Za rok wybory samorządowe i opozycja głowi się, jak zwyciężyć PiS. Inspiracji można szukać w tych samorządach, gdzie odbywają się przedterminowe wybory. Tak jak w gminie Kozłowo w woj. warmińsko-mazurskim, gdzie wójtem został właśnie dotychczasowy radny Marek Wolszczak. Już w pierwszej turze zdeklasował Ewę Krzyżewską, która od kwietnia zarządzała gminą. A do wykonywania zadań i kompetencji wójta wyznaczyła ją osobiście premier Beata Szydło.
Marek Wolszczak: Należy po prostu zdobyć zaufanie ludzi. Trzeba wyjść do ludzi, rozmawiać z nimi i przekonywać do swoich propozycji i celów, które chce się osiągnąć. Dużo też mógłbym mówić na temat tego, co się działo podczas pełnienia funkcji przez panią, która została wyznaczona do zarządzania gminą z gabinetu premier Szydło.
Proszę mówić, pewnie ma pan krytyczny stosunek.
Raczej tak. Pewne rzeczy robiła w miarę dobrze. Natomiast, moim zdaniem, nie miała dobrego podejścia do ludzi, do pracowników i mieszkańców gminy.
Na czym polegało to złe podejście?
Wytworzyła atmosferę jakiegoś takiego zastraszania. Może miała za wysokie wymagania. Choć źle się wyraziłem, bo wymagać trzeba, ale nie w takiej formie, że coś ma być i już. Z ludźmi trzeba rozmawiać i trzeba ich przekonywać do takich, a nie innych działań.
Mówi Pan trochę naokoło. Mobbing to za duże słowo?
Za duże.
Może przypomnijmy, że pana kontrkandydatka został umocowana w gminie w roli komisarza po tym jak urzędującemu wcześniej wójtowi zarzucono korupcję.
Tak. Były wójt został zwieszony, po tym jak jeden z radnych posądził go o wręczenie łapówki. Wójt zrzekł się mandatu. Sprawa toczy się w sądzie.
Pan jest z zawodu lekarzem weterynarii. Czy pan należy do jakiejś partii?
Nie należę i nigdy nie należałem.
A jak wyglądała kampania? Może premier Szydło się w nią angażowała?
Nie. Myślę, że władze lokalne PiS przedłożyły pani premier akurat tę kandydaturę. Takie odnoszę wrażenie, bo nie zauważyłem, by pani Krzyżewska miała jakiś kontakt z panią premier. Nie wiadomo mi także nic na temat tego, by jacyś lokalni politycy PiS byli zaangażowani w kampanię pani Krzyżewskiej. Ona kandydowała z ramienia PiS, ale nie miała nawet komitetu partyjnego. Założyła swój lokalny. Partia nie wtrącała się raczej w jej kampanię.
A pana kampania?
Moja kampania była bardzo miękka i przyjazna. Nie starałem się wytykać błędów swoim kontrkandydatom. Byłem daleki od osądzania ich programów. Mówiłem wyborcom o sobie i udało mi się ich do siebie przekonać.
W takich gminach jak pańska pewnie wszyscy się znają?
Tak, większość ludzi się zna. Ale i tak chodziłem od domu do domu, ponieważ nasza gmina jest rozległa. Gabinet, który prowadzę, mieści się w jednej części gminy i tam jestem bardziej znany. Natomiast z mieszkańcami drugiej części musiałem się bardziej zapoznać, ale przy okazji dowiadywałem się, co kogo boli i jakie problemy gminy są dla nich ważne.