Sytuacja, w której film dostaje same pozytywne recenzje, to rzadkość. Ale taki jest właśnie przypadek "Lady Bird". Krytycy są zachwyceni, widzowie też. Pojawia się jednak zgrzyt. Film ma ogłoszone daty premier na całym świecie, ale na razie nie wiadomo, kiedy będzie w Polsce.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Popularny serwis "Rotten Tomatoes" gromadzi recenzje krytyków i wylicza z nich średnią. To dość wiarygodne źródło, jeśli szukamy profesjonalnych opinii o danym filmie. Choć, jak wiadomo, nie zawsze nota ekspertów przekłada się na sympatie widzów. W przypadku "Lady Bird" jest inaczej. Widzom podoba się na 87 proc., a ogólna średnia recenzentów to... 100 proc.! Takiej oceny jeszcze w historii serwisu nie było. Do tej pory blisko był świetny horror "Get Out", który długo miał 100 proc, a obecnie ma ich niewiele mniej, bo aż 99.
Filmy sa dzielone na dwie kategorie: "świeży" i "zgniły" (od nazwy serwisu, która po polsku oznacza "zgniłe pomidory"). Do tej pory rządziła klasyczna animacja... "Toy Story 2" – miała 163 świeże recenzje. Została zdetronizowana przez, "Lady Bird" ma już ich o 10 więcej w i ani jednej nikt nie obrzuca filmu zgniłem pomidorem. Dostał znaczek "100 % świeżości".
Oczywiście na podium najlepszych filmów są "Czarnoksiężnik z krainy Oz", "Obywatel Kane" i "Trzeci człowiek", ale nie mają aż tylu pozytywnych recenzji, a powodów można się łatwo domyślić - to starsze filmy, których już się raczej nie recenzuje. Nawet jeśli ranking nie jest miarodajny, to nagrody i nominacje, które "Lady Bird" zdobył na festiwalach już tak, a sezon dopiero się zaczyna.
Walka o "Lady Bird"
Zanim film trafi do kin musi przebyć długą i zawiłą drogę. To niezwykle skomplikowany proces, przez który wiele ciekawych tytułów nie trafia na srebrne ekrany, a wiele gorszych jakimś cudem się znajduje. – Z naszej perspektywy jest tak, że dostajemy zajawki filmów czy scenariusze jeszcze przed festiwalami. Jeśli dany tytuł nas zainteresuje, to składamy ofertę wyświetlania go w Polsce, ale czasem przebija nas większy dystrybutor, który wykupuje prawa na cały świat – mówi Paulina Piechota z Best Film, które też się interesowało "Lady Bird" od dawna.
Dystrybutorzy nieraz chcą wykupić dany tytuł, ale ktoś ich ubiega i film "ginie w akcji". – Czasem jest też tak, że potem dany film nie pojawia się u nas na ekranach, bo ktoś się nie zdecydował go wypuścić, gdyż uznał, że to się np. nie opłaci – dodaje Piechota. Mój ulubiony przypadek to "Człowiek-scyzoryk" – był rewelacją na festiwalach, występuje w nim Harry Potter, czyli Daniel Radcliffe, ale w polskie kina nie raczyły go wyświetlać. Szkoda, bo to dość specyficzny, ale świetny film.
"Lady Bird" jest "niezależną" komedią, która przede wszystkim zaskarbiła serca krytyków za sprawą Saoirse Ronan wcielającej się rolę dorastającej nastolatki. Kolejny aspekt, który wpłynął na pozytywne recenzje to ukochana przez wszystkich nostalgia za czasami młodości – pewnie na tej samej zasadzie co w "Stranger Things". "Nostalgia jest kluczowa do zrozumienia sensu Lady Bird. I to nie tylko dlatego, że akcja rozgrywa się jakieś piętnaście lat temu, niektóre stroje wyglądają dziś niemodnie, telefony komórkowe są luksusem, a młodzież zasłuchuje się w pop-punku lub w Justinie Timberlake'u. To tęsknota za czasami liceum, rozczarowań, miłostek, fascynacji nauczycielami, poczucia nudy i straconego czasu." - to fragment jednej z niewielu polskich recenzji. Film w naszym kraju można było póki co obejrzeć tylko i wyłącznie na festiwalu Cammerimage w Bydgoszczy (17 listopada).
Do zobaczenia w przyszłym roku
Film jest już wyświetlany "normalnie" w USA, ale nie tylko Polska, ale i cały świat na niego czeka. Według serwisu IMDb, w lutym będzie pokazany m. in. w Wielkiej Brytanii i Francji, w kwietniu w Niemczech i Szwecji, a w maju w Hiszpanii. Ciekawe, czy dystrybutorzy pozwolą widzom tyle czekać, czy przesuną daty premiery ze względu na niezwykły "hype" na ten film. Polskim fanom udało się przecież przyspieszyć premierę "Gwiezdnych Wojen: Przebudzenia Mocy".
"Lady Bird" to polsku... biedronka. Aż dziwne, że jeszcze nie wiadomo, kiedy będzie i u nas, prawda? Udało mi się jednak ustalić, że na pewno będzie wyświetlany w polskich kinach. Studyjnych czy również sieciowych? Na razie nie wiadomo. Dystrybutorem z prawami do filmu jest UIP, którego współwłaścicielami są Paramount Pictures oraz Universal, więc to potężny gracz na rynku. Dostałem zapewnienie, że data polskiej premiery będzie ogłoszona w grudniu, a film wejdzie na ekrany w przyszłym roku. Kiedy? Pewnie w okolicach ceremonii wręczenia Oscarów, lub niedługo później - "Biedronka" jest czarnym koniem wyścigu o najbardziej pożądane statuetki filmowe świata.
"Gerwig zbudowała z ogranych elementów niezwykle przyjemny, zabawny film z mądrymi, choć nieoryginalnymi myślami. Dialogi należą do najzabawniejszych, jakie pojawiły się ostatnio w amerykańskej komedii. I choć czuć inspirację filmami Baumbacha, Allena i duetu Dayton i Faris, udaje jej się zachować własny głos. Wykonanie nie pozostawia nic do zarzucenia: Ronan gra jedną z najlepszych roli w swojej karierze, a towarzyszący jej aktorzy nie ustępują jej na krok."