Pielęgniarki, lekarze, budowlańcy – o tym mówi się głośno. W Wielkiej Brytanii coraz bardziej brakuje wykwalifikowanych pracowników, a po Brexicie może być jeszcze gorzej i to w wielu sektorach. Właśnie na alarm biją artyści, że nawet teatry mogą ucierpieć z powodu braku pracowników z UE. Sadownicy, że na krzakach zostały zgniłe owoce, bo nie miał ich kto zebrać. Nawet restauratorzy, że nie mogą znaleźć fachowców do pracy. W Wielkiej Brytanii ma brakować też kierowców.
Czytając doniesienia brytyjskich mediów i raporty różnych organizacji, można odnieść wrażenie, że sytuacja zaczyna być zła, bo już zaczyna brakować wykwalifikowanych ludzi. W wielu branżach. - Sami zadecydowali o Brexicie. I sami zmagają się teraz z tym, co wybrali. Tego chcieli. Chcieli podjąć taką decyzję ze względu na niekontrolowany napływ imigrantów. I ona ma swoje plusy i minusy. I być może jeszcze będą tego żałować – mówi nam pracujący na Wyspach polski lekarz.
"Wcześniej mogliśmy przebierać"
Polska firma księgowa, która jednocześnie prowadzi rekrutację kierowców. Dawid Dworzyński-Pociej reaguje natychmiast. – Mamy duże braki kadrowe. Brakuje nam ludzi do pracy. Wcześniej mogliśmy przebierać, dziś mamy problem. Zarówno duże firmy sieciowe, jak i te małe, nie mają ludzi – mówi naTemat. Jego firma nie zatrudnia tylko Polaków. Zatrudnia też Bułgarów, Węgrów, wszystkich. I nagle okazuje się, że nie ma skąd ich brać. Mówi, że słyszał dane, że w całej Wielkiej Brytanii ma brakować nawet 100 tysięcy kierowców.
– Dużo ludzi wyjechało do Irlandii Północnej. Stawki są podobne, ale życie jest dużo tańsze, nawet 3-4 razy. To kolosalna różnica. Wynajem domu na obrzeżach Londynu może kosztować 1000 funtów, a takiego samego w Irlandii Północnej – około 400 euro. Przy takich samych zarobkach – mówi.
Wraz z Brexitem Wielka Brytania może przestać jawić się niczym raj na ziemi dla wielu imigrantów z UE, którzy w ostatnich latach zalewali ten kraj. A wtedy, gdy naprawdę ich zabraknie, część zwolenników Brexitu być może mocniej przejrzy na oczy, jak wielki wkład w ich gospodarkę miało wielu z nich. Bo choć - wiadomo - praca wielu imigrantów bardzo jest tu ceniona, ale część z nich nie raz odczuła, jak bardzo jest tu niemile widziana.
Ciągle pojawiają się, na przykład, doniesienia, że brakuje lekarzy i pielęgniarek. BBC właśnie podała, że tysiące nocnych i weekendowych dyżurów jest nieobsadzonych. A Business Insider – że co piąty lekarz planuje po Brexicie wyjechać z Wielkiej Brytanii. Miasto Folkestone. Tu ostatnio zamknięto oddział chirurgiczny. Dwóch lekarzy przeszło na emeryturę, a nie zgłosił się nikt na ich miejsce.
– Faktycznie już są wyraźne głosy, że NHS (publiczna służba zdrowia) będzie miała poważny problem. Dla pacjentów to ważne, bo już muszą dłużej czekać na lekarza – mówi polski lekarz. Zaznaczając, że on w swojej praktyce problemu nie dostrzega. A w Wielkiej Brytanii powstało wiele polskich klinik. - Ja nie narzekam, nie dostrzegam problemu z pracownikami - mówi.
"Jest atmosfera niepewności"
Inne branże? – Słyszałam, że sadowników brakuje, bo owoce nie zostały zebrane. Mówi się, że może zabraknąć lekarzy, już są spore niedobory. Sami pisaliśmy o tym, że nauczyciele akademiccy zamierzają wyjechać. Mówi się, że zaczyna brakować pracowników wykwalifikowanych, na których wcześniej był popyt – kierowców, spawaczy, budowlańców. Każda branża, po kolei, odczuwa niepokój, co będzie, jeśli nagle zmniejszy się imigracja z Europy Środkowo-Wschodniej – przyznaje w rozmowie z naTemat Katarzyna Kozak z portalu Moja Wyspa.
Tu ogłaszają się agencje pracy i pracodawcy i nasza rozmówczyni przyznaje, że ostatnio znacznie zwiększyła się liczba ogłoszeń z ofertami pracy. – Odnoszę wrażenie, że jest ich coraz więcej. Bo faktycznie imigranci z UE zajmują duży obszar rynku pracy w Wielkiej Brytanii i pojawia się niepokój, co będzie, jak ich zabraknie. Jest atmosfera niepewności – mówi.
Zabraknie pracowników w teatrach?
Z pewnym zdumieniem czytam, że nawet brytyjska federacja skupiające środowiska kulturalno-artystyczne i reprezentująca ponad 1000 z nich (Creative Industries Federation) wydała właśnie oświadczenie, w którym wyraża niepokój z powodu kryzysu pracowników na swoim rynku, przed którym stoi po Brexicie. Boi się wręcz katastrofalnej utraty talentów.
