Magda Gessler dawno nie wpadła w taki szał. Zmiażdżyła kucharza ze Szklarskiej Poręby
Bartosz Świderski
24 listopada 2017, 07:24·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 24 listopada 2017, 07:24
Było tak gorąco, że aż nam się go zrobiło żal. Kucharz Artur, który w środowym odcinku "Kuchennych Rewolucji" rządził kuchnią w restauracji "Kanion" w Szklarskiej Porębie, został zrównany z ziemią przez Magdę Gessler. – To największe gó*no, jakie w życiu widziałam – wypaliła nawet w pewnym momencie restauratorka.
Reklama.
A zaczęło się tak niewinnie – choć można by rzec, że typowo w "Kuchennych Rewolucjach". Gessler pojawiła się w restauracji na głównym deptaku w Szklarskiej Porębie. Lokal, do którego weszła, nie przypominał jednak klimatycznej, góralskiej knajpy, a raczej lokal z sushi.
Największy zawód wywołał w niej jednak kucharz Artur. Którego właściciele lokalu tak zachwalali, a jak mówił pan Marek (jeden ze współwłaścicieli, druga to żona Agata), podkradł go z innej restauracji, bo… zaproponował mu tysiąc złotych więcej miesięcznie.
Degustacja dań wypadła jednak fatalnie. Na pierwszy ogień poszła zupa pomidorowa. – Myślą, że wodę z kitem można sprzedać za duże pieniądze. To jest kit! – emocjonowała się Gessler. Póżniej nie było lepiej – bo czekały na nią jeszcze kwaśnica oraz żurek. Były tak złe, że restauratorka zrezygnowała z kolejnych dań.
Artur, który ukrywał się na kuchni, nie krył złości, ponieważ twierdził, że się przykładał. – Wszystko ku*wa zrobiłem, jak w książce. Rosoły gotowałem do tej jej zupy. To mnie wyśmiała i pocisnęła jak barana! (…) Pier**lić to gó*wno. Błazna z siebie ostatni raz zrobiłem – emocjonował się.
Kucharz jednak w pracy pojawił się i dzień później. A Gessler mu nie odpuszczała. Najpierw kazała mu jeść koncentrat, z którego robi żur. Potem zabrała go i właścicieli do lepszej restauracji – czyli w tym wypadku… pierwszej po drugiej stronie ulicy. Gdzie dania były lepsze. Artur nie chciał jednak jeść. – Nie będę porównywał swoich zup, w które wkładam tyle pracy – zarzekał się.
Ale to nie był koniec. Gessler zabrała go także do swojego znajomego restauratora w okolicy. Tam Artur dowiedział się, że jeśli ktoś się nie sprawdza na kuchni, to jest degradowany na zmywak. Ostatecznie jednak na zmywak nie trafił. Restauracja zmieniła nazwę na "Bistro Sztufada", a sama rewolucja się udała – po miesiącu nadal smakowało.