czego potwierdzą, że to Pan jest autorem koncepcji?
Tak, oprócz Pawła Kowala na tym spotkaniu była minister Kluzik-Rostkowska, była pani... Jak ona się nazywała? A, Elżbieta Jakubiak, ona może poświadczyć. I jeszcze taki wysoki... Paweł Polcyliusz!
Ach, no tak – on ma czworo dzieci, więc wie, ile to kosztuje.
Właśnie tak. I na pewno każdy z nich może potwierdzić, że to wtedy omawialiśmy tę koncepcję. Ona wprawdzie nie nazywała się 400 plus, ale na konferencjach mówiono (relację z takiej konferencji przedstawiał wtedy m.in. dziennik.pl), że to ma być co najmniej 400 zł na każde dziecko plus 200 zł bonu edukacyjnego. I to wszystko miało miejsce nie przed wyborami w 2015 r., lecz cztery lata wcześniej.
Nie będę z tym polemizował. Jak już powiedziałem, ja nie funkcjonuję w kategoriach politycznych tylko w kategoriach doradztwa naukowego wtedy, kiedy ono jest potrzebne. Wtedy mnie o takie doradztwo poproszono i taką koncepcję opracowałem. A że nie przebiła się ona politycznie, to już zupełnie inna rzecz.
Panie Profesorze, a może Pana rola została umniejszona dlatego, że Pan w rocznicę wprowadzenia 500+ w wywiadzie dla Business Insider odważył się wytknąć minusy tego programu?
No, bo one są. I to jest oczywiste. Każda tego typu socjalna decyzja ma swoje blaski i cienie, zawsze są skutki pozytywne i jakieś negatywne też. Po ponad roku funkcjonowania tego programu mamy już pewne doświadczenia z terenu. Na przykład zauważono, że dochód socjalny niektórych rodzin jest dochodem znacznie wyższym niż ten pochodzący z pracy. Innymi słowy, w środowiskach lokalnych dostrzega się, że nie trzeba pracować, żeby mieć duże pieniądze. Zauważają to pracownicy socjalni...

...którzy sami kokosów raczej nie zarabiają...
Tak, ich pensje nie przekraczają 3 tys. zł. Pracownikami socjalnymi najczęściej są kobiety i one bardzo często zarabiają mniej niż ci, którzy żyją z zasiłków. Często wygląda to tak, że przychodzi taka dama, która pobiera 500+ na kilkoro dzieci, ma wiedzę na temat tego, co może z pomocy społecznej wyciągnąć i dyktuje tej pracownicy socjalnej, co jeszcze należy jej wypłacić. To rodzi ogromne napięcia w środowiskach lokalnych.
Błędem było również to, że przed wprowadzeniem tych przepisów nie przeprowadzono konsultacji. Zastosowano rozwiązania centralne bez uwzględniania czynników lokalnych. Niedobrze też, że nie zweryfikowano całego systemu zasiłków – one nadal są wypłacane według starych przepisów.
Ustawa mówi, że 500+ to zasiłek wychowawczy. Jeśli tak, to on powinien być traktowany jako dotacja oświatowa a nie socjalna. Rząd twierdzi, że dzięki tej pomocy bieda została zlikwidowana – moim zdaniem tak się nie stało. Bieda nie została zlikwidowana, ona została przeniesiona na wyższy poziom.
Ale plusy przeważają?
Ten program moim zdaniem jest niezbędny. Kraje z tej pierwszej 50-tki najbardziej rozwiniętych państw świata mają od dawna wprowadzone rozwiązania prorodzinne. Polska nie jest tu wyjątkiem. To, co żeśmy zastosowali, to dopiero jest wyrównywanie tego, czego wcześniej w ogóle nie było.
Gdy popatrzymy na tak zwaną solidarność generacyjną, to się okazuje, że więcej wydajemy na starsze pokolenie niż na to, które ma wchodzić na rynek pracy. Konkretnie - 70 mld kosztują co roku dotacje budżetowe na ZUS i KRUS. Jak to się ma do tych ok. 22 mld, które idą na rodzinę?
Z punktu widzenia rozwoju państwa wydaje się to nielogiczne.
No tak. Oczywiście, że to nie oznacza, że coś trzeba zabrać emerytom i rencistom. Ale trzeba poszukać nowej formuły finansowania polityki społecznej. W państwowym systemie emerytalnym zawsze będą się pojawiały roszczenia, że świadczenia są za niskie. Oczywiście, że społeczeństwo się starzeje i system pomocy społecznej nie jest gotowy na to wyzwanie. Np. my w tej chwili mamy ok. 3 tys. asystentów rodzinnych, a powinno być ich 100 tys. Zaś ok. 100 tys. mamy pracowników socjalnych, z których większość siedzi za biurkiem.
Prof. Julian Marian Auleytner jest ekonomistą, specjalistą w dziedzinie polityki społecznej, rektorem Wyższej Szkoły Pedagogicznej im. Janusza Korczaka i członkiem Komitetu Prognoz Polska 2000 plus przy Prezydium PAN. W stanie wojennym był członkiem Prymasowskiej Rady Społecznej. Pod koniec lat 80. odmówił premierowi Mieczysławowi Rakowskiemu przyjęcia w jego rządzie funkcji Ministra Pracy.