Jeśli spodziewacie się pocałunków pod jemiołą, śniegu po pas, Mikołaja z białą brodą, pięknie opakowanych prezentów i lekkiej historii z happy endem, to nie wybierajcie się na "Cichą noc". Bo to wyprawa do Polski B. Akcja pełnometrażowego debiutu Pawła Domalewskiego toczy się w ponurej i brzydkiej wsi Pęglity (warmińsko-mazurskie). Leje tu deszcz, łatwo zakopać się w błocie. Ani śladu śniegu, mimo że jest Boże Narodzenie. Adam, w rolę którego wciela się genialny
Dawid Ogrodnik, niczym syn marnotrawny wraca z pracy w
Holandii. W komisie wynajmuje najlepsze auto, płaci gotówką i rusza do rodzinnego domu. Ceglany budynek nadal niszczeje, dziadek nadal nie trzeźwieje. Słowem: czas się tu zatrzymał i nic na lepsze się nie zmieniło. No może poza jednym: ojciec od dwóch miesięcy nie pije. Wielopokoleniowa rodzina w pośpiechu przygotowuje się do improwizowanej
Wigilii. Kobiety gotują, dzieci oglądają
"Kevina w Nowym Jorku". W tym roku alkohol ma nie zepsuć kolacji. Tego strzeże matka (Agnieszka Suchora). Przez okno wylewa wódkę. W powietrzu czuć już nadchodzącą katastrofę.