Około 7 procent pracowników tego sektora to obywatele UE. Sytuacja ma być gorsza w przypadku teatrów, głównie w Londynie. Tam, 10 procent pracowników to przybysze z kontynentalnej Europy. "I nie chodzi tylko o braki kadrowe, chodzi o przepływ idei, energii, kultury, która zasilała nasz przemysł od 40 lat" – czytamy.
"Media bombardują nas czarnymi wizjami"
Katarzyna Kozak przyznaje, że media i różne organizacje eksperckie od miesięcy przedstawiają czarne wizje tego, co może być po Brexicie w związku z przewidywanym exodusem imigrantów. I nie wszystko musi się spełnić, gdyż rząd wyszedł ostatnio z propozycjami dla imigrantów, które – jej zdaniem – na razie nie wyglądają źle. Chodzi o to, że mogliby się starać o status osiedleńczy. Premier Theresa May zwróciła się też z apelem do Polaków.
– Ale trudno przewidzieć, jak będzie ostatecznie. Na razie media bombardują nas czarnymi wizjami. Wszyscy zastanawiają się, co będzie jeśli Wielka Brytania zacznie restrykcyjnie kontrolować imigrację – mówi.
Na przykład "The Telegraph" pisał w ostatnich dniach o braku pracowników budowlanych – zwłaszcza murarzy. Których brak opóźnia wiele inwestycji. Brakować ma również geodetów, co też ma wpływ na rynek mieszkaniowy. "Tykająca bomba zegarowa. Budowlańcy bardziej potrzebują ludzi niż działek" – tak określił problem "Business Insider".
Z kolei "Guardian" zamieścił kilka dni temu ciekawy reportaż z bohaterem, Polakiem, właścicielem restauracji. Damian Wawrzyniak przyjechał tu 15 lat temu i nawet on powiedział, że tak, z powodu Brexitu, zmaga się właśnie z brakiem rąk do pracy.
A "The Scotsman" straszy, że zabraknie nauczycieli.
Z raportów, które pojawiają się ostatnio na ten temat wynika też, że brytyjscy pracodawcy zaczynają podnosić pensje, żeby znaleźć chętnych i dla wielu może to być pozytywny skutek. W ciągu roku o 10 procent podniesiono, na przykład, stawki na rynku firm związanych z cyber bezpieczeństwem. "Pay boom for cybersecurity and IT staff" – piszą media. Właśnie, jak podkreślono, z powodu braku wykwalifikowanych rąk do pracy.
Raporty donoszą też, że z powodu braków kadrowych, cierpi morale pozostałych pracowników. Itd., itp. – podobnych, w tym duchu, doniesień jest naprawdę dużo.
"Moim zdaniem rąk do pracy nie brakuje"
Nie wszystko musi się sprawdzić. Nie w każdym przypadku przyczyną muszą być imigranci, choć media właśnie ten wątek mocno wybijają na plan pierwszy. Trend z brakiem wykwalifikowanych pracowników nie dotyczy przecież tylko Wielkiej Brytanii.
Z kilku rozmów z Polakami wynika też, że wcale nie jest tak źle, że media straszą, nie wiadomo, o co chodzi. – Ja nie mam żadnych problemów. Nie słyszałam też od znajomych, by mieli problem z pracownikami. Moim zdaniem rąk do pracy nie brakuje, wciąż wielu ludzi szuka pracy na portalach – mówi Tomasz Fatyga, który w Wielkiej Brytanii mieszka od 16 lat i zajmuje się dostarczaniem polskiej żywności na angielskie festiwale i różne eventy (co, jak mówi, cieszy się dużym zainteresowaniem Anglików). Chce wrócić do Polski, właśnie to planuje.
Ale zastrzega, że nie ma to żadnego związku z Brexitem. Po prostu tęskni za domem.
Cały też, jak słyszę, Polacy niezrażeni Brexitem wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii. Choć ciągle nie wiadomo, co będzie dalej. Ale przynajmniej, sądząc po tych czarnych wizjach, miejsc pracy zabraknąć nie powinno.
Reklama.
Z portalu MojaWyspa.co.uk
"Kolejna grupa zawodowa zapowiada masowe wyjazdy z UK w związku z Brexitem. Tym razem to wykładowcy akademiccy i nauczyciele. Jedna trzecia nauczycieli i wykładowców – głównie tych uczących języków oraz nauk ekonomicznych – rozważa wyjazd z Wielkiej Brytanii. Chodzi rzecz jasna o imigrantów z krajów UE. To właśnie oni nie mają pewności, jak ich życie w UK będzie wyglądało po Brexicie". Czytaj więcej
Katarzyna Kozak
Odnoszę wrażenie, że patrząc na to się dzieje społeczeństwo dziś w kwestii Brexitu zagłosowałoby zupełnie inaczej. Bo faktycznie, jeśli spełni się wizja Davida Camerona, by ograniczyć imigrację do kilkudziesięciu tysięcy, to rynek pracy może boleśnie to odczuć Spotkałam się też z informacjami o tym, jak może ucierpieć handel. Jeśli kierowcy wyjadą, dotknie to całą sferę zamówień i logistyki. To z kolei może przełożyć się na podwyżki cen